- Lekarz internista to lekarz pierwszego kontaktu. Ludzie przychodzą do pana ze wszystkim?
- Teraz przede wszystkim przychodzą po skierowania. Fundusz naprawdę wylał dziecko z kąpielą
i zrobił z nas maszynkę do wypisywania recept i skierowań. Na szczęście pacjenci nie zawsze muszą przychodzić osobiście, wtedy zupełnie nie mielibyśmy na nic czasu. Ale wypisywanie recept to nie wszystko, czym się zajmuję. Ludzie przychodzą do mnie po poradę i szukają diagnozy. Ostatnio nasiliła się ilość depresji, które kieruję dalej do lekarzy psychiatrów. Ogólnie to ciężka harówa.
- Zdarzają się jakieś przypadki niezwykłe?
- Mam już trzydziestoparoletnie doświadczenie, w tym czasie pracowałem w różnych instytucjach na różnych funkcjach, więc widziałem wiele. W pracy lekarza zdarzają się różne sytuacje. Niektóre są ciekawe, inne zabawne, jest jednak również niebezpiecznie. Zdarzyło się na przykład, że w gabinecie śrubokrętem zaatakował mnie narkoman, który chciał wyłudzić narkotyki.
- A jednak trwa pan w zawodzie. I jeszcze przekazał pan pałeczkę dalej.
- Owszem, mój młodszy syn poszedł w ślady ojca i obecnie jest już na czwartym roku medycyny. Ale to już w zasadzie rodzinna tradycja. Również moja mama była lekarzem, także mamy w rodzinie trzy pokolenia doświadczeń związanych z leczeniem.
- Jednak samym leczeniem nie da się żyć. Czym zajmuje się pan po pracy?
- Kiedy byłem młodszy, czynnie uprawiałem sport. Głównie judo, brałem nawet udział w 48 walkach turniejowych. Teraz głównie interesuję się historią średniowiecza. Mam już całkiem bogatą kolekcję książek na ten temat, z której jestem dumny.
Rozmawiała
Anna Piwowarska
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?