Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tęsknota do PRL

Redakcja
Powstały już dwa pomniki Edwarda Gierka i hala sportowa jego imienia, bezrobotni wspominają też, jak to za Polski Ludowej proszono ich o podjęcie pracy, a na wczasy jechało się za pół darmo. Czy aby na pewno jest tak tylko dlatego, że młodość dobrze się wspomina, czy też w każdym z nas został mały "komuszek", który woli, by państwo prowadziło go za rękę?

Kiedy rok temu Ośrodek Badań Opinii Publicznej spytał Polaków, czy chcieliby żyć w PRL, czy też we współczesnej Polsce okazało się, że aż 39 procent z nas wolałoby wrócić do czasów niekończącej się budowy socjalizmu. Ponad jedna trzecia z nas, przynajmniej teoretycznie, godziła się więc na to, by stać czasem nawet kilka dni w kolejkach, czekać po 20 lat na tandetne i ciasne mieszkanie, a w telewizji oglądać dygnitarzy podczas gospodarskich wizyt w pegeerach. Co pociągnęło tych ludzi i ciągnie wciąż niemałą rzeszę do wzdychania za Polską Rzeczpospolitą Ludową? Jaki urok tkwił w tamtym państwie? Czy w ogóle miało ono jakiś urok, czy też teraz go sobie dorabiamy oglądając śmieszne perypetie bohaterów komedii Stanisława Barei?

Tęsknią opuszczeni

Kiedy z rozrzewnieniem zaczęliśmy wspominać dawne czasy? Tropy prowadzą aż do roku 1990, a więc zaledwie kilkanaście miesięcy po obaleniu PRL. Pani Hela, sklepowa, która wraz z koleżankami wystąpiła przed kamerą Kroniki Filmowej, nie kryła oburzenia. Panie, które na fali prywatyzacji przejęły od "Społem“ sklep mięsny, w którym od lat pracowały ze zdziwieniem, odkryły bowiem, że wolny rynek spłatał im figla.
- Nie ma teraz klientów - rozkładała ręce pani Hela pokazując na uginające się od mięsiw haki.
Wniosek:
- Dawniej było lepiej, bo jak mięso było na kartki, to klientów mieliśmy pełno - odkryła pani Hela.
Takie postawy nie były może jeszcze licznie reprezentowane, ale pewne ślady kultu PRL powoli stawały się coraz lepiej widoczne. Najpierw zniechęceni przemianami zagłosowaliśmy w wyborach na dawnych działaczy PZPR. Potem w ciągu kilku lat doszliśmy do tego, że wybieramy na senatora syna Edwarda Gierka, samemu Gierkowi budujemy pomniki, a w Sejmie panoszą się osobnicy, którzy wyrzucali z pracy za poglądy niezgodne z linią PZPR. O co w tym wszystkim chodzi? Zgrabne wytłumaczenie znalazł dr Tomasz Żukowski, socjolog, który w radiowych Sygnałach Dnia powiedział: "Spora część społeczeństwa czuje się opuszczona przez państwo, ponieważ w tej chwili mamy do czynienia ze złą koniunkturą, złą sytuacją gospodarczą i jest naturalne, że szukamy jakiegoś rozwiązania. Część ludzi sięga do utopii socjalizmu. (...). Taka utopia, wspominana oczywiście poprzez jej zalety, a nie wady, pełni rolę plastra na rany wiążące się z kosztami realnego kapitalizmu".

Brak mocy

Owa utopia to m.in. założenie, że wszystko co wypracujemy będziemy dzielić sprawiedliwie, że dla nikogo nie zabraknie, że obywatel ma pracować, a wszystkim innym, łącznie z jego wypoczynkiem, państwo się już zajmie.
- Nie było bezrobocia - mówią dziś miłośnicy PRL.
Długo ich nie szukaliśmy. Wystarczyło przejść się do Powiatowego Urzędu Pracy w Szczecinie. Kolejka chętnie rozprawiała o zaletach minionego systemu, gdzie praca czekała, a nie czekano na pracę.
Faktycznie. Przeglądając prasę z lat 70. można odnieść wrażenie, że rąk do pracy chronicznie brakowało. Karierę robiło wówczas pojęcie "brak mocy przerobowej". Brak pracowników był jednak łatwo wytłumaczalny: nie chciało się pracować. "Czy się stoi czy się leży, dwa tysiące się należy", "Wy udajecie, że płacicie, my udajemy, że pracujemy" - te powiedzenia najlepiej ilustrują totalny rozkład dyscypliny pracy w tamtym okresie. I nie pomagało donosicielstwo prasy, która śledziła bumelantów.
"W czwartek 1 sierpnia około godziny 11. dwa samochody stały, bez ruchu stał spychacz, nieco dalej opuszczona przez operatora koparka" - meldował w 1985 roku "Głos Szczeciński" z budowy dużej arterii w centrum Szczecina.
Ale nawet ci, którzy pracowali, zniechęcani byli totalnym bałaganem.
- Lepiej już nic nie mówić. Czego się człowiek nie tknie, nic się nie zgadza - żalił się "Głosowi" szef brygady Zdzisław Bryk, który dokumentację przebudowy śródmiejskiej ulicy uznał w końcu za stertę makulatury.
- To był zwykły przerost zatrudnienia - wspomina dziś jeden z ówczesnych dyrektorów. - Tworzyło się zresztą pewne koło zamknięte. Był wyznaczony termin zakończenia jakichś prac, ale robotnicy się obijali, więc trzeba było zatrudnić kolejnych, wesprzeć się wojskiem, zagonić do czynu społecznego. Na koszty nikt nie patrzył.
Bubli było bez liku. Na przykład po przebudowie szosy okazywało się, że na środku skrzyżowania pozostały dwie stare latarnie (tak było w Szczecinie). Ale nie chodziło tylko o drogi.

Dyrektorzy za ladą

- Może i było mniejsze zaopatrzenie, ale przynajmniej człowieka było na coś stać! - twierdzi pani Małgorzata, którą spotkaliśmy przed Powiatowym Urzędem Pracy w Szczecinie.
- A pamięta pani kolejki i puste haki w mięsnym? - pytam.
- Kolejki są i dzisiaj - pada wymijająca odpowiedź.
Zadziwiające, ale mało kto poza chronicznymi brakami, przypomina sobie koszmarną jakość tego, co czasem udawało się zdobyć.
- No, ten radziecki telewizor "Rubin" potrafił się zapalić - przyznaje pan Stanisław, emeryt z Domu Kombatanta w Szczecinie.
- A co było dobre?
- Buty były wytrzymalsze, ubrania jakieś takie bardziej trwałe, w ogóle towary może były bardziej toporne, ale przez to solidniejsze.
- A u wnuczki sokowirówka od dwudziestu lat ta sama - dodaje kolega pana Stasia.
Te, dość intrygujące, wspomnienia zadziwiają jeszcze bardziej, gdy przyjrzymy się temu, co w latach siedemdziesiątych o jakości towarów pisały gazety. "Producenci modnych golfów elastycznych zapominają o rozmiarach" - grzmiała "Przyjaciółka" w jednym z numerów z 1978 roku. "Golfy długo leżą na półce, zanim znajdą amatora, który byłby szeroki jak szafa, za to o wzroście przedszkolaka".
"Zielony Sztandar" donosił z kolei o fuszerce jeszcze bardziej dziwacznej. - "W Zielonej Górze Dom Handlowy sprzedaje siekiery, które po zetknięciu z drzewem gną się w trąbkę lub rozpadają. Rzeczoznawcy orzekli, że producent zapomniał je zahartować".
Nie pomagały nawet najbardziej wymyślne metody nakłaniania firm do poprawy jakości pracy podwładnych. Jedną z nich było zaproszenie do Domu Towarowego "Central" w Łodzi 10 dyrektorów fabryk przemysłu lekkiego. Szefowie firm wcielili się w rolę sprzedawców własnego towaru. "Po pierwszym dniu pracy, w trakcie którego usłyszeli wiele opinii o sprzedawanych rzeczach, trzech z nich dostało rozstroju nerwowego" - donosił cytowany już "Zielony Sztandar“.
To właśnie wtedy pojawił się termin "naprawy przedsprzedażnej". Polegało to na tym, że towar po dotarciu do sklepu trafiał do warsztatu i tam był naprawiany. Fuszerki i niedokładna praca powodowały, że "naprawą przedsprzedażną" objęty był co piąty egzemplarz sprzętu radiowo-telewizyjnego.

Chrupiące bułeczki

Co można jeszcze przypomnieć miło wspominającym PRL? Może "dni bezmięsne" wprowadzone 31 lipca 1959 roku? W każdy poniedziałek w restauracjach i stołówkach podawane były jedynie dania jarskie. Chodziło oczywiście o zaoszczędzenie mięsa.
A czy pamiętacie, na czym polegał problem "chrupiących bułeczek"? To z kolei lata osiemdziesiąte. Ówczesny minister do spraw cen prof. Zdzisław Krasiński, uzasadniając kolejne podwyżki, przekonywał, że wyrzeczenia są potrzebne dla osiągnięcia dobrobytu. Szczytem miała być właśnie dostępność na co dzień świeżego pieczywa. Jego dostawa do sklepów wykraczała poza możliwości piekarni, które przyjęły zasadę, że chleb i bułki trafiają do klientów czasem dwa, trzy dni po wyprodukowaniu.
I wreszcie kolejki ustawiające się niemal po wszystko. Od połowy lat 70. na stałe wpisały się w krajobraz polskich miast. Powstawały listy kolejkowe, były nocne dyżury i nowy zawód: stacz, czyli najczęściej emeryt dorabiający do emerytury staniem w kolejce w zamian za swojego "pracodawcę", który często obstawiał inną kolejkę.

Powrót polo-cocty

Te dość uciążliwe i zdecydowanie nielubiane wówczas elementy codziennego życia najwyraźniej dość szybko zostały przez nas zapomniane. Przykre wspomnienia zastąpiło to, co budzi wspomnienia miłe lub kojarzące się z młodością, którą większość Polaków przeżyła jednak w PRL. Bo jak inaczej można tłumaczyć nawrót fascynacji serialem "07 zgłoś się" o dzielnym milicjancie poruczniku Borewiczu? Serial, który powstał ponad 20 lat temu, przeżywa dziś renesans, chociaż z pewnością oglądany jest zupełnie inaczej, niż kiedy miał swoją premierę. Może dziś trochę śmieszy, ale większości z nas kojarzy się z młodością, zerkaniem z zazdrością na służbowego poloneza oficera milicji, a także pewnie mniej skomplikowanym życiem, w którym morderstwo na krańcu Polski godne jest uwagi asa MO.
Bardzo podobnie jest w przypadku książek, które w latach 60. 70. i 80. były hitami. Seria o Panu Samochodziku Zbigniewa Nienackiego, powieści młodzieżowe Adama Bahdaja czy też Joanny Chmielewskiej, to już klasyka, wciąż chętnie czytana (niestety bogata kolekcja wznowień tych książek w księgarniach naszego regionu to marzenie).
Odżywają też codzienne akcesoria i przedmioty PRL-owskiej codzienności. Na sklepowych półkach mamy więc słynną polo-coctę, swego czasu polską odpowiedź na coca-colę. Na ulicach jeżdżą odrestaurowane warszawy i syrenki, a znajomi z kręgów motoryzacyjnych wspominają o rychłym uznaniu za auto godne kolekcjonera fiata 125p.
Wiele o naszym stosunku do PRL świadczą też puby, w których symboli minionego systemu nie brakuje. Ordery i odznaczenia, portrety Lenina, plakaty z lat pięćdziesiątych, pierwsze strony partyjnych dzienników - to elementy wystroju niejednego już lokalu w Polsce. Ich klientela sprawia wrażenie zorientowanej w realiach, przynajmniej jeśli wziąć pod uwagę znajomość list dialogowych komedii Stanisława Barei, kultowych już filmów o PRL-owskiej rzeczywistości. Dla sporej części widzów te filmy to opowieść o żelaznym wilku, żadnych wspomnień z tamtej epoki nie mają.
- Oglądałem "Misia" z 14-letnim kuzynem i okazało się, że scena, kiedy podwładny Ochudzkiego, niejaki Stuwała, biega szukając jakiegoś telefonu nie jest dla niego do końca zrozumiała - mówi 30-letni Wojtek. - Kuzyn wiedział, że komórek jeszcze nie było, ale brak działających aparatów telefonicznych na ulicach wydawał mu się nieco przekoloryzowany. Często pytał też, o co w tym wszystkim, co jest na ekranie, chodzi.

Komuna mentalna

Czy oznacza to jednak, że już za kilkanaście lat czasy PRL będą dla większości Polaków tak samo egzotyczne i mało emocjonujące, jak teraz lata międzywojenne? Marek, znajomy właściciel małego sklepu spożywczego, twierdzi, że być może faktycznie z biegiem lat będzie mniej głupich wspominek o wspaniałych czasach PRL.
- Ale gdzieś w głębi nas taki mały komuszek zostanie - twierdzi Marek.
Widzi to na co dzień patrząc na swoich młodych pracowników, którzy z PRL nie mieli do czynienia.
- Jak nie powiem, że trzeba towar na półkach poprawić, że może by gdzieś przetrzeć kurz, to sprzedawca siedzi i tylko wzdycha, kiedy ustawia się dłuższa kolejka - mówi Marek. - Kazik Staszewski śpiewał kiedyś, że mimo upadku systemu nasze głowy pustoszy wciąż "komuna mentalna". Więc kiedy słyszę, jak jakiś starszy gość mówi młodszym, że za Gierka było lepiej, to mnie szlag trafia. To nie sentyment, to głupota!
Andrzej Kraśnicki jr

  • Tekst powstał w ramach czynu produkcyjnego, po normalnych godzinach pracy. Autor wykorzystał materiały z publikacji "Polskie Dekady".

Tępe narzędzie propagandy

Oto 22 hasła (na cześć 22 lipca - dorocznego święta z okazji rocznicy narodzin PRL), które zebraliśmy z różnego rodzaju plakatów, napisów na murach, wymalowanych na tablicach w fabrycznych halach, wielkich budowach socjalizmu, transparentach. Wśród nich ukryliśmy dwa, które zostały wymyślone przez Stanisława Bareję na potrzeby jednego z filmów. Numery haseł "fałszywych", ale brzmiących równie autentycznie jak pozostałe, podajemy na końcu tego zestawu.
1. Do pierwszego spustu - 82 dni.
2. Bumelant to dezerter z frontu walki o pokój i silną Polskę.
3. Mieszkanie zdobyczą ludu pracującego miast i wsi.
4. Młodzieży - naprzód do walki o szczęśliwą, socjalistyczną wieś polską.
5. Dobra praca - najwyższym kryterium wartości członka PZPR.
6. Entuzjazm + plan = mieszkanie.
7. Pomyślność Ojczyzny - z pracy naszych rąk.
8. Wódka niweczy tężyznę narodu.
9. Bimber przyczyną ślepoty.
10. Młodzi za socjalizmem.
11. Tępe narzędzie - zepsuta robota.
12. Precyzyjna robota na wagę złota.
13. Więcej dzieci robotników na wyższe uczelnie.
14. Potępiamy prowokatorów ekscesów w Warszawie.
15. Wierzymy w ciebie Wiesławie.
16. Niech żyje Komitet Centralny PZPR.
17. Precz z agenturą imperializmu - reakcyjnym syjonizmem.
18. Zawsze z partią.
19. Popieramy politykę pokoju i postępu.
20. Strzeż się chorób wenerycznych.
21. Alkohol postarza - odmładzają zdrowe soki owocowe.
22. Pracujemy w trójkę - budujemy za 12-tu.
Odpowiedź: hasła wymyślone przez Stanisława Bareję to numery 3 i 6.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza