Droga do leśniczówki w Bielkowie jest długa i wyboista. Urszula Glazur codziennie ją pokonywała. Jednak kilka lat temu powrót nią był szczególnie ciężki. Tego dnia onkolog zakomunikował jej, że ma raka przełyku. Od lekarza usłyszała na koniec: "Niech pani sobie znajdzie szpital, który się panią zajmie". I tyle!
- Potraktowano mnie nie jak człowieka, ale jak rzecz. I to taką, którą się odstawia w kąt. To było tydzień przed Bożym Narodzeniem. Jak przygotować święta, kiedy trzeba szukać samemu ratunku?!
Pierwsze objawy
Kilka miesięcy wcześniej zaczęła chudnąć. Nie niepokoiło ją to zbytnio. Kładła to na karb przeżyć związanych z niedawną śmiercią mamy. Jej stan zaniepokoił jednak lekarza rodzinnego.
- Wysyłał mnie na kolejne badania - z wdzięcznością wspomina pani Urszula. Gastroskopia nic nie wykazała. Na zdjęciu w kontraście odkryto guz. Rozrastał się do wewnątrz, w kierunku aorty. Zrobili biopsję.
Kiedy otrzymała informację, że po wynik ma przyjechać z kimś, wiedziałam, że jest źle. - Pacjentom trzeba mówić prawdę. Jednak trzeba to zrobić w sposób taktowny. Tymczasem pozostawiono mnie samą - do tej pory słychać żal w jej głosie.
Znowu otrzymała pomoc u lekarza rodzinnego. Poradził jej szukać konsultanta krajowego z dziedziny trakochirurgii.
O dalszych losach bohaterki tekstu piszemy w papierowym wydaniu Głosu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?