Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przestaliśmy ze sobą w Platformie rozmawiać

Mariusz Parkitny
Na zdjęciu Jarosław Gowin
Na zdjęciu Jarosław Gowin
Rozmowa z Jarosławem Gowinem, posłem, byłym ministrem sprawiedliwości, kandydatem na szefa Platformy Obywatelskiej.

- Od kilku miesięcy jest pan pod ostrą krytyką, także koleżanek i kolegów z partii. Po ośmiu latach w polityce nie ma pan dość?

- Nie. Nie żałuję. Szczególnie cenię sobie czas 18 miesięcy, kiedy byłem ministrem sprawiedliwości. To było pasjonujące doświadczenie, realnego zmieniania Polski. Polityka jest służbą, to choć brzmi to patetycznie, a ustach polskich polityków często niewiarygodnie, to ja poszedłem do polityki nie dla pieniędzy. Więcej zarabiałem przed wejście do Sejmu. Nie poszedłem do polityki dla kariery, bo już wcześniej pełniłem wiele ważnych funkcji. Poszedłem do polityki, bo widziałem, że sprawy Polski idą w złym kierunku. Wierzyłem wtedy w możliwą koalicję PO i PiS. Teraz wiem, że to mrzonka. Przez osiem lat starałem się jak najlepiej służyć krajowi w rach Platformy. Teraz widzę, że kraj znów idzie w złym kierunku.

- Dlatego kandyduje pan przeciwko Donaldowi Tuskowi?

- Kandyduję przeciwko Donaldowi Tuskowi, bo uważam, że recepty, które proponuje nie wyciągną nas z kryzysu. Nie mogę się zgodzić na podnoszenie podatków, nacjonalizacja naszych pieniędzy odłożonych na naszych kontach emerytalnych, nasilenie kontroli nasyłanych na przedsiębiorców. To wszystko może przynieść krótkofalowe efekty zwiększające dochody budżetu, ale nie rozwiąże naszych problemów wychodzenia z recesji gospodarczej.

- Platformie spada poparcie...

- Ja mam poczucie, że spadek naszych notowań wynika z tego, że przestaliśmy ze sobą rozmawiać, wsłuchiwać w głosy szeregowych członków. Dlatego przyjechałem do Szczecina, aby te głosy usłyszeć i porozmawiać.

- Miał pan problemy z przyjazdem do Szczecina aby, zaprezentować swój program wyborczy o przywództwo w Platformie. Nie wszystkim w partii to się podoba i podobno blokowali pana wcześniejszy próby przyjazdu.

- Wszystko się już wyjaśniło i przyjechałem na zaproszenia dr Jerzego Sieńki, radnego Platformy i dzięki dużemu wsparciu organizacyjnemu Stanisława Gawłowskiego, szefa Platformy w regionie zachodniopomorskim. Cieszę się, że w partii są ludzie odważni.

- Rywalizuje pan z premierem Donaldem Tuskiem o przywództwo w Platformie. Czym chce pan przekonać zachodniopomorskich polityków, że warto postawić na pana?

- Po pierwsze chcę z nimi porozmawiać o gospodarce. Chcę posłuchać o problemach tego regionu. to nie jest tak, że przyjeżdża polityk z Warszawy z gotowymi rozwiązaniami. Musi być dialog między nami. Rozmawiam też z nimi na ten temat, co trzeba zrobić, aby Platforma odzyskała sympatię wyborców przed zbliżającymi się wyborami. Po serii porażek w wyborach lokalnych, widać, że wyborcy się od nas odwracają. Niedobry dla nas trend potwierdzają sondaże. Odwracają się od nas dwie grupy, które były do tej pory naszym żelaznym elektoratem. To przedsiębiorcy i młodzież. Stąd tak ważne są dla mnie sprawy gospodarcze z ich punktu widzenia, bo największą bariera dla młodych ludzi jest brak możliwości wejścia na rynek pracy.

- A może lepiej będzie jeśli Platforma przegra przyszłe wybory? Politycy ochłoną, nabiorą dystansu.

- Nie zgadzam się. Platforma powinna te wybory wygrać. Dlatego kandyduję na przewodniczącego partii. Potrzebna jest nam zmiana, która umożliwi zwycięstwo. To, co proponuje premier Donald Tusk, czyli metody ciepłej wody w kranie, spokojnego administrowania krajem zamiast rozwiązywania nawarstwiających się problemów, to recepta na porażkę gospodarcza. Ja mam pomysł jak ożywić gospodarkę. ograniczyć bariery biurokratyczne, które utrudniają życie przedsiębiorcom i wszystkim obywatelom. Wreszcie, mam pomysł jak tworzyć miejsca pracy.

Będę się starał do tych pomysłów przekonywać wszystkich członków Platformy.

- Czyli wyznaje pan zasadę, że reformy ponad wszystko, nawet kosztem porażki w kolejnych wyborach.
- To fałszywa alternatywa, która formułuje Donald Tusk. Woli nie podejmować zdecydowanych działań bojąc się utraty władzy. Ale po pierwsze nie chodzi o to, aby mieć władzę dla samej władzy.
Ważne jest to jak się jej używa z korzyścią dla obywateli. Po drugie trzeba skończyć z szantażem bolesnych reform, o których często mówi premier. znam mnóstwo reform, którym Polacy by przyklasnęli. Choćby reforma za która sam odpowiadałem będąc ministrem sprawiedliwości. Mam na myśli otwarcie zawodów. Badania pokazują, że dwie trzecie Polaków popiera te zmiany. Inny przykład. Ograniczenie obowiązków informacyjnych ze strony przedsiębiorców. To potworna plaga. Jest ponad 6 tysięcy różnego rodzaju sprawozdań, które polscy przedsiębiorcy muszą składać w urzędach ze stratą dla swojego czasu i pieniędzy. A urzędy puchną od nowych etatów, aby się tymi sprawozdaniami zająć. Trzeba więc ograniczyć tę sprawozdawczość, a potem zatrudnienie biurokracji. To tylko dwa przykłady reform, którym zdecydowana większość obywateli by przyklasnęła.

- Czyli Donald Tusk proponuje kontynuację?

- Tak. Ta kontynuacja w mojej ocenie oznacza stagnację. Ja proponuję zmiany głębokie, ale wcale nie muszą być bolesne, bo wielu z tych reform Polacy oczekują od dawna.

- Wyborczy pojedynek pana i premiera Tuska nie należy do najbardziej dżentelmeńskich...

- Żałuję, że część otoczenia premiera na moje wezwania do debaty programowej odpowiada atakami personalnymi na mnie. Ale trudno, taka jest polityka. Mam nadzieję, że premier nie będzie chował się za plecami kobiety, jak ostatnio za placami marszałek Kopacz i nie będzie unikał otwartej debaty ze mną. Polacy chcą takiej debaty i szacunek wobec członków PO i obywateli wymaga, abyśmy się starli na argumenty.

- Przed nami nowa perspektywa unijna i miliardy euro do wydania. Rząd Platformy będzie je umiał wydać? Unia zaostrza kryteria. Pieniądze nie będą tylko na drogi.

- Mamy jedno z ostatnich miejsc w Europie, jeśli chodzi o innowacyjność gospodarki. Potrzebujemy czegoś, co bym nazwał nową polityką przemysłową. Rola państwa nie polega na prowadzeniu bezpośredniej polityki gospodarczej, ale na wskazaniu priorytetów. W tym przypadku powinniśmy wyłonić kilka branż przemysłowych, które są najbardziej obiecujące dla rozwoju polskiej gospodarki. Dla mnie nie ulega wątpliwości, że jedną z takich branż jest informatyka. Mamy potencjał naukowy i dużo firm, które liczą się na tym rynku w Europie. Druga dziedzina to energetyka. Naprawdę nie rozumiem dlaczego mimo takich ogromnych złóż, nie potrafiliśmy przyjąć przepisów umożliwiających wydobywanie łupków. Jeśli chodzi o województwo zachodniopomorskie, nie ulega wątpliwości, że dotknięte jest kryzysem gospodarczym w dużo większym stopniu niż większość pozostałych regionów. Przyjechałem do Szczecina między innymi po to, aby od działaczy zachodniopomorskiej Platformy dowiedzieć się czego potrzebuje to województwo. To nie jest tak, że ktoś z Warszawy czy Krakowa przyjeżdża z gotowymi receptami.

- Zanim wszedł pan do polityki, wiele czasu i papieru poświęcał pan sprawom kościoła katolickiego. Jest pan uczniem ks. Tischnera. Ostatni konflikt między ks. Lemańskim, a abp. Hozerem, to ostateczny dowód na kryzys w kościele?

- Myślę, że to przede wszystkim starcie dwóch silnych osobowości. Ja nie znam ks. Lemańskiego. Dobrze znam arc. Hozera. To człowiek o bardzo ciekawej biografii. Jako młody lekarz zdecydował się wyjechać na misję i wstąpił do zakonu. Przez wiele lat pracował w skraje trudnych warunkach w Afryce. To wybitny intelektualista, człowiek o konserwatywnych poglądach, dużo bardziej konserwatywnych niż moje. Po drugiej stronie trafił na niepokornego proboszcza. Wszystko to się źle potoczyło. Na pewno na tej sprawie cierpi autorytet Kościoła. Mam wrażenie, że ks. Lemański też się zagubił, nadmiernym zaufaniem obdarzył część mediów i został przez nie wykorzystany. Dobrze, że sytuacja ostatnio uległa załagodzeniu. Ale taki konflikt to dowód na brak dialogu w kościele. Ja jestem uczniem ks. Tischnera, wielkiego filozofa dialogu. On reprezentował postawę większego dialogu na poglądy innych. A dialogu potrzebujemy i w Polsce i w Kościele i w Platformie.

- Bez względu na to, kto ma rację i kto wygra wewnątrzpartyjny pojedynek, wyborca ma wrażenia, że o coś wam chodzi. Macie swoje wizje rozwoju nie tylko PO, ale kraju. Natomiast zachodniopomorską PO zdominował konflikt dwóch liderów: Stanisława Gawłowskiego i Sławomira Nitrasa. Oni nie mówią o tym, co robić, by region i Szczecin się rozwijały, a ludziom żyło się lepiej. Oni się po prostu nie lubią i do swoich wojenek wciągają wszystko. Czemu tak się dzieje?

- Nie znam tak dobrze sytuacji w zachodniopomorskiej Platformie, aby uzurpować sobie rolę arbitra. Mogę powiedzieć tylko, że gdy osiem lat temu wchodziłem do polityki, to stało się za pośrednictwem Jana Rokity. Namówił mnie do kandydowania do Senatu. Wtedy poznałem jego trzech zaufanych współpracowników: śp. Sebastiana Karpiniuka, Sławomira Nitrasa, Stanisława Gawłowskiego. Liczę na to, że choć już bez Sebastiana, znów zaczną współpracować jak osiem lat temu.

- Konflikt między nimi jest chyba zbyt głęboki, by razem stworzyli coś dobrego dla mieszkańców.
- Wydaje mi się, że początek ich konfliktu zaczął się wraz ze śmiercią Sebastiana Karpiniuka. Sebastian był tą osoba, która tonowała nastroje, łagodziła konflikty.

Mi oczywiście zależy, aby Sławek i Staszek współpracowali ze sobą, z drugiej strony polityka to zajęcia dla ludzi ambitnych. Wierzę, że ich spór ma wymiar merytoryczny i że chodzi i o dobro Polski i regionu. Mam nadzieję, że ich rywalizacja nie ma jednak charakteru personalnego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza