Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

O sytuacji Czarnych przed sesją rady miasta. Komentarz Krzysztofa Nałęcza

[email protected]
Krzysztof Nałęcz, redaktor naczelny "Głosu Pomorza".
Krzysztof Nałęcz, redaktor naczelny "Głosu Pomorza". Archiwum
O sytuacji w Czarnych Słupsk, przed nadzwyczajną sesją w sprawie klubu na skraju upadku i pomocy dla koszykówki.

Na czym polegają problemy Słupskiego Towarzystwa Koszykówki Czarni Słupsk? Wcale nie na realnych czy domniemanych nieprawidłowościach sprokurowanych przez byłego dyrektora sportowego i radnego. Problem polega na tym, że w maju 2017 roku pod koniec rozgrywek, z dnia na dzień klub stracił sponsora tytularnego, którym był koncern Energa. I miał być nim przez kolejne dwa lata. Gdyby nie to, o kłopotach Czarnych słyszelibyśmy tylko przy okazji toczących się postępowań związanych z działalnością wokół klubu. Ten szybko odzyskałby płynność finansową, być może nawet bez uszczerbku dla wyników sportowych. Abstrahując od patologicznej sytuacji, która wyszła na jaw, czy pieniądze sponsorów prywatnych i publicznych były w klubie wydawane dotąd źle? Wszystkie raporty, jakie klub musiał składać tym sponsorom, wykazują, że wręcz odwrotnie. Ostatnie 10-lecie to pasmo sukcesów klubu. Co sezon awans do elity, czyli play off. Pięć awansów do półfinałów, trzy zdobyte medale. Wyniki, o których mogą tylko pomarzyć kluby z podobnym potencjałem finansowym jak Czarni. Nawet ubiegły, kryzysowy już, sezon przyniósł sukces nienotowany wcześniej w polskiej koszykówce. Czarni znaleźli się w sytuacji, jaka w sporcie zdarza się w wielu klubom, w wielu dyscyplinach. Nie dalej jak cztery lata temu poważniejsze nawet problemy finansowe przytrafiły się utytułowanemu klubowi Anwil Włocławek. Zyskał on natychmiast pomoc prezydenta, władz miasta i miejscowych parlamentarzystów. Ponad podziałami politycznymi, bo nikt nie wyobrażał sobie Włocławka bez koszykówki. Anwil przeżył kilka chudszych sezonów i znów jest czołową drużyną ligi. A w Słupsku?

Czytaj także: Dziś decydująca sesja w sprawie Czarnych Słupsk

Czy miasto musi pomóc Czarnym? Nie, nie musi. I jest na to nawet parę sensownych argumentów. O tym, że miasto „nie musi” mówił na ostatniej ubiegłorocznej sesji prezydent Robert Biedroń, ale tych argumentów nie przytaczał. Albo raczej przytaczał wyimaginowane. Prezydent i jego ludzie mają orientację co do sytuacji klubu. Przedstawiciel prezydenta Biedronia od wiosny ubiegłego roku zasiada w radzie nadzorczej Słupskiego Towarzystwa Koszykówki Czarni Słupsk SSA. Prezydent, podobniej jak komisja rady, otrzymał informacje z klubu o jego obecnej sytuacji. Prezydent zasłania się rekordowym wsparciem miasta dla klubu. Ale rekordowym w stosunku do czego? Jedynie do wyobrażeń prezydenta i rzeczywiście iluzorycznych nakładów na słupski sport w ogóle. Nakłady Słupska na koszykówkę są najniższe ze wszystkich samorządów, które mają drużyny w lidze. Argumenty o wynajmowaniu hali po preferencyjnych cenach trącą żartem. Nie ma czegoś takiego, jak preferencyjne ceny za „Gryfię”. Do tego zrujnowanego przybytku, do którego dojeżdżać trzeba amfibią, nie ustawia się kolejka chętnych. Z zapyziałej siłowni nikt nie chce korzystać, łącznie z panem prezydentem, bo w mieście są po prostu porządne fitness kluby.

Co jest wartością klubu Czarni? Wiele by wymieniać. To regularna rozrywka dla wielu tysięcy ludzi. W mieście, w którym rozrywek jest niewiele. Czarni są ostatnią cienką nicią łączącą dzisiejsze marne czasy z okresem chwały słupskiego sportu, który od lat szoruje po dnie. M.in. z tego powodu, że kolejne władze nie mają na niego żadnego pomysłu.

Sukcesów Kamila Stocha nie byłoby, gdyby nie finansowanie zapewniane w równym stopniu przez sponsorów jak i państwo. Po co? Dla chwały, rozrywki, promocji. Spraw niby banalnych, ale składających się na tkankę państwa czy miasta. Czy to oczekiwane przez klub jednorazowe, dodatkowe wsparcie daje gwarancje wyprostowania spraw? Czy za pół roku klub nadal nie będzie w dołku. Nie daje takich gwarancji. To ryzyko. Warto zwrócić jednak uwagę na ważną rzecz. Nawet odliczając wkład miasta i spółek od niego zależnych, klub ściąga z miejscowego rynku reklamy 1,1 mln zł w gotówce i ok. 300 tys. w umowach barterowych. I jest to wyczyny. Bo ktoś, kto zajmuje się reklamą i promocją w Słupsku (a zajmuje się tym np. „Głos”), wie doskonale, jak słaby i rachityczny jest to rynek. Oznacza to, że struktura klubu wciąż jest wydolna i może funkcjonować pozyskując nawet bez sponsora tytularnego minimalny, dwumilionowy budżet wymagany przez Polską Ligę Koszykówki. Niegwarantujący wyników na dotychczasowym poziomie, ale dający nadzieje na przetrwanie i być może lepszą przyszłość.
Krzysztof Nałęcz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza