MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Mokre

Piotr Pawłowski, Zbigniew Marecki
Sklepowa z Mokrego: - Nie wiem co myśleć o Unii. Nie jestem za, ale nie jestem też przeciw.
Sklepowa z Mokrego: - Nie wiem co myśleć o Unii. Nie jestem za, ale nie jestem też przeciw. Fot. Radosław Koleśnik
Będzie lepiej? Czy może gorzej? Takie pytania stawiają sobie wszyscy. Wspólna, jedna Europa to szansa, ale i zagrożenia. Pojechaliśmy na pomorską wieś. Tak przyszłość Polski widzą w Zagórkach, Kuleszewie, Mokrem, Suchej Koszalińskiej...

Mokre

Mieszkańcy Mokrego (w drodze z Koszalina do Polanowa), wsi na trzydzieści numerów, nieufnie patrzą na obcych. Każdy zajęty swoimi sprawami.

Brukselskie obiecanki

W zapuszczonym ogrodzie przydrożnym krucha staruszka na nasz widok podrywa się z kolan. Odkłada haczkę.
- Unia Europejska? - unosi brwi. - O, panie, gdzie tam mnie o tym myśleć - macha ręką i uspokaja rozszczekane psy. - Wszystko za mną, nic przede mną. Za stara jestem. Zapytajcie sołtysową.
Gospodarstwo pod siódemką. Na płocie tablica z napisem: "Sołtys". W tle dwa dobermany. Gospodarz woła gospodynię. Pani sołtys nie chce rozmawiać o Unii Europejskiej. Po pierwszym pytaniu ucieka do domu.
- Nie. Nie! - powtarza z sieni.
Pod siódemką też trwają prace ogrodowe. Właścicielka osiemdziesięcioarowej posesji oryginalnie zastrzega sobie anonimowość: - Aj tam, mam brzydkie imię - deklaruje. - Obiecanki - to słowo najczęściej używane przez gospodynię.
- Jestem za Unią - bierze się pod boki - ale mam świadomość, że nasze wychodzenie z dołka potrwa kilkanaście lat. Zagłosuję na tak, a jakże. Choćby dla moich córek. Nie łudźmy się tylko, że wszystkie brukselskie obiecanki zostaną spełnione. Ale niech tam. Zobaczymy.

Gorzej być nie może

Gospodyni mieszka w Mokrem od urodzenia. Ma trzy córki. Dwie w domu, trzecia za mężem pojechała do sąsiedniej wsi. Część ziemi leży odłogiem, bo uprawa to syzyfowa praca: - Narobi się człowiek i nic z tego nie ma. Z czego mam dokładać? - pyta. - Tak czy owak, zawsze rolnik dostanie po dupie.
Co innego gdyby pojawiły się pieniądze, ale pieniędzy nie ma. Rodzina gospodyni utrzymuje się z renty rolniczej. Kobieta ma połówkę etatu w szkole. Przez kilka miesięcy korzystali z pomocy społecznej; pięćdziesiąt złotych na życie, siedemdziesiąt na bilet autobusowy dla dziecka.
Gospodyni mówi wprost: - Nie obawiam się Unii. Wie pan, dlaczego? Ponieważ u nas już gorzej być nie może. Nie żal mi będzie złotówki. Nigdy ich za wiele nie miałam. Strach mnie tylko oblatuje na ludzką głupotę. Tej szansy, na miły Bóg, nie możemy zmarnować. A ludzie we wsi mówią: "Aaaa, co ma być to będzie".

Wielka niewiadoma

Sklepowa w Mokrem ma osiemnastoletnią córkę. Boi się o przyszłość dziecka. Chciałaby wysłać dziewczynę na studia, zapewnić jej mieszkanie, zadbać o dobrą pracę. Na razie mobilizuje córkę do solidnej nauki.
- Nie wiem, co myśleć o Unii - przyznaje. - Nie jestem za, ale też nie jestem przeciw. Wciąż się zastanawiam. Czy pójdę zagłosować? Nie wiem.
Właściciel sklepu "Irys", młody mężczyzna na bieżąco śledzący przebieg naszego wchodzenia do UE, pytania kwituje rozłożeniem rąk: - To wielka niewiadoma. Niby wszyscy we wspólnocie mają dobrze, ale o Grecji już nie można tego powiedzieć.
Głos na nie odda natomiast Andrzej Skupiński.
51-letni mężczyzna nie kryje złości: - Na Unii skorzystają ci, co są przy władzy - bezwiednie zaciska pięści. - A nam, oby nie było gorzej. Dziad zostanie dziadem, bo Unia nie jest dla biedaków.
Ze ściśniętym gardłem opowiada o byłych pracownikach pegeerów, ludziach, których transformacja uczyniła żebrakami. Sam pracuje ciągnikiem przy pracach leśnych. Do wcześniejszej emerytury musi jeszcze przepracować osiem miesięcy. Syna ma po szkole. Dobrej szkole, a mimo to junior wciąż jest bez pracy, bez szans.
- Pan zna tę zasadę - upewnia się Andrzej Skupiński. - Żeby wyjąć - trzeba włożyć. Zanim cokolwiek od Unii dostaniemy, będziemy musieli coś wsadzić do wspólnego kotła. Ja wsadziłbym tej całej wspólnocie nasze bezrobocie, naszych polityków i historie wszystkich tych ludzi, którzy z biedy i beznadziei odebrali sobie życie.

Mokre bez wody

To chyba największy z lokalnych paradoksów: w Mokrem od lat nie ma wody. A dokładniej, woda jest, ale w studniach, bo gminę nie stać na założenie sieci wodociągowej. Z tą wodą w studniach to też komedia, bo raz jest, a raz jej nie ma. Woda znika i nie chodzi przy tym o pory roku, susze i słońce. Studnie głębinowe zmieniają podziemne poziomy wód. Kto ma głębinową ten śpi spokojnie.
O wodę dla wsi od kilku lat walczy pani Leokadia.
- Nie mamy wodociągu ani pieniędzy na wywiercenie studni głębinowej - przekonuje. - W kilka rodzin staraliśmy się, żeby gmina pociągnęła nam z sąsiedniego Szczeglina przyłącze wodociągowego do pierwszego domu we wsi. Niech pan zgadnie, ile mieliśmy za to zapłacić? Siedemdziesiąt osiem tysięcy złotych! Ludzie w Mokrem do Unii wejdą bez wody.
Pani Leokadia jest przekonana: - Z Unią czy bez Unii, wody nie będzie u nas jeszcze co najmniej przez dziesięć lat. Czy wezmę udział w referendum? Nie wiem. Za wodą, powiedziałabym tak. Jestem tylko za wodą, za niczym więcej.

Sucha Koszalińska

Problemów z wodą nie mają mieszkańcy Suchej Koszalińskiej (w drodze z Koszalina do Darłowa). Tutaj życie toczy się zupełnie innym rytmem. Sucha to wieś przy trasie turystycznej z parcelami wykupionymi przez zamożnych koszalinian.

Alkohole z górnej półki

Ludzie w Suchej chcą do Unii. Nie mają wątpliwości. Unitów już znają, a zwłaszcza znają zasobność ich kieszeni. Niemcy kupują przy drodze polskie truskawki, szukają tanich antyków. Szwedzi i Duńczycy uwielbiają polskie piwo.
- U mnie biorą alkohole z górnej półki; koniaki i whisky - wyjaśnia Helena Hałuszka, sprzedawczyni ze sklepu sianowskiego geesu.
Helena Hałuszka pracuje w Suchej od dwóch lat, a w handlu wiejskim od ośmiu.
- No, było lepiej. Było - podkreśla. - O Unii Europejskiej nikt tu nie rozmawia, są ważniejsze problemy.
Problem polskich szans i zagrożeń wobec wspólnoty jest na wsiach podkoszalińskich pokrywany kłopotliwym milczeniem.
- Co mam panu powiedzieć? - drapie się po głowie Andrzej Skupiński z Mokrego. - Pan pewnie czeka na coś mądrego, tak, jak to w telewizorze mówią, a tu, wie pan, człowiek za mało wie, ciężko to wszystko poskładać. Po naszemu to jest tak: pożyjemy, zobaczymy.
Wszyscy są przekonani tylko o jednym: na poprawę sytuacji trzeba będzie poczekać, a więc Unia to bajka z księgi najmłodszych pokoleń. Starzy i starsi mają kłopoty bardziej przyziemne. Głośno zastanawiają się, czy ZUS dotrwa do przyszłego roku? Czy pomoc społeczna nie ograniczy wypłaty zasiłków? Czy pekaes nie zwiększy liczby kontrolerów, bo wtedy biedagapowicze, jak alimenciarze musieliby w aresztach odsiadywać to, czego nie są w stanie opłacić.
Franciszek Jaroszewicz mieszka w Suchej Koszalińskiej od 55 lat.
- Żyć jakoś trzeba - mruczy pod nosem. - Ludzie długi pokrywają długami. Najważniejszy jest chleb. Jak jest to dobrze. Unia? Nic o Unii nie wiem. To sprawa dla młodych.

Zagórki

- Jesteśmy Murzynami i Murzynami będziemy - krzyczy zarośnięty mężczyzna w berecie i gumiakach. Nie, nie będzie rozmawiał o Unii Europejskiej. Razem z kolegami znika za sklepem. Tylko szyjka od butelki, która wystaje z jego kieszeni, wskazuje, że mają lepsze zajęcie.

Cień "Arizony"

W Zagórkach (gm. Kobylnica), które 7 lat temu Ewa Borzęcka utrwaliła w filmie dokumentalnym "Arizona", o integracji z Unią Europejską rozmawia się trudno.
- Tu wszyscy stracili nadzieję. Wyjeżdżam - mówi 43-letnia Mariola, która do tej pory nie może zapomnieć występu w "Arizonie". Trochę wypiła i gadała, co ślina przyniosła na język. Wzięła za to 60 zł. Nadal się wstydzi. Najbardziej tego, że cała Polska ją widziała. O Unii Europejskiej nie myśli, bo to nie dla niej. Za granicę się nie wybiera. Będzie szukać pracy w kraju. Czasem się tylko boi, że jak te granice zostaną otwarte, to może bezrobocie będzie większe, bo wtedy przyjadą biedni z innych krajów i będą w Polsce szukać szczęścia dla siebie.
- Kuzynka mi opowiadała, że jak była w Niemczech, to o pracę musiała walczyć z Turkami i Jugosłowianami. Łatwo nie było, bo oni byli bezwzględni i nawet za bicie się brali, jak im ktoś przeszkadzał - mówi.
Trzydziestolatek z brzuszkiem chowa się koło chlewika za blokiem, który nie był remontowany od czasów pegeerowskich. Nie, nie chce o niczym rozmawiać. Unia go nie interesuje. Szybciej szambo, którego nikt nie wywozi. - Płacimy, a ścieki lecą na łąki. Za pegeeru tak nie było - przekonuje. Dobrze o wszystkim pamięta, bo sam opróżniał szambo.

Stawia na przyszłość

unijne strachy pomorskiej wsi

1. Bezrobocie będzie jeszcze większe - bo przyjadą do nas biedni z innych krajów, którzy w Polsce będą szukać szczęścia dla siebie. Zabiorą pracę naszym.
2. Przyjadą obcy i wykupią naszą ziemię.
3. Ludzie są biedni, będą jeszcze biedniejsi, wzbogacą się tylko bogaci. Bo Unia nie jest dla biedaków.
4. Na wejściu skorzystają tylko ludzie wykształceni i będący u władzy.
5. Gdy wejdziemy do Unii, to w naszych sklepach będzie tylko towar stamtąd.
6. Na jakiekolwiek zmiany u nas, czekać trzeba będzie co najmniej kilkanaście lat, bo cała ta Unia jest dla młodych.
7. Wcale nic nie dostaniemy, bo przecież zgodnie z powiedzeniem: najpierw trzeba włożyć - żeby potem wyjąć.
8. Wejście do Unii nic nie zmieni w małych, zapomnianych przez Boga wsiach, bo "jak wody nie ma, to nadal jej nie będzie...".

Sołtys Zagórek Franciszek Zarembski przyszłość widzi w jaśniejszych kolorach. Sam będzie głosował za i innych będzie do tego namawiał. - Musimy wybrać lepszą przyszłość dla naszych dzieci. To od razu się nie stanie, ale za 10-15 lat na pewno będzie nam wszystkim lepiej - uważa. - Jak nie powalczymy i nie będziemy chcieli zmian, to nie przyjdą - mówi pełen werwy, choć niedługo już będzie mógł przejść na emeryturę. Stara się też sąsiadom tłumaczyć, aby niczego się nie bali, choć - przyznaje - że najczęściej ludzie z okolicznych wsi boją się, że po wejściu Polski do Unii Europejskiej przyjdą obcy i wykupią ziemię. Obawia się o frekwencję w czasie głosowania, bo wielu ludzi nie ma we wsi pieniędzy, więc nie pojadą autobusem, aby dojechać do Kończewa, gdzie znajduje się lokal do głosowania.

Może wójt coś zrobi

W Zagórkach trudno się rozmawia z młodymi. Są nieufni, podejrzliwi, a nawet potrafią rzucić wulgarną odzywką. - Ludzie są biedni, a będą jeszcze biedniejsi - wyrzuca z siebie jedynie szesnastolatka, która namawia koleżanki, aby nie rozmawiały z dziennikarzami. - Won stąd - krzyczy jedna z nich.
Pięćdziesięciolatek, którego spotykam pośrodku wsi, rozumie tę niechęć. - To skutek "Arizony". Po tym filmie ludzie z zewnątrz traktowali nas jak zoo. Jeździli samochodami po wsi i przyglądali się, jak wyglądamy. Teraz to minęło, ale uraz pozostał - tłumaczy. Sam chciałby, aby Unia pomogła Zagórkom. - Może da pieniądze na programy edukacyjne, bo tej młodzieży trzeba by dać szansę na rozwój. Inaczej przejmie złe wzorce i się zmarnuje - uważa. Wierzy w przebojowość wójta gminy Kobylnica, na terenie której leżą Zagórki. On już teraz mocno zabiega o różną pomoc, a w Unii może mieć większą szansę, bo w telewizji mówią, że będą pieniądze na wyrównywanie różnic w rozwoju.

Kuleszewo

- Bogaci będą jeszcze bogatsi, a biedni jeszcze biedniejsi. Mnie taki świat nie jest potrzebny - odpowiada na pytanie o Unię Maria Pietrzak z Kuleszewa, innej wsi w gminie Kobylnica. Ona na głosowanie się nie wybiera. Na pewno nie pójdzie na głosowanie też jej blisko osiemdziesięcioletnia matka. - Mnie już bliżej do cmentarza - wyjaśnia.
Nawet jej nie przeszkadza, że nie ma światła, bo z powodu zadłużenia zostało odcięte. Chciałaby jednak, aby lepszy los spotkał jej wnuki, ale na razie nie ma na to widoków, bo nikt nie interesuje się jej córką, która sama wychowuje ośmioro dzieci.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza