MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Śmierć z telewizora

Piotr Polechoński
Recenzja filmu "The Ring"

Czasami połączenie amerykańskiej filmowej perfekcji i pomysłu z innej części świata daje znakomite efekty. "The Ring" w reżyserii Gore Verbinskiego to najlepszy tego przykład. W 1998 roku powstał w Japonii film, który bardzo szybko stał się fenomenem w Kraju Kwitnącej Wiśni. Niedroga historia o kasecie video - po jej obejrzeniu każdy człowiek umiera w ciągu siedmiu dni - stała się opowieścią kultową. Cztery lata później po pomysł zza oceanu sięgnęło Hollywood. W ten sposób powstał jeden z najlepszych horrorów ostatnich lat.
Jego siła to wyjątkowy pomysł, klimat jak z dusznego koszmaru oraz rozwiązywana krok po kroku straszliwa tajemnica. Od początku wiemy tylko jedno: śmiertelne niebezpieczeństwo czyha na nas tuż pod naszym bokiem. W naszym domu, w naszym pokoju, gdzie stoi telewizor. Wystarczy, że któregoś dnia sam się włączy.
"The Ring" zaczyna się w chwili, gdy w tajemniczych okolicznościach ginie czwórka nastolatków. Wszyscy umierają tego samego dnia. Siostra matki jednej ze zmarłych dziewczyn postanawia zagadkę rozwikłać. Wie, że jako dziennikarka może to zrobić skuteczniej niż inni. Okazuje się, że tydzień przed tragedią cała czwórka wspólnie obejrzała pewną kasetę video.
"The Ring" to film o śmierci. To ona jest tu głównym bohaterem. Dzięki temu, że tym razem sposób jej pokazania wymyślono poza Ameryką jest ona straszna, nieprzyjazna i nie dająca żadnej nadziei na jakiekolwiek definitywnie rozwiązania (przypomina się "Rashomon" Akiro Kurosawy i scena z duchem skarżącym się za pośrednictwem medium). Po drugiej stronie nie ma kolorowego raju made in Disneyland i dobrych aniołów. Nie ma nawet piekła. Jest zimna ciemność pełna nienawiści i żalu. Dlatego film jest coraz bardziej ciemny i mroczny, a powtarzające się sceny zachodzącego słońca nadają mu niezwykły klimat. Tak samo jak wstrząsająca scena samobójstwa konia skaczącego z płynącego promu.
"The Ring" to także zagadka. Jej stopniowe i inteligentne odsłanianie wciąga bez reszty. Zwłaszcza, że kilkakrotnie podsuwa się nam fałszywe tropy. Tylko po to, aby po chwili zaproponować nam zupełne inne rozwiązanie. Nie brakuje też momentów wprost z naszych najgorszych snów. Choćby chwili, gdy nagle wyłączony telewizor zaczyna działać. Na ekranie widzimy szarozieloną łąkę pełną liści i studnię. W nieco przyśpieszonym tempie, jak w niemym filmie sprzed lat, wychodzi z niej mała dziewczynka z twarzą zakrytymi włosami. Idzie wprost na nas. I jest coraz bliżej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza