- Dla wielu sympatyków siatkówki niespodzianką jest, że słupszczanki Mileny Rosner nie można zobaczyć w składzie żadnej drużyny krajowej lub zagranicznej. Co się dzieje?
- Po zakończeniu poprzedniego sezonu postanowiłam zrobić sobie urlop od siatkówki. Tego domagał się mój organizm, a przecież zdrowie to ważna sprawa w życiu sportowca.
- Czyżby siatkarskie "Złotko" nie miało propozycji z innych klubów?
- Miałam kilkanaście ofert. Były one z Turcji, Włoch i nawet z Brazylii, co było dla mnie zaskoczeniem. Miałam także telefony z polskich klubów z Łodzi, Bydgoszczy, Piły, Gdańska i Dąbrowy Górniczej.
- Jaki był dla pani kończący się 2009 rok?
- Przeciętny. Z Muszynianką Muszyna zdobyłam po raz drugi tytuł mistrza Polski. Nie załapałam się do kadry na mistrzostwa Europy, bo w tym okresie byłam kontuzjowana. Ale tak już bywa, że czasami kontuzja krzyżuje szyki. Prawda jest jednak taka, że starsze zawodniczki są już wypierane przez młode pokolenie.
- Pani czuje się spełniona jako siatkarka?
- Tak. Moim marzeniem był udział w igrzyskach w Pekinie. Cel został osiągnięty w 2008 roku. Do pełnego szczęścia zabrakło jednak medalu.
- Myśli pani jeszcze o grze w reprezentacji Polski?
- Jeszcze nie powiedziałam ostatniego słowa, ale tendencja jest taka, aby kadra była sukcesywnie odmładzana. Jeszcze spróbuję powalczyć o miejsce, ale to nie będzie takie łatwe i proste.
- Obecnie kadrę narodową prowadzi Jerzy Matlak. Przecież zna pani tego trenera. To on w jednym z wywiadów nie wykluczył pani powrotu do kadry. Jakim jest szkoleniowcem?
- Trenera Jerzego Matlaka pamiętam jeszcze z czasów, gdy mnie trenował w pilskiej drużynie Nafta Gaz. To znakomity fachowiec i jeden z najbardziej utytułowanych trenerów w polskiej hierarchii klubowej. Ma świetny warsztat. Jest także dobrym psychologiem. Potrafi odpowiednio przemówić do zawodniczek. Czasami bywa porywczy, ale jest konkretny. Dużo wymaga, ale potrafi docenić efekty. W naszym środowisku jest osobą bardzo szanowaną. Ma wielki autorytet.
- Może zobaczymy panią w barwach słupskiego zespołu Akademia Pomorska Czarni?
- Jeszcze nie teraz. Kiedyś nawet planowałam zakończenie kariery w Słupsku. To jest nadal aktualne. W późniejszych latach nie wykluczam powrotu do mojego rodzinnego miasta w roli trenera. Może uda mi się kiedyś poprowadzić słupską drużynę. Prawdopodobnie w najbliższą sobotę wybiorę się na mecz z Murowaną Gośliną.
- Gdzie pani spędzi Boże Narodzenie?
- W Słupsku i w gronie rodzinnym. To będą nareszcie spokojne święta i bez żadnego pośpiechu, bo w poprzednich latach to przeważnie świętowałam w przelocie.
- W 75. Plebiscycie Przeglądu Sportowego na Najlepszych Sportowców Polski w 2009 roku na liście figuruje dwóch przedstawicieli siatkówki. Jak widzi pani ich szanse?
- Rok 2009 był bardzo udany dla polskiej siatkówki żeńskiej i męskiej. Mężczyźni zdobyli złoto, kobiety wywalczyły brąz. Ten wyczyn na pewno zostanie doceniony przez kibiców. Zakładam, że Piotr Gruszka i Anna Barańska znajdą się w gronie laureatów. Poza nimi na pewno będę głosowała na przedstawicieli lekkiej atletyki i na biegaczkę narciarską Justynę Kowalczyk.
- Jednak kibice czekają na pani powrót na boisko. To kiedy zobaczymy Milenę Rosner w akcji?
- To miło, że o mnie pamiętają. Cieszę się, że mam takich fanów. Czasami odbieram od nich dowody sympatii. Niektórzy kibice telefonują.
- Jak pani ocenia losowanie kobiecych mistrzostw świata, które odbędą się w 2010 roku?
- Los był wyjątkowo łaskawy dla polskiej reprezentacji. W pierwszej fazie siatkarskiej rywalizacji nie będziemy mieli najsilniejszych rywalek. Japonia, Serbia, Peru, Algieria i Kostaryka są przez biało-czerwone do ogrania.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?