Krwawa niedziela na Wołyniu
Krwawa niedziela na Wołyniu
11 lipca minęła 70. rocznica ludobójstwa na Wołyniu i Kresach Południowo-Wschodnich II RP, dokonanego przez nacjonalistów ukraińskich zorganizowanych w różnych bandach spod znaku OUN-UPA. Niedziela 11 lipca 1943 roku była dniem apogeum ludobójstwa na Wołyniu. Tylko wtedy wymordowano Polaków w 165 miejscowościach, zrabowano mienie i spalono doszczętnie wiele zagród, kościołów i zabytków. Za cichym przyzwoleniem bolszewików, a następnie hitlerowskich Niemiec, oprawcy ukraińscy zamordowali - według różnych źródeł - od 60 do ponad 200 tysięcy samych Polaków, nie licząc innych narodowości zamieszkujących na tych terenach. Badanie liczby ofiar jeszcze trwa. Ponadto wywieziono w głąb ZSRR około 1,5 miliona ludzi, gdzie w tajgach Syberii umierali z głodu i chłodu w gułagach sowieckich. Niemcy wywieźli w głąb III Rzeszy około 1 miliona Polaków na roboty. Znaczna ich część trafiła do obozów śmierci.
Oficjalnie w uroczystości nie wzięli udziału przedstawiciele środowisk ukraińskich. Nie zostali zaproszeni
Choć ks. Roman Molik witał na cmentarzu księży różnych wyznań, to jednak w uroczystości uczestniczyli tylko księża katoliccy z różnych słupskich parafii. W ich imieniu pamiątkową tablicę, wyjaśniającą, dlaczego na cmentarzu zlokalizowano Krzyż Wołyński, poświęcił ks. Jan Giriatowicz.
W uroczystości upamiętniającej zbrodnie na Wołyniu nie uczestniczył ks. Bohdan Pipka, proboszcz parafii greckokatolickiej pw. św. Jana w Słupsku, bo nie został zaproszony. Oficjalnie na starym cmentarzu w Słupsku nie było przedstawicieli ukraińskich środwowisk.
- Sam nie pójdę na nieszpory wołyńskie, bo jak się nie jest zaproszonym, to nie należy się wpraszać - powiedział nam ks. Pipka.
- Zapraszaliśmy ks. Pipkę i innych przedstawicieli środowiska ukraińskiego wielokrotnie, ale nie przychodzili. Dlatego tym razem nie wystosowaliśmy zaproszeń - tłumaczy z kolei Zbigniew Has, prezes słupskiego Koła Terenowego Stowarzyszenia Upamiętniania Ofiar Zbrodni Ukraińskich Nacjonalistów we Wrocławiu.
Z nieoficjalnych rozmów z zebranymi wynikało, że nie wszyscy życzyliby sobie, aby w nieszporach uczestniczył ksiądz greckokatolicki.
Nieszpory wołyńskie są uroczystością modlitewną organizowaną od trzech lat przez środowisko słupskich członków Stowarzyszenia Upamiętniania Ofiar Zbrodni Ukraińskich Nacjonalistów we Wrocławiu. W czwartek rozpoczęły się o godz. 17 przed Krzyżem Wołyńskim na starym cmentarzu w Słupsku. Prowadził je ks. Roman Molik z parafii kościoła Mariackiego w Słupsku.
Podczas okolicznościowej homilii nie nawiązywał szeroko do tragicznych wydarzeń podczas krwawej niedzieli na Wołyniu, podczas której nacjonaliści ukraińscy zamordowali kilkanaście tysięcy Polaków. Za to mówił o sensie cierpienia Jezusa Chrystusa i snuł analogie, w tym do osób, które także zostały na nie skazane podczas ludobójstwa.
- Wybaczyć to, co się wtedy stało, mogą tylko ci, którzy ludobójstwo przeżyli, a poprosić o jego wybaczenie powinni ci, którzy byli jego sprawcami - usłyszeli od innego księdza zebrani.
Wśród nich była spora grupa osób, które wywodzą się z Wołynia, albo ich potomkowie. Choć wołyńskie nieszpory nie były uroczystością miejską, to na cmentarzu pojawił się także wiceprezydent Andrzej Kaczmarczyk. Poza tym swoje poczty sztandarowe wystawili kombatanci, w tym Sybiracy, a przed Krzyżem Wołyńskim pojawili się także słupscy radni PiS, działacze partii Polska Jest Najważniejsza oraz członkowie Solidarności.
W czasie minuty ciszy narodowcy odpalili płonącą na czerwono racę. Odmawiano także litanię za zamordowanych i wygłoszono kilka okolicznościowych wierszy, które mówiły m.in. o półprawdach ze strony parlamentu i sfer rządowych w Polsce niechcących nazwać ludobójstwa ludobójstwem.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?