MKTG SR - pasek na kartach artykułów

"Życie, którego nie było"

Piotr Polechoński
Męczą mnie te amerykańskie thrillery. Ileż można oglądać to samo? Świetny pomysł wyjściowy, pseudofilozoficzny bełkot w środku, kompletna klapa na końcu.

Pierwsze pół godziny "Życia, którego nie było" to kawał dobrego kina. Jest tajemnica, nie brakuje napięcia, a co najważniejsze, pojawiają się sugestie, że finał tej historii może być o wiele bardziej zaskakujący niż moglibyśmy przypuszczać.
I jak zwykle, wszystkie nasze oczekiwania biorą w łeb. Dobre pomysły nagle się kończą i z nieźle zapowiadającego się filmu zostaje półtorej godziny nudy, żenującego infantylizmu i scenariuszowego bałaganu. Obraz, który w pierwszych minutach powodzeniem nawiązuje do genialnego "Omenu" sprzed lat, z niewiadomych przyczyn zamienia się w parodię jednego z najgorszych odcinków "Archiwum X". Po raz kolejny amerykańscy twórcy udowodnili, że nie ufają zbytnio w inteligencję widzów i wolą łopatą wtłoczyć całą fabułę do naszych głów niż pozwolić, abyśmy sami trochę pogłówkowali nad nie do końca wyjaśnionymi wątkami. "Życie, którego nie było" to kolejny sztampowy, hollywoodzki produkcyjniak i nic więcej.
Główna bohaterka to samotna matka. Jej 8-letni syn zaginął podczas katastrofy lotniczej. Będąc w głębokiej depresji kobieta szuka pomocy u psychiatry. Podczas terapii dowiaduje się, że jej wspomnienia to tylko projekcja umysłu, a jej syn nigdy nie istniał. Zrozpaczona, nie chce w to uwierzyć i zaczyna balansować na granicy obłędu.
Jednak pewnego dnia spotyka mężczyznę z podobnymi doświadczeniami: również i jego dziecko znikło w tajemniczych okolicznościach. Po pewnym czasie oboje nabierają podejrzeń, że za stratą ich dzieci stoją jakieś nieznane siły.
"Wiesz, przestaję nad tym panować" - mówi ktoś pod koniec filmu. I trudno o lepszą puentę dla tego obrazu. Albo komuś się nie chciało, albo ktoś celowo przestał przejmować się tym, jak ta cała historia się zakończy. Paradoksalnie, powstały w ten sposób chaos dodatkowo podkreśla dobra gra aktorów: ich profesjonalizm i zaangażowanie tylko kontrastuje z tym słabiuteńkim filmem.
"Życie, którego nie było" to kolejna zmarnowana szansa na przyzwoitą rozrywkę. Z początku wydaje się, że będzie dobrze, ale potem dzieje się jak zwykle. Banał, że aż oczy bolą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza