Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Urodził się w Słupsku, zmarł w Lesie

Joanna Gliszczyńska [email protected]
Theuerjahr w swojej pracowni.
Theuerjahr w swojej pracowni. www.theuerjahr.de
W Bawarskim Lesie, a dokładnie w miejscowości Waldhauser, gdzie zamieszkał w 1941 roku, znajdując tam spokój i natchnienie. Mowa o jednym z najbardziej znanych niemieckich rzeźbiarzy XX wieku, którego setna rocznica urodzin mija w tym roku, gdyż Heinz Theuerjahr urodził się 18 lipca 1913 roku w Słupsku (wtedy Stolp).

Pochodził z bogatej rodziny - ojciec był prezesem okręgowego związku elektrowni, matka była córką dyplomaty polskiego pochodzenia. Dzieciństwo mały Heinz miał beztroskie i mógł w spokoju oddawać się swojej pasji, jaką było rysowanie. Interesował go głównie świat natury, uwieczniał przede wszystkim zwierzęta. Niestety, ojciec najwyraźniej nie podzielał jego zamiłowania do sztuki, a na pewno nie z nią wiązał przyszłość swojego syna - zawód artysty musiał mu się wydawać mało stabilny i dochodowy. Po zdanej w 1932 roku maturze Heinz został więc wysłany na naukę rolnictwa do majątku ziemskiego w Mianowicach. Muzy jednak nad nim czuwały, ponieważ siostra właścicielki owej posiadłości, malarka, poznała się na talencie młodego Theuerjahra i pomogła mu dostać się do berlińskiej pracowni rzeźby profesora Giesa. Niestety, jego studia przypadły na czas dojścia Hitlera do władzy i wkrótce cały kraj zalała ideologia narodowego socjalizmu. Szukając przed nią schronienia, Heinz znalazł azyl w zoo - tam mógł w spokoju rysować egzotyczne zwierzęta, zapewne marząc o ujrzeniu ich w naturalnym środowisku.

Po ukończeniu w 1938 roku Akademii Sztuk Pięknych, widząc ogarniające całe Niemcy nazistowskie szaleństwo, Heinz postanowił uciec jak najdalej od niego i podjął decyzję o wyruszeniu w pieszą wędrówkę na południe Europy. Zwiedził Czechy, Rumunię, Węgry, Jugosławię - zarabiając na życie grą na akordeonie i malowaniem. Dotarł aż do Florencji, gdzie zatrzymał się na dłużej, poznając niemieckich malarzy Hansa Purrmanna i Joachima Staude, którzy tak jak i on zdecydowali się na ucieczkę ze swojej ojczyzny. To spotkanie okazało się bardzo ważne dla Theuerjahra, ponieważ dzięki niemu zaczął dążyć do uproszczenia formy w swojej twórczości. Niestety, okres poszukiwań i rozwoju zakończyło powołanie do wojska w grudniu 1939 roku. Przed wysłaniem na front uchroniła go gruźlica, na którą po raz pierwszy zachorował w wieku 17 lat i która co jakiś czas dawała o sobie znać. Został zwolniony z armii, jako niezdolny do służby wojskowej. Wtedy właśnie postanowił odciąć się od świata ogarniętego wojenną pożogą i zniknąć w leśnych ostępach. Idealne miejsce znalazł jeszcze w czasie studiów, podczas wakacyjnych wędrówek - Waldhauser w Bawarskim Lesie. Tam w 1941 roku zbudował dom, a rok później ożenił się z Zenzi, mieszkanką pobliskiej wsi, która oprócz tego, że urodziła mu dwóch synów, wzięła na swoje barki kwestię wyżywienia rodziny. Heinz mógł zająć się tworzeniem. Po latach wspominał: "Waldhauser to dla mnie beztroski czas pracy w studiu, skąd miałem piękny widok na góry, który dawał poczucie spokoju i wolności". Tam także znalazł grono artystów, którzy podobnie jak i on pragnęli żyć w zgodzie z naturą. Wspierali się w ramach utworzonej w 1946 roku Donau-Wald-Gruppe (Grupa Leśna Dunaju). Niestety, sukces nie przyszedł ani szybko, ani łatwo. Theuerjahr często nie miał pienię-dzy na materiały malarskie, więc poświęcił się głównie rzeźbie i drzeworytom - las dostarczał taniego drewna. Wtedy też bohaterami swoich prac uczynił tylko zwierzęta. I w tej dziedzinie, jako animalista, osiągnął mistrzostwo. Za pomocą kilku kresek potrafił nie tylko odtworzyć ich wygląd, ale i oddać ich charakter, ekspresję, majestat. Mocno zredukowane kształty tylko pogłębiały odbiór.

Rozgłos przyniosła mu pierwsza wspólna wystawa zorganizowana w 1950 roku w Monachium. Niestety, nie miało to odzwierciedlenia finansowego. Dopiero sprzedaż rzeźby 2,5-metrowego drapieżnego ptaka zapoczątkowała stabilizację materialną. Dzięki temu mógł sobie pozwolić na spełnienie dziecięcych marzeń o podróży do Afryki. Po raz pierwszy pojechał tam w 1960 roku, a wracał jeszcze trzynastokrotnie. Jego pracownię w Waldhauser zapełniły stada antylop, słonie, małpy, żyrafy, lwy... Uwieczniał je, jakby bał się, że w konfrontacji z cywilizacją świat natury może nie przetrwać.
W wielu afrykańskich krajach poszukiwał inspiracji - zwiedził m.in. Tanzanię, Kenię, Ugandę, Czad, Kamerun, Algierię, Maroko. Najbliższy jednak był mu Egipt, gdzie wracał kilkakrotnie. Tam także udał się w ostatnią podróż - sześć lat przed śmiercią. Zmarł po długiej chorobie 5 marca 1991 roku w Waldhauser. Po jego śmierci dom i pracownię udostępniono do zwiedzania, a w ogrodzie można podziwiać "arkę" Theuerjahra - rzeźby zwierząt.

Mimo iż doceniono go już za życia, obecnie jego prace w Niemczech przeżywają prawdziwy renesans, a on sam zyskał tam miano jednego z największych rzeźbiarzy nowoczesności. Paradoksalnie nie jest prawie wcale znany w miejscu swojego urodzenia, czyli w Słupsku. Doczekał się tutaj tylko jednej wystawy w październiku 2003 roku w Muzeum Pomorza Środkowego, z okazji 90. rocznicy urodzin. Czas to zmienić, zwłaszcza że z pomocą przychodzi Internet i na stronie www.theuerjahr.de możemy podziwiać twórczość Theuerjahra.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza