Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pszczoły na dużym placu zabaw! (wideo)

Krzysztof Tomasik
Rój pszczół zlikwidowany przez pszczelarza w środę, w piątek znów odbudował się na placu zabaw.
Rój pszczół zlikwidowany przez pszczelarza w środę, w piątek znów odbudował się na placu zabaw. Krzysztof Tomasik
W ogródku jordanowskim na słupskim Zatorzu, naprzeciwko świetlicy środowiskowej, przez kilka dni wisiał kokon z pszczołami. Wokół bawiły się dzieci.

Chmara owadów latająca po okolicy zaniepokoiła opiekunów dzieci spędzających czas na ogródku jordanowskim i w placówce. Pszczoły wlatywały do pomieszczeń świetlicy.

- W środę wychowawcy Placówki Wsparcia Dziennego nr 1 zobaczyli interweniującą w tej sprawie straż pożarną, która zadzwoniła po pszczelarza. Ten gniazdo usunął - opowiada Sebastian Ferens, rzecznik Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie, placówki prowadzącej świetlicę.

- Po kilku godzinach rój jednak zaczął się odtwarzać. Gniazdo owadów było w pobliżu placówki, w której przebywają dzieci, i z obawy o nie oraz przechodniów wychowawcy kilkakrotnie dzwonili do straży pożarnej po ponowną interwencję. Straż obiecała sprawą się zająć. W piątek rano jednak owa - dy ciągle były w tym miejscu.

O sprawie poinformowaliśmy ogrodnika miejskiego, który interweniuje w takich sprawach na terenach administrowanych przez miasto. - Dostajemy zgłoszenia o rojach owadów między innymi na cmentarzu. Wtedy prosimy jedną z firm, aby usuwała kokony. Tu jednak sytuacja jest szczególna, bo to plac zabaw. Poprosiliśmy o pomoc strażaków - mówi Krystyna Jankowiak, ogrodnik miejski w Zarządzie Infrastruktury Miejskiej. Strażacy obiecali przyjrzeć się sprawie.

- W zasadzie my takich rzeczy nie robimy, bo nie posiadany odpowiednich środków chemicznych, a tylko ubrania zabezpieczające przez pożądleniem - mówi Grzegorz Falkowski, rzecznik prasowy słupskiej straży pożarnej. - Obowiązek usunięcia kokonu ciąży na administratorze lub właścicielu nieruchomości, ale w przypadku miejsc publicznych, gdy owady naprawdę zagrażają ludziom, dowódca akcji może podjąć decyzje o ich usunięciu. I tym razem tak zdecydował.

- To były pszczoły na drzewie - mówi dyżurny straży pożarnej. - Zebraliśmy je do specjalnej skrzynki, tak zwanej rojnicy, i wypuściliśmy w lesie - wyjaśnia strażak.

Profesor Oleg Aleksandrowicz, entomolog z Akademii Pomorskiej w Słupsku, potwierdza rozpoznanie strażaków. - To pszczoła miodna w trakcie rojenia. W tym czasie pszczoły mogą być niebezpieczne - mówi pracownik uczelni.

Gdy bzyczy przy domu

Strażacy nie interweniują w przypadku owadów, które zalęgły się na terenach prywatnych. W takich sytuacjach właściciel posesji może poprosić o pomoc prywatny specjalistyczny zakład oferujący usługi dezynsekcji. Koszt takiej usługi to od kilkudziesięciu do 150 zł w zależności od miejsca i wielkości roju.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza