Dzisiaj do sądu wpłynęło odwołanie w tej sprawie.
Tomasz W., 32-letni dzisiaj, schorowany mężczyzna, mieszkaniec małej wsi pod Kościerzyną. Niezdolny do samodzielnej egzystencji. Nieporadny. Bez pracy. Bez życia osobistego. Prawie bez środków do życia.
Uznany za upośledzonego. Zdany na opiekę matki. Tak jednak nie było od zawsze. Wcześniej nigdy się nie leczył. W rodzinie chorób nie było, a jako młody chłopak został wcielony do wojska z kategorią A.
W 2003 roku Tomasz W. najpierw trzy miesiące przebywał w Ostródzie, później został przeniesiony do 7. Brygady Obrony Wybrzeża w Słupsku. Po kilku miesiącach młody żołnierz trafił do szpitala psychiatrycznego.
Adwokat Wojciech Kaczmarek nie ma wątpliwości, że schizofrenia stwierdzona u Tomasza W. jest skutkiem żołnierskiej fali. Bo młody, cichy chłopak ze wsi kaszubskiej był maltretowany przez żołnierzy starszych stopniem lub stażem - fizycznie i psychicznie.
To wulgarne traktowanie, wyśmiewanie, zastraszanie, upokarzanie, zmuszanie do wykonywania poniżających czynności. Starsi wywracali mu łóżko, kazali czyścić buty i "kible", zmuszali do robienia karnych pompek. Na śpiącego rzucali koce i szmaty do mycia podłóg, ręczniki zabrudzone kałem, oddawali na niego mocz.
W styczniu 2004 roku Tomasz W. w izbie żołnierskiej był szarpany za mundur, a w lutym na korytarzu I kompanii zmechanizowanej został pobity pięścią po głowie przez Łukasza M. z Lęborka. Pokrzywdzony był pokaleczony, miał siniaki i obrzęk twarzy. Łukasz M. został za to skazany w zawieszeniu przez sąd garnizonowy w Gdyni. Sprawca, karany wcześniej w cywilu, w jednostce był pięciokrotnie wyróżniany.
W czasie służby stan Tomasza W. wciąż się pogarszał. Nie chciał wracać do jednostki z przepustek. "Koledzy" grozili mu, że jeśli cokolwiek zgłosi przełożonym, będzie wtedy na samym na dnie hierarchii, a polecenia będą jeszcze bardziej wymyślne. Żołnierz doznawał wewnętrznego lęku, poczucia zagrożenia. Zaczął słyszeć głosy komentujące jego zachowanie, miał poczucie, że wciąż jest obserwowany. Zamknął się w sobie.
W szpitalu w Słupsku stwierdzono zaburzenia psychotyczne. Tomasz W. został zwolniony z wojska. Mimo leczenia choroba pogłębiała się. Były zołnierz trzykrotnie próbował się zabić, zaczął się okaleczać. Wyrok zapadł w gdańskiej klinice - choroba nieuleczalna.
Tomasz W. domagał się, by słupski sąd okręgowy zasądził dla niego od jednostki 250 tys. zł zadośćuczynienia za krzywdy oraz 300 tys. zł odszkodowania za utracone zarobki. Z odsetkami od września 2004 roku to prawie milion złotych.
Na procesie pieniędzy Skarbu Państwa strzegła Prokuratoria Generalna. Zdaniem jej prawników, odpowiedzialność nie dotyczy Skarbu Państwa, lecz poszczególnych żołnierzy, skazanych w procesach karnych.
Tymczasem według wojskowych, w jednostce fali nie było, a przypadku Tomasza W. nikt nie pamiętał.
Ówczesny dowódca słupskiej JW 1872 Ryszard B., szef sztabu Wiesław S. i dowódca drużyny zaopatrzenia w jednostce Jacek P. zgodnie przed sądem zeznali, że za ich czasów w jednostce nikt nie zgłaszał, że jest gnębiony. No, może tylko "pobili się jacyś żołnierze".
- Nie wiem, nie pamiętam, co to jest lub raczej była fala w wojsku - tak mówili wojskowi. Ale nie pamiętali również, że podpisali dokumenty, dotyczące prześladowców Tomasza W. "Nie składam wniosku o ściganie karne Łukasza M. i Kamila Ż. za znieważenie słowami powszechnie uznanymi za wulgarne, wywracanie łóżka, poniżanie".
Pod koniec października sąd (wydział cywilny) oddalił żądania byłego żołnierza, mimo że miał do dyspozycji akta sprawy karnej jego pobicia. Dzisiaj Wojciech Kaczmarek składa odwołanie.
- Sąd uznał, że nie ma związku przyczynowo-skutkowego między wojskiem a chorobą. Biegli psychiatrzy stwierdzili w opinii, że medycyna nie ustaliła przyczyn schizofrenii. Dotąd nie przeprowadzono badań, że może to być stres. Ja uważam, że jest duże prawdopodobieństwo, że choroba ujawniła się wskutek znęcania nad żołnierzem. Tego uczy logika, doświadczenie życiowe, a także orzeczenia Sądu Najwyższego - twierdzi mecenas.
- Biegli przyznali jednak, że istnieje związek czasowy między pobytem w wojsku a zachorowaniem.
Jednak adwokat najbardziej podkreśla fakt, że - zdaniem sądu - fali w ogóle nie udowodniono, bo nie potwierdzili jej świadkowie.
- Dowódcy udawali, że fali nie ma. Żołnierze nie pamiętali. Jednak potwierdzali zeznania, które złożyli w sprawie karnej. Adresów niektórych świadków nie można było ustalić, więc ci nie zeznawali - mówi Wojciech Kaczmarek. - Moim zdaniem sąd zlekceważył zakończone skazaniem postępowanie karne toczące się przed polskim sądem!