Już w Gdyni jednak zaczęły się niepojęte problemy ze sprowadzeniem filmu do Koszalina. Na przeszkodzie stanął Stefan Laudyn, dyrektor Warszawskiego Międzynarodowego Festiwalu Filmowego. Laudyn zrobił wszystko, by "Edi" do Koszalina nie dotarł. Nie pomogły negocjacje ministra kultury Waldemara Dąbrowskiego i prezesa Stowarzyszenia Filmowców Polskich Jacka Bromskiego oraz namowy organizatorów festiwalu koszalińskiego. Stefan Laudyn pozostał niewzruszony, a reżyserowi przypuszczalnie dał wybór: Koszalin albo Warszawa. Koszalin to nie Warszawa, więc Trzaskalski zgrzytając zębami ustąpił. A szkoda. "Edi" z pewnością miałby ogromne szanse na zdobycie nagrody głównej "Młodych i Film".
Skąd w Laudynie ten upór? Podczas warszawskiego festiwalu, po raz pierwszy w jego siedemnastoletniej historii, zorganizowano konkurs kina młodego "Nowe filmy - nowi reżyserzy". Jury, obradujące pod przewodnictwem reżysera Wojciecha Marczewskiego, nagrodziło... "Ediego" nagrodą główną. Stefan Laudyn nie chciał więc, by Warszawa szła w ślady Koszalina. Sam Trzaskalski niewątpliwie na tym stracił. Gdyby dyrektor WMFF był wyrozumiały, "Edi" prawdopodobnie miałby dziś na koncie już trzy nagrody. Pierwszą reżyser otrzymał w Gdyni - nagrodę specjalną jury.
Swoją drogą, Piotrowi Trzaskalskiemu tylko pozazdrościć sukcesów "Ediego". Z festiwalu na festiwal film zbiera coraz lepsze recenzje i rośnie żniwny łan nagród. Jeżeli zostanie polskim kandydatem do amerykańskiego Oscara, a wszystko wskazuje, że tak się stanie (decyzja zapadnie 25 października, za konkurenta ma "Dzień świra" Marka Koterskiego), będzie miał spore szanse na zdobycie najbardziej prestiżowej statuetki branży filmowej. Z tej perspektywy jeszcze większa szkoda, że "Edi" ominął Koszalin. Warto pamiętać, komu to zawdzięczamy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?