Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Motocyklem przez kontynenty. Natasza Caban wyruszyła w podróż dookoła świata. Tak wspiera skrzywdzone i chore dzieci

Bogumiła Rzeczkowska
Bogumiła Rzeczkowska
- Długo czekałam na ten dzień. 12 lat przygotowań, ogromna ilość wyzwań, kolekcjonowane wspomnienia, zebrane doświadczenie… - napisała Natasza Caban w mediach społecznościowych.
- Długo czekałam na ten dzień. 12 lat przygotowań, ogromna ilość wyzwań, kolekcjonowane wspomnienia, zebrane doświadczenie… - napisała Natasza Caban w mediach społecznościowych. archiwum prywatne
Przed domem stał motocykl mamy. Oparty na nóżce, która tylko przeszkadzała, gdy mała Natasza zamiatała podwórko. Zamiłowanie do motoryzacji przejęła od rodziców, żeglarstwo od starszej siostry Agnieszki. Zanim jednak zmierzyła się z tysiącami mil w rejsie dookoła świata i zaczęła planować lądową wyprawę, najpierw było… dno. I to bez wodorostów!

Natasza Caban w siodle Yamahy! Żeglarka, podróżniczka, ustczanka w sobotę 24 czerwca o godzinie 8.30 czasu chicagowskiego rozpoczęła podróż dookoła świata na motocyklu.

- Długo czekałam na ten dzień. 12 lat przygotowań, ogromna ilość wyzwań, kolekcjonowane wspomnienia, zebrane doświadczenie… - napisała w mediach społecznościowych.

- Ale przede wszystkim wspaniali ludzie z pasją, których poznałam na swojej drodze, oraz wsparcie, które absolutnie napędza do działania... Wszystkie te bezcenne chwile doprowadziły mnie do tego momentu - startu mojej drugiej podróży dookoła świata. Mam nadzieję, że będziemy w tej wyprawie razem!

Rozmawiamy po pierwszym odcinku trasy.

- Natasza, gdzie jesteś? - pytam.

- Nie wiem - śmieje się.

- Jestem potwornie zmęczona, przejęta i naładowana adrenaliną. Brakuje mi snu i minut. Jestem na lądzie. I dobrze mi z tym. A nawigacja wskazuje, że Sioux Fall w Południowej Dakocie. Ale przepowiednia pana od geografii się sprawdza...

Na bakier z geografią

Po latach Natasza wspomina to z uśmiechem, bo szkolne strachy przerodziły się w marzenia, a marzenia w rzeczywistość.

- Dno bez wodorostów - tak mnie nazwał pan od geografii. Byłam zagrożona, ale tata przysiadł ze mną nad książką i zaliczyłam na tróję Amerykę Środkową łącznie z eksportem bananów. Później do pana poszłam z goździkiem - opowiada Natasza. - Gdy po latach robiłam trasę, zawsze pisałam Ameryka Północna, Południowa i Środkowa. Tak mi utkwiło z podstawówki.

Wcześniej spotkałyśmy się w usteckim porcie ponad dwa miesiące temu, w zimną i wietrzną Wielką Sobotę. Wtedy Natasza wpadła do Ustki jak po ogień. Ostatni raz przed trasą. To był czas najgorętszych przygotowań do wyprawy. Ubezpieczenia, transporty, umowy, tłumaczenia, żeby o wyprawie ludzie czytali. Motocykl jest jeszcze z nią. Czarno-ciemnoniebieska Yamaha z trochę „poprawioną rejestracją” - GO NAT.

Wiele wspomnień z tego miejsca, z tego miasta, z młodości, o bliskich, których już nie ma, o przyjaciołach, którzy zawsze są.

I łza w oku, i uśmiech.

Płyń przez morza i oceany

Nataszę wielkie wody polubiły w 2002 roku, gdy jako członek międzynarodowej załogi na SY Dreamland zajęła piąte miejsce w regatach Sydney-Hobart. Pięć lat później, w lipcu 2007 roku, na SY „Tanasza” Polska wyruszyła w samotny rejs dookoła świata. 1 grudnia 2009 roku miała ponad 26 tysięcy mil morskich za sobą. Współpracowała z Fundacją Anny Dymnej Mimo Wszystko i w czasie przystanków na Wyspach Kokosowych i Karaibach zaprosiła na pokład niepełnosprawne dzieci, spełniając ich marzenia.

Teraz kapitan jachtowy i oficer nawigacji Natasza Caban zamienia mile morskie na lądowe.

- Kupiłam mapę na ścianę. Przyjrzałam się światu i stwierdziłam, że znam go tylko od strony wody, a lądu, krajów w ogóle nie znam - śmieje się podróżniczka.

92 tysiące kilometrów na pięciu kontynentach do pokonania na motocyklu w ciągu dwóch lat. Taki jest plan. Ustczanka swoją podróż także poświęca skrzywdzonym i niepełnosprawnym dzieciom.

- Dwa lata wyprawy, w tym 19 miesięcy w siodle. Jadę poznać ludzi i opowiedzieć o nich - mówi żeglarka, która teraz wyruszyła w poszukiwaniu ludzi. Przyjaźni, dobra, chęci niesienia pomocy. I zachęca do wspólnej podróży.

Sokół Riders i wspólny start ze stacji paliw

W czerwcu dotarła samolotem do Chicago, ale wcześniej do Stanów dopłynął statkiem motocykl po dokładnym serwisie w Polsce. Przed Nataszą tysiące kilometrów lądu. Albo mil, bo teraz liczy w tych jednostkach.

- Przejechałam już 563 mile - Natasza za oceanem przelicza je na kilometry: - Ponad dziewięćset. Dla samych dwóch tygodni w Chicago warto było 12 lat marzyć o tej wyprawie i ją szykować, dlatego że poznałam w tym mieście wspaniałych ludzi. Polonia chicagowska, przede wszystkim Sokół Riders, klub motocyklowy, tak się mną zaopiekowała, że czułam się jak królowa. Od odebrania mnie na lotnisku, przez spotkanie w klubie, po nocleg. Dostałam od tych ludzi tak dużo rzeczy - ubrania, sprzęt, paliwo, ale także dobre rady, dotyczące tego, jak jechać, którędy jechać. Przestrzegali, żeby nie dawać się wyprzedzać ciężarówkom i żeby nigdy nie jechać z nimi, bo czasami wybuchają im opony. W sobotę ruszyliśmy najpierw z domu przyjaciół, a później ze stacji paliw, gdzie każdy mógł do mnie dołączyć. Przyjechały osoby, których nie znałam do tej pory. Chłopaki dopadły do motocykla i jeszcze coś poprawiały. Byłam absolutnie wzruszona.

Natasza wiezie pięć kufrów. Nie wie, ile kilogramów tak naprawdę ważą. Namiot, który jest jej głównym miejscem noclegu, karimata, śpiwór, turystyczny stoliczek i krzesełko od „Kozy”, jednego z Sokołów. To są rzeczy, które przejechały z nim sto tysięcy kilometrów na motocyklu. Z Nataszą jedzie jeszcze laptop, telefony, trochę ubrań, rzeczy osobiste, koncentrat do prania ręcznego, a z babskich - kosmetyki, ale nie za wiele. Wszystkie w małych opakowaniach. Najważniejszy krem przeciwsłoneczny, aby chronić nos.

- Nie wiem, jak sobie będę radziła z odrostami. Jak w mediach społecznościowych zacznę pokazywać się w apaszce na głowie, to będzie oznaczać, że prawdopodobnie brakuje mi fryzjera, żeby zakrył moje włosy mądrości - śmieje się.

- Mam też kuchenkę na wszelki wypadek. Pewnie, że zawsze można zjeść krakersy pod namiotem, ale tu jest wszystko albo bardzo słodkie, albo bardzo słone. Natomiast rzeczywiście motocykl jest ciężki, bo już mi się zdarzyło go podnosić, gdy ze zmęczenia zapomniałam, że mam zapięcie na przednim kole.

Z Nataszą ze stacji paliw ruszyło kilkanaście motocyklistów. Do końca trasy tego dnia towarzyszyły jej cztery osoby na trzech motocyklach. Nie musiała spać w namiocie, bo przyjaciele zaprosili ją do hotelu. Dali też namiary na kogoś w Calgary, kto będzie po nią wyjeżdżał.

- Kiedy moje kochane Sokoły wróciły do Chicago, zostałam sama. Padało, lało, aż kask musiałam trzymać ręką, przestałam jechać, bo nie miałam widoczności. Wszystko jest dla mnie nowe. Uczę się choćby czytać znaki drogowe. Każdy stan ma swoje przepisy, jeśli chodzi o prędkość czy noszenie kasku na głowie. Nawet tankowanie na każdej stacji wygląda inaczej. Uczę się też motocykla, jak balansować tym ciężarem, na ile mi paliwa wystarcza, ile na rezerwie mogę jechać i wyrabiam w sobie nawyk smarowania łańcucha. Jak się pakować, jak szukać miejsca na noclegi, organizować kolejne przystanki, pokazywać ciekawe miejsca w mediach społecznościowych i rozmawiać z ludźmi o fundacjach i namawiać, żeby na nie wpłacali - opowiada.

Natasza na razie jeździ głównymi drogami, ale z czasem będzie odbijała w bok, by innymi ścieżkami dojechać do miejsc, które warto zobaczyć i pokazać innym. No a po drodze będzie słuchać muzyki i książek.

- Sama sobie zazdroszczę - mówi na samym początku długiej drogi dookoła świata.

Nie tylko trasa marzeń

Ta wyprawa nie jest wyścigiem. Ma inny cel.

- Pierwszy etap to obie Ameryki, następny Polska - Azja, później przerzut Yamahy do Afryki i powrót przez Europę do Polski - opowiada Natasza.

- Jednak najpierw jadę na Alaskę, a stamtąd do przylądka Horn i do Urugwaju. To około 39-40 tysięcy kilometrów. Z Montevideo wracam do Polski, by rozpocząć drugi etap.

Pierwszy etap to 15 krajów w osiem miesięcy. Trasa drugiego etapu prowadzi z Europy do Azji. Do pokonania w pół roku jest 28 tysięcy kilometrów przez 24 kraje. Trzeci etap z Afryki do Europy ma potrwać pięć miesięcy, w ciągu których Natasza chce pokonać 26 tysięcy kilometrów przez 23 kraje. W sumie kawał świata - 92 tysiące kilometrów, 62 kraje w ciągu dwóch lat.

Kulę ziemską objeżdża pod hasłem „Jeden motocykl, cały świat, wspólne marzenia”. Ale ta wyprawa nie jest też tylko kolejną przygodą, podróżą marzeń, bo niesie z sobą dobro. Natasza jedzie jako wolontariuszka dwóch fundacji charytatywnych. Wsiada na motocykl po to, by nieść pomoc. I zachęca do pomagania wszystkich, którzy będą za nią trzymać kciuki, by przekazywali datki dla potrzebujących.

- Wyszukałam dwie organizacje - Fundację Dajemy Dzieciom Siłę, wspierającą dzieci, które doznały przemocy, krzywdy i wykorzystywania seksualnego, oraz Fundację Między Niebem a Ziemią, która pomaga nieuleczalnie chorym dzieciom i ich rodzinom. W latach 2007-2009 opłynęłam sama świat, ale nigdy nie byłam w tamtej wyprawie samotna. Rejs otworzył mi wiele furtek. Dzięki wspaniałym ludziom, którzy mi pomogli, ja mogłam pomagać innym. Co z tego, że teraz świat objadę? Każdy gdzieś jeździ - zastanawia się Natasza. - Od dzieciństwa mam silnie rozwinięte poczucie sprawiedliwości i potrzebę chronienia słabszych. A pomaganie niesie wiele radości. Dlatego „jadę” z dwiema fundacjami, a trzecią można sobie wybrać samemu.

Jak pomagać razem z Nataszą?

- W ciągu 12 lat uciułałam na wyprawę, naprawiając turbiny wiatrowe na lądzie i pracując jako oficer nawigacji na morzu. Podczas wyprawy jestem wolontariuszką. Każda pomoc finansowa od razu trafi na konto fundacji, nie na moje paliwo. Zapraszam nie tylko do dołączenia do mnie na trasie, ale też obserwowania mojej wyprawy w mediach społecznościowych. Każdy będzie mógł do mnie napisać, rzucić mi „wyzwanie”, na przykład żebym zjadła pająka w Wietnamie - śmieje się Natasza.

- Jeśli je dla kogoś spełnię, to ta osoba będzie musiała wpłacić pieniądze na fundację. Będzie też „koncert życzeń”, na przykład „Jedź z kwiatami do cioci w Vancouver, bo dawno jej nie widziałem”. Takie życzenia mogę spełnić również pod warunkiem wpłat. Jednak każdy wpłacający będzie brał udział w losowaniu naprawdę fajnych nagród, a ci, dzięki którym wpłacą kolejne osoby, będą mieli podwójną szansę. I to już po pierwszym etapie. Na pobyt w spa czy jazdę konną, bo takie są nagrody, nie trzeba będzie czekać aż dwa lata - Natasza wspomina o sponsorach.

Motocyklistka chce pokonywać trasę 200 kilometrów dziennie.

- Ktoś powie, że niewiele, ale trzeba coś ugotować, spotkać się z ludźmi, poznać ich, zobaczyć świat ich oczami, porozmawiać o ich życiu i opowiedzieć o nich w relacjach. Poza tym jestem ambasadorką bezpiecznej jazdy - podkreśla.

- Na co czekam najbardziej? Na Alaskę, na jazdę konną w Mongolii, żeby po prostu popatrzeć na góry w Nepalu i na zachody słońca w Afryce. Czekam na przywitanie z przyjaciółmi, na ich twarze. Życie nie kończy się po czterdziestce!

Utytułowana Ambasadorka Ustki podkreśla, że miasto Ustka jest przyjacielem wyprawy. Gdziekolwiek dotrze, sercem będzie w Ustce. Tak jak przed laty na jachcie „Tanasza Polska Ustka”: - Jestem dumną ambasadorką mojego miasta i honorowym członkiem Stowarzyszenia Ludzi Morza.

Go Nat! Szczęśliwej podróży!

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Motocyklem przez kontynenty. Natasza Caban wyruszyła w podróż dookoła świata. Tak wspiera skrzywdzone i chore dzieci - Plus Głos Koszaliński

Wróć na gp24.pl Głos Pomorza