Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wojna na ekranie komputera, czyli polska armia zaklęta w gigabajtach

Rajmund Wełnic
Rajmund Wełnic
Nie tylko czołgi i artyleria, ale także piechota. Żołnierze  wyposażeni w elektronikę też wzięli udział w ćwiczeniu
Nie tylko czołgi i artyleria, ale także piechota. Żołnierze wyposażeni w elektronikę też wzięli udział w ćwiczeniu Rajmund wełnic
Drawski poligon ponownie był świadkiem historycznych wydarzeń. Polscy żołnierze skorzystali po raz pierwszy oficjalnie z GAMERA, czyli laserowego systemu symulacji pola walki.

Pierwsze dni października w tym roku przyniosły koniec wrześniowego lata. Poligon drawski wyłaniający się zza porannych mgieł przeganianych przez zimny wiatr będzie areną debiutanckich ćwiczeń z użyciem systemu symulacji laserowej GAMER (Gunnery and Maneuver Exercise, czyli ćwiczenia manewru), który dla naszej armii opracowała szwedzka firma Saab. Po wielomiesięcznych testach właśnie może zaprezentować swoje możliwości pod okiem ministra obrony narodowej, generalicji oraz zaproszonych dziennikarzy.

GAMER w akcji

Jak - w wielkim skrócie i uproszczeniu - działa GAMER? Broń używana w czasie manewrów ma zainstalowane urządzenie „strzelające” impulsem laserowym. Z kolei żołnierze i pojazdy wyposażone są w czujniki wykrywające te impulsy i sygnalizujące natychmiast trafienie wiązką symulującą prawdziwy ostrzał. GAMER przelicza tory balistyczne każdego uzbrojenia: od broni ręcznej przez wyrzutnię pocisków przeciwpancernych, armat czołgowych i uwzględnia skutki wybuchu. Centrum Szkolenia Bojowego Drawsko dołączyło tym samym do najnowocześniejszych ośrodków treningu wojskowego na świecie.

W centrum dowodzenia pole bitwy wygląda jak mapa z komputerowej gry strategicznej, połączonej z typową „strzelanką”. Obraz satelitarny płynnie przechodzi w tradycyjną mapę. Każdy żołnierz to punkcik na mapie (oprócz uprzęży na czujniki rejestrujące laserowe „strzały”, ma nadajnik GPS pokazujący jego pozycję), wozy bojowe także, choć większe. W zbliżeniu punkciki zamieniają się w sylwetki konkretnych pojazdów. Na żółto świeci się pole minowe, a z tyłu, na skraju lasu, odcinającego się zielenią drzew od poligonowej szarości, czają się działa samobieżne. Pola bitew z Ukrainy pokazują, że w trzeciej dekadzie XXI wieku precyzyjnie kierowany ogień artylerii jest wciąż kluczowy w rozbijaniu natarcia wroga, jak i w samym ataku.

Atak w błyskach stroboskopów

W scenariuszu ćwiczeń założono, że około 70-osobowy oddział szturmuje pozycje bronione przez zbliżone siły przeciwnika. To mocno w poprzek żelaznej regule wojskowych, która mówi, że siły atakujących powinny mieć przynajmniej trzykrotną przewagę, aby liczyć na sukces. Dla urealnienia zmagań agresor uzbrojony jest w postsowieckie wozy bojowe. Wrogie siły ruszyły do natarcia.

Przenosimy się na trybunę obserwacyjną dla wyższych dowódców. Z tej perspektywy potyczka wygląda już inaczej. Przed nami - niemal aż po horyzont - ogromna, równa przestrzeń. Gdzieniegdzie kępa krzewów i drzew, wprawne oko odnajdzie zamaskowane transportery opancerzone. Żołnierzy z tej odległości nie sposób zauważyć. Ale są tam i walczą. Błyskają lampy stroboskopowe mające symulować trafienia w pojazdy, jeden po drugim są eliminowane nawałą ogniową. Kilka wjeżdża na pole minowe, celny ogień z ręcznej broni przeciwpancernej prowadzą obrońcy.

W oddali snują się dymy z ćwiczebnych eksplozji przygotowanych przez saperów, mające oddać maksymalnie realizm pola walki. System GAMER ma także możliwość emisji dźwięku strzałów i wybuchów. Dzięki sygnałom świetlnym, głosowym i wibracjom wiedzą, że zostali trafieni, przekazując żołnierzowi informację, że został „ranny” lub wyeliminowany z walki. Realizm podnoszą także odgłosy towarzyszące niecelnym „strzałom”.

Kołowy diagram obrazujący procentowe straty po obu stronach zaczyna się kręcić. Coraz szybciej, w dół. Po 10 minutach - może kwadransie - potencjał bojowy nacierających spada poniżej 50 procent, atak się załamuje, jest po wszystkim. Koniec, odwrót resztek atakujących.

Dymisja po weekendzie

Znowu w sztabie. Jeden z oficerów tłumaczy, że nowy system symulacji walki to rewolucja. - Widzimy, jak walczy każdy żołnierz, poszczególne pododdziały, jak dowodzi dowódca - mówi, że przebieg manewrów można potem analizować. - Nie w celu oceny i sprawdzenia, ale wypracowania zachowań, które podniosą sprawność naszych działań.

Gospodarze tłumaczą, że cenne nauki płyną także dla szeregowych żołnierzy. - Mają zaprogramowany zapas amunicji, a nie tysiąc pocisków, i muszą nauczyć się nim gospodarować, wiedzieć, że nie mogą kilka minut prowadzić ciągłego ognia, że to jednak nie gra komputerowa i za kliknięciem myszką nie będzie miał znowu pełnych magazynków - mówi jeden z oficerów. Ktoś dopytuje, a co, gdy „ginie” walczącego oddziału dowódca? - Dobre pytanie, jego obowiązki powinien przejąć zastępca - wyjaśnia rozmówca. - Ale z reguły dowódca nie powinien uczestniczyć w walce, tak jak medyk i łącznościowiec. Gdy widzimy na obrazie, że angażuje się bezpośrednio w starcie, to już wiemy, że sprawy na polu walki przybrały zły obrót.

Dziennikarze kręcą się po centrum dowodzenia - z uwagi na wygląd zewnętrzny - nazywanego „Biedronką”. Można z bliska przyjrzeć się, jak wyglądają elementy laserowego systemu laserowej symulacji. Masa elektroniki skrytej w pancernej obudowie. Inżynierowie Saaba wyjaśniają, jak to wszystko działa. Na razie w drawskim Centrum szkolić się może wzmocniony batalion, za kilka lat takie zajęcia będzie mogła odbyć cała brygada. Nowe rozwiązania ograniczają koszty związane z manewrami przy zachowaniu maksymalnego poziomu realizmu.

Sporo też zapewne działo się za kulisami ćwiczeń, choć już bez udziału dziennikarzy. Pokaz na poligonie drawskim okazał się bowiem także symbolicznym rozstaniem ministra obrony narodowej Mariusza Błaszczaka z generałem Rajmundem Andrzejczakiem, byłym już szefem Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. Obaj panowie wtedy - w piątek, 6 października, spotkali się chyba po raz ostatni. W poniedziałek (9 października) generał - wraz z dowódcą operacyjnym Tomaszem Piotrowskim - podali się do dymisji. Ale to już zupełnie inna historia...

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Wojna na ekranie komputera, czyli polska armia zaklęta w gigabajtach - Plus Głos Koszaliński

Wróć na gp24.pl Głos Pomorza