Kilka dni temu zerwała się silna ulewa nad miastem. Pani Marianna wraz z czterema wnukami schowała się do swojego domu przy ul. Księdza Brzóski.
- Nagle usłyszałam huk - mówi słupszczanka. - To piorun uderzył w moje ule. Dzieci były przerażone, wnuczka się popłakała.
Zapalił się największy, pięciorodzinny ul. Na szczęście płomienie zgasił deszcz. Mieszkające w nim pszczele rodziny praktycznie przestały istnieć. Niedobitki znalazły schronienie w sąsiednich ulach. O dziwo piorun uderzył tylko raz, po nim błyskawic już nie było.
- Pszczoły stały się nagle agresywne, bardzo mnie pogryzły - mówi słupszczanka.
- Ten ul był pierwszym w naszej pasiece. To wielka strata.
Nasza czytelniczka chce przestrzec wszystkich przed wypadkami podczas burzy.
- Nigdy nie wiadomo, kiedy padnie grom z nieba, dlatego nie można bagatelizować burzy - radzi czytelnikom.
- Na szczęście my żyjemy, ale taki wypadek może się zdarzyć każdemu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?