Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szczecin: Ukraińcy zostali bez kasy cd.

Piotr Jasina [email protected] Fot. Marcin Bielecki
Ukraińcy czują się oszukani, nie otrzymali zapłaty za wykonaną pracę.
Ukraińcy czują się oszukani, nie otrzymali zapłaty za wykonaną pracę.
Właścicielka zakładu wulkanizacji i wymiany opon z Mierzyna odpiera zarzuty Ukraińców, którym nie zapłaciła za pracę. Goście spod Sambora zapewniają, że zostali oszukani, wykonali pracę i nie otrzymali wynagrodzenia.

 

Wczoraj opisaliśmy historię trzech Ukraińców polskiego pochodzenia. Kazimierz Figiel z młodszym bratem Jankiem i kolegą Stanisławem Hnatem przyjechali zarobić do Polski spod ukraińskiego Sambora. Trafili do Szczecina, ponieważ tutaj była wcześniej ich znajoma z Łanowic, poleciła im to miasto. Mieli stałą pracę, ale jak powiedzieli - zrezygnowali bo właścicielka firmy wulkanizacyjnej z Mierzyna zaproponowała im pracę przy budowie zakładu na ul. Weleckiej.

Ukraińcy poczuli się oszukani, bo właścicielka nie zapłaciła im za pracę.

- Ustaliliśmy kwotę, i że będzie płacić nam etapami za wykonaną pracę - zapewniał Kazimierz Figiel, który zwrócił się do redakcji z prośbą pomoc - Już pierwszej kwoty 5,7 tys. zł nie otrzymaliśmy, tylko 1,7 tys. zł. Położyliśmy więźbę dachową. Mieliśmy dostać 18 tys. i zaległe 3 tys. zł. Nie otrzymaliśmy ani złotówki. Zeszliśmy więc z budowy.

We wtorek nie udało nam się połączyć z właścicielką zakładu wulkanizacji i wymiany opon spod szczecińskiego Mierzyna. Ale wczoraj pani Patrycja i jej matka zadzwoniły do redakcji z Anglii by przestawić sprawę nierozliczonej pracy z Ukraińcami ze swojej strony. Telefonu nie mogły odebrać, bo córka nie miała uaktywnionego roamingu.

- To co mówią ci ludzie, to prawie wszystko nie prawda - powiedziała właścicielka zakładu w Mierzynie. - Przede wszystkim żadnej umowy nie podpisaliśmy. Umówiliśmy się, że zapłacę jeśli zrobią dach i pokryją blachą. To ja zrezygnowałam z ich pracy, bo nagminnie pili, mieli problem by wejść na rusztowanie. Z poprzedniej pracy też byli wyrzuceni. A pracę zaczęli 10 lipca. Nie powiedzieli, że mieszkali u nas za darmo, robiłam im z mężem zakupy, kupowaliśmy obiady. Narzędzia ja kupiłam. A do Anglii nie pojechałam do męża, tylko by pomóc matce, która tutaj leczy się po wypadku. Działalność z mężem prowadzimy w Polsce.

- To wszystko wymyślone - mówił wczoraj Kazimierz Figiel. - Zrezygnowaliśmy z poprzedniej pracy, bo pani Patrycja obiecała większą stawkę. To można sprawdzić. Obiady jedliśmy na początku, ale umówiliśmy się, że nam je odliczy od zarobku. Jeśli już coś wypiliśmy, to po pracy.

Pani Patrycja wróci do kraju w przyszłym tygodni. Jest gotowa do spotkania z gośćmi spod Sambora.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza