MKTG SR - pasek na kartach artykułów

"Mój Nikifor"

Piotr Polechoński
To jest film o rytmie życia. Ale innym od tego, który tak dobrze znamy. O tempie nie mającym nic wspólnego z pośpiechem, nieustannym zabieganiem, ciągłą walką o to, aby za wszelką cenę utrzymać się na powierzchni powodzenia i materialnego bezpieczeństwa.

"Mój Nikifor" opowiada o tym, że czasami to, co się dzieje wewnątrz człowieka, jest tak silne, że wszystko inne nie ma znaczenia. Nikifor to kaleki półanalfabeta żyjący w Krynicy. Ma słaby słuch i wzrok. Trudno go zrozumieć, gdy coś niewyraźnie bełkocze. Jest sam, nie ma stałego kąta. Czasem żebrze, częściej jednak nie ma na to czasu. On maluje. Prostymi farbami na zwykłych kartkach. Robi to niemal bez przerwy i tylko to się liczy. Jego cały świat to jego dusza, pędzle i farba. Całą resztę ledwo co zauważa. Krystyna Feldman w roli Nikifora to aktorski geniusz.
Krzysztof Krauze zrobił obraz perfekcyjny. Zupełnie poddał się postaci Nikifora i zbudował film niemal statyczny. Wystarczy, że bohatera nie ma w kadrze, a film umiera. Na szczęście jest on niemal cały czas i bez przerwy nas hipnotyzuje. Swoją obojętnością wobec zewnętrznego świata i absolutną tajemniczością. Pierwsza i ostatnia scena niewiele się od siebie różnią: Nikifor nawet na trochę nie stał się bardziej dla nas zrozumiały. Jest taki sam jak na początku. I to jest właśnie największa siła tego filmu - Krauze w żaden sposób nie chce czegoś nam wytłumaczyć, czegoś wyjaśnić. On stawia nam przed oczami Nikifora i mówi "Oto człowiek". To, co z nim zrobimy, zależy już tylko i wyłącznie od nas samych.
Nikifor zmarł pod koniec lat 60. Teraz jest uważany za jednego z większych prymitywistów na świecie. Jego obrazki na aukcjach osiągają zawrotne kwoty. Jest w filmie taka scena, w której Nikifor trafia na pierwszą warszawską wystawę swoich prac. Pełno ludzi, słowa zachwytu i uznania, ale nikt małego Nikifora nie zauważa. Zresztą i dla niego samego nie ma to większego znaczenia. Jego tu przecież nie ma. On jest w swoich obrazach.
Film jest pełen świetnych zdjęć, znakomicie oddaje też epokę socjalistycznej "małej stabilizacji". Najważniejsze jednak, że to jest film mądry. Krauze nie traktuje widzów jak prostaczków, którym trzeba wszystko wbić do głów. On prowadzi z nami dialog i wcale nie udaje, że wie wszystko. Wprost przeciwnie: opowiada nam o człowieku, którego on sam nie jest w stanie pojąć. Może i dlatego część filmu poświęcił czemuś, co rozumie: przyjaźni. Drugim bohaterem filmu jest plastyk Marian Włosiński, który opiekował się Nikiforem w ostatnich latach jego życia. Ten poświęcił pracę, a nawet rodzinne szczęście, aby być z nim do końca. Nie jest to przyjaźń łatwa, bo Nikifor nawet "dziękuję" nie jest w stanie powiedzieć. Ale potrafi patrzeć. I w tych spojrzeniach jest wszystko.
"Mój Nikifor" to film fascynujący.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza