MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Pracownik pogotowia nie chce być posłańcem

Andrzej Gurba
Fot. archiwum
- Za to, że jestem niepokorny, zdjęto mnie z listopadowych dyżurów. A na dodatek szefowa działu pomocy doraźnej i cztery dyspozytorki pogotowia pomówiły mnie - skarży się, ratownik medyczny w bytowskiej lecznicy.

Medyk twierdzi, że odwet za to, że nie chce wykonywać poleceń polegających na przykład na noszeniu próbek krwi do laboratorium, czy też przewozić zwłok w czasie dyżuru. - Jestem ratownikiem medycznym, a nie posłańcem - mówi.

Ratownik pokazuje pismo, pod którym podpisały się szefowa działu pomocy doraźnej szpitala i cztery dyspozytorki pogotowia. Pismo trafiło do dyrektora lecznicy.

- Pomówiono mnie, twierdząc że sieję zamęt i dezorganizuję pracę pogotowia. Napisano, że uważają tak, poza dyspozytorkami, też ratownicy medyczni. Tyle, że ich podpisów pod pismem nie ma. Wiem, że nagabywano ich, aby je podpisali. A oni tego nie zrobili. To świadczy o tym, że wszystko jest ukartowane. Po to, aby mi dołożyć i pozbyć się mnie - twierdzi pracownik bytowskiego szpitala.

W piśmie do dyrektora jest też zarzut, że ratownik opuścił miejsce pracy na trzy godziny przed końcem dyżuru.

- To prawda. Musiałem to zrobić, aby zdążyć na dyżur w innym szpitalu. Bezpieczeństwo pacjentów nie zostało jednak zagrożone. Na miejscu w tym czasie był lekarz, drugi ratownik i kierowca karetki - argumentuje ratownik.
Zbigniew Binczyk, dyrektor Szpitala Powiatu Bytowskiego, mówi że ceni Cz. za fachową wiedzę i umiejętności ratownicze.

- Nie może być jednak tak, że samowolnie opuszcza on dyżur i nie wykonuje poleceń przełożonych związanych choćby z zanoszeniem próbek krwi do laboratorium. Takie wprowadziłem zasady i obowiązują one wszystkich. Osoby, które się im nie podporządkują, nie będą pracowały w szpitalu - jasno stawia sprawę Binczyk.

Co do treści pisma szefowej działu pomocy doraźnej i dyspozytorek, dyrektor też ma zastrzeżenia.

- Nie powinno się namawiać w ten sposób innych do jego podpisania, ani też wypowiadać się za innych. Jeśli wpłynie w tej sprawie oficjalna skarga od ratownika, to się tym zajmę i wyciągnę konsekwencje służbowe
- oświadcza dyrektor bytowskiej placówki.

Sam ratownik żąda przeprosin i wpłaty od każdej z pięciu osób po pięćdziesiąt złotych na miejscowy dom dziecka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza