Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mięso z kałem i bicie zwierząt w ubojni w gminie Lipnica. Pracę stracił wiceszef inspekcji weterynaryjnej, wkroczyła policja

Andrzej Gurba
Andrzej Gurba
Archiwum (zdjęcie ilustracyjne)
Zatrważające są wyniki kontroli ubojni zwierząt w gminie Lipnica. I zatrważający jest brak właściwego nadzoru powiatowej inspekcji weterynaryjnej. Z dokumentów pokontrolnych do których dotarliśmy wynika, że w ubojni stwierdzono m.in. wprowadzanie na rynek niebezpiecznej żywności w wyniku nieprawidłowego weterynaryjnego nadzoru nad zakładem. Chodzi o zanieczyszczanie mięsa kałem. Co więcej, mięso zanieczyszczone kałem było oznakowane znakiem jakości zdrowotnej z przeznaczeniem do wprowadzenia do obrotu. Kontrolerzy stwierdzili także zachowania przemocowe pracowników ubojni w stosunku do zwierząt. I brak reakcji na to lekarza weterynarii. Właściciel ubojni zaprzeczył temu wszystkiemu.

Od wielu miesięcy Pomorski Inspektor Weterynarii, jak i Główny Inspektor Weterynarii kontrolują powiatową inspekcję weterynaryjną w Bytowie z siedzibą w Miastku. Wynika to m.in. ze skarg i doniesień na nieprawidłowości występujące w tej jednostce. Głównie chodzi o nadzór powiatowego lekarza weterynarii nad zakładami zajmującymi się produkcją zwierzęcą. A w zasadzie o jego brak.

Dotarliśmy do sprawozdania Głównego Inspektoratu Weterynarii w Warszawie z kontroli ubojni zwierząt znajdującej się na terenie powiatu bytowskiego. Chodzi o gminę Lipnica. Jego lektura jest porażająca.

Zanieczyszczenia kałowe mięsa wprowadzanego do obrotu

We wnioskach z kontroli stwierdza się m.in. wprowadzanie na rynek niebezpiecznej żywności w wyniku nieprawidłowego weterynaryjnego nadzoru nad zakładem. Chodzi „o nieidentyfikowanie licznych zanieczyszczeń kałowych na ćwierciach wołowych przechowywanych w chłodniach i podczas obróbki poubojowej”. Co więcej, według kontrolerów, mięso zanieczyszczone kałem było oznakowane znakiem jakości zdrowotnej z przeznaczeniem do wprowadzenia do obrotu.

Nierzetelny, nieprawidłowy nadzór weterynarii albo jego brak

- „Sposób sprawowania nadzoru (inspekcji weterynaryjnej – dop. redakcji) okazał się nieprawidłowy i skutkował faktycznym jego brakiem” – to kolejny cytat ze sprawozdania. Kontrolerzy stwierdzili, że lekarz weterynarii korzystał w ubojni z baz danych logując się z komputera zakładu, a nie z zabezpieczonego komputera inspekcji weterynarii. Dokumentacja urzędowa inspekcji (rejestr ubijanego bydła, protokoły weryfikacji oraz dobrostanu zwierząt) przechowywane były w pomieszczeniu biurowym zakładu, a nie w zabezpieczonym pomieszczeniu lekarzy weterynarii. Dalej czytamy, że lekarze nie weryfikowali przyjęcia zwierząt do rzeźni i niewłaściwie prowadzone były dzienniki badania przedubojowego i poubojowego. Np. powiatowa inspekcja weterynaryjna stwierdziła, że w czasie obróbki mięsa nie dochodzi do zanieczyszczeń, a kontrolerzy stwierdzili, że do takich zanieczyszczeń dochodzi niemal przy całej obróbce mięsa (17.06.2021 r.).

HACCP w rodzinie

Według kontrolerów w ubojni nie działał prawidłowo system HACCP (Analiza Zagrożeń i Krytyczne Punkty Kontroli). W założeniu ma on zapewniać wysoką jakość zdrowotną żywności poprzez nadzorowanie całego procesu produkcji. Chodzi o wykrywanie i eliminowania zagrożeń w czasie i miejscu ich powstawania, a nie dopiero w produkcie gotowym. W ubojni szefem zespołu HACCP była córka właściciela zakładu, a jednym jego członkiem – współwłaścicielka zakładu.

Grzechów powiatowej inspekcji weterynarii i samej ubojni jest więcej. Kolejny to zabezpieczenie zakładu przed gryzoniami. Kontrolerzy stwierdzili, że w karmnikach na stale umieszczano trujące, bardzo toksyczne środki, które „mogą dostać się do łańcucha pokarmowego ludzi i zwierząt”. Takie środki mogą być stosowane tylko czasowo, w czasie akcji zwalczania szkodników. W pozostałym czasie powinno się stosować środki wabiące nie zawierające trucizn. Dodajmy, że zajmowała się tym, na zlecenie, zewnętrzna firma.

Ze sprawozdania kontrolnego wynika, że ubojnia wprowadzała na rynek podroby, choć nie miała takiego pozwolenia.

Bydło było kopane przez pracowników. Sprawą zajmuje się policja

Kontrolerzy udokumentowali także zachowania przemocowe pracowników ubojni w stosunku do zwierząt. W czerwcu br. jeden z pracowników miał kopać bydło po kończynach tylnych, a drugi ciągnąć je do wnętrza klatki liną przymocowaną do głowy. Na takie zachowania nie reagował lekarz weterynarii. – Konstrukcja klatki powoduje niechęć bydła do wchodzenia do niej, wyzwala u zwierząt strach i niepokój. Grozi to potknięciami, urazami, narażając zwierzęta na niepotrzebny ból – czytamy w sprawozdaniu pokontrolnym.

Sprawą znęcania się nad zwierzęciem zajmuje się policja (po zawiadomieniu weterynarii). Grozi za to do 3 lat pozbawienia wolności. Za brak nadzoru i brak reakcji lekarzem weterynarii ma zająć się Izba Lekarsko-Weterynaryjna.

Powiatowa inspekcja weterynaryjna w Bytowie dostała szereg zaleceń do wykonania po tej kontroli, podobnie, jak i ubojnia. Po innych zresztą też – chodzi o brak nadzoru nad fermami drobiu. W bytowskiej inspekcji nie pracuje już niedawny jej zastępca, a wcześniej jej szef.

Właściciel ubojni twierdzi, że wszystko jest w porządku

Właściciel ubojni powiedział nam, że nic nie wie, aby w jego zakładzie źle się działo. Sugerował, że są to niesprawdzone donosy, a nie dokumenty pokontrolne. I po chwili, już w ogóle nie chciał rozmawiać.

Odpowiedzi na nasze pytania

2 września br. wystąpiliśmy do GIW w Warszawie oraz WIW w Gdańsku z pytaniami dotyczącymi m.in. wniosków, zaleceń, kar, ewentualnych skierowań do organów ścigania w tej sprawie oraz o informację czy wyciągnięto i ewentualnie jakie konsekwencje służbowe w stosunku do powiatowego lekarza weterynarii. Odpowiedź otrzymaliśmy 10 września br. późnym wieczorem.
GIW w mailu potwierdza, że nadzór weterynaryjny sprawowany był nieprawidłowo, badanie poubojowe oraz ocena mięsa dokonywane były nieprawidłowo, czynności obróbki poubojowej dokonywane były bez przestrzegania rozdziału stref ryzyka mikrobiologicznego do wykonywania poszczególnych prac. Poza tym „struktura zakładu uniemożliwiała zapewnienie dobrostanu przy uboju bydła”.

GIW nakazał wprowadzenie natychmiastowych zmian w funkcjonowaniu ubojni oraz w nadzorze weterynaryjnym. - W związku z ujawnionymi nieprawidłowościami, Powiatowy Lekarz Weterynarii w Bytowie z siedzibą w Miastku wydał decyzje nakazujące ich wyeliminowanie i wdrożenie działań naprawczych, zawieszając również czasowo działalność zakładu – czytamy. - Z informacji uzyskanych od Pomorskiego Wojewódzkiego Lekarza Weterynarii wynika, że po urzędowej weryfikacji działań naprawczych wdrożonych przez właścicieli rzeźni, zakład funkcjonuje zgodnie z zakresem zatwierdzonych zmian.

W związku z tą kontrolą pracę stracił zastępca Powiatowego Lekarza Weterynarii w Bytowie z siedzibą w Miastku. - W związku z faktem, że odwołanie ze stanowiska zastępcy powiatowego lekarza weterynarii jest równoznaczne z wypowiedzeniem umowy o pracę, a osoba ta nie świadczy już pracy w Powiatowym Inspektoracie Weterynarii w Bytowie, podjęcie innych postępowań np. dyscyplinarnych w ocenie Pomorskiego Wojewódzkiego Lekarza Weterynarii jest niecelowe – czytamy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak postępować, aby chronić się przed bólami pleców

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza