Z tej okazji rozmawiamy z prezesem zrzeszenia Sławomirem Michalikiem.
- Zrzeszenie jest obecne w Koszalinie od 65 lat, ale mam wrażenie, że tak naprawdę mało kto wie o waszej działalności? - Nazwa kupiec, została w obecnych czasach zdeprecjonowana i kieruje się ją do osób prowadzących działalność na targowisku. A niesłusznie, ponieważ tradycje kupieckie są bardzo zakorzenione w naszej kulturze. Nasza organizacja powstała w Polsce w 1925 roku; w Koszalinie w 1945. Do naczelnej struktury z siedzibą w Warszawie należy 40 lokalnych zrzeszeń, m.in. koszalińskie. Co ważne zrzeszenia nie są sterowane centralnie, ale mają dużą autonomię. Tak naprawdę to mamy więcej korzyści z naczelnej organizacji niż obowiązków wobec niej. Zarządy zrzeszeń są społeczne. Ja jestem prezesem, ale z tytułu pełnionej funkcji nie otrzymuję wynagrodzenia. W skład władz wchodzą sami przedsiębiorcy. Nasi członkowie to prowadzący mikrofirmy zatrudniające poniżej 10 pracowników i mające 2 mln euro obrotu. Są to np. usługodawcy, rzemieślnicy, właściciele sklepów, restauracji, pensjonatów.
- Koszalińskie zrzeszenie tworzy około 80 firm. Co macie im do zaproponowania? - Cele i misja zrzeszenia są niezmienne od początku jego istnienia. Reprezentujemy przedsiębiorców wobec władz, administracji państwowej, skarbowej, integrujemy środowisko oraz bronimy ich interesów. Prowadzimy szkolenia, zapewniamy opiekę prawną, pomagamy małym firmom w księgowości. Po wstąpieniu do Unii Europejskiej stanęły przed nami także nowe zadania: zdobywanie certyfikatów jakości, aplikowanie do programów unijnych.
- Wiemy jak było, wiemy jak jest, a co czeka zrzeszenie w przyszłości? - W regionalnych zrzeszeniach musimy naciskać centralę w Warszawie, a ta na władzę państwową, by rządzący zauważyli potrzeby i rolę jaką odgrywają małe przedsiębiorstwa. Będziemy się bić o rozpoznanie problemów kupców. Zrozumienie naszego sektora jest bowiem małe. Chodzi tu o zagadnienia podatkowe, prawne, atmosferę wokół nas.
- A jak współpraca z rządzącymi wygląda na poziomie samorządów? - Był w Koszalinie dobry klimat, który stworzył prezydent Mikietyński. Do niektórych rzeczy mieliśmy zastrzeżenia, ale na tle Polski w Koszalinie współpraca wyglądała nieźle, oczywiście w ramach w jakich funkcjonuje to w całym kraju. Coś jednak zaczęło szwankować. Jeśli w centrum miasta restauracje zostały zastąpione bankami, to chyba znak, że ktoś nad tym nie zapanował. Dzisiaj ścisłe centrum Koszalina zamiera wieczorami. Banki pracują do piątku do godz. 18 i później jest cisza. A gdyby były lokale gastronomiczne, kluby muzyczne wyglądałoby to zupełnie inaczej.
- A może koszaliński rynek gastronomiczny jest już nasycony. Wiele lokali powstaje, by szybko zniknąć. Ludzie tam nie przychodzą. Może nie mają za co? - To zjawisko, o którym pan mówi także trzeba zauważyć. Branża gastronomiczna trochę podupadła. Konkurencja w postaci restauracji sieciowych też ma znaczenie. Ważne jednak, by zadbać o dobry wizerunek restauracji, a takie w Koszalinie są, by mieć pomysł na lokal, na przyciągnięcie ludzi. Chodzi także o to, by tych wysokich standardów się trzymać.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?