Sprawą anonimu zajęła się w poniedziałek Komisja Bezpieczeństwa i Porządku Publicznego działająca w Urzędzie Miasta w Słupsku.
- Pismo było anonimem, nikt się pod nim nie podpisał z nazwiska, więc na dobrą sprawę w ogóle nie powinniśmy się nim zajmować - mówi Tomasz Rosiński, członek komisji.
- Nie wyrzuciliśmy go jednak do śmietnika, ale wczoraj o nim rozmawialiśmy na spotkaniu komisji.
Swoje wyjaśnienia złożył także Waldemar Fuchs, komendant straży miejskiej.
W anonimie podwładni zarzucili swojemu szefowi używanie wobec nich obraźliwych słów oraz łamanie prawa. Dokładnie chodzi o to, że komendant miał kazać im interweniować na drogach wewnętrznych i osiedlowych, czyli tam, gdzie Straż Miejska interweniować nie ma prawa.
Waldemar Fuchs przyznaje, że wysyła tam patrole.
- Kazałem swoim pracownikom przyjmować każde zgłoszenie i wysyłać patrole także na drogi wewnętrzne, których w Słupsku jest bardzo dużo - mówi. - Mieszkańcy miasta oczekują od nas konkretnych działań i w wielu przypadkach nasze działania są uzasadnione, co potwierdzają nawet wyroki sądów, bo zawsze tam trafia sprawa, kiedy dana osoba nie przyjmuje mandatu albo kiedy skarży się na działanie strażnika - mówi Fuchs.
Komendant odpiera także zarzut o obrażaniu swoich pracowników wulgarnymi słowami.
- Do każdego zwracam się pan/pani i nie ma między nami żadnego spoufalania się, mimo że niektórzy są młodsi od moich dzieci - mówi Fuchs.
- Na odprawach jednak często cytuję wypowiedzi osób, które skarżą się na interwencję strażników i często są to skargi obfite w najróżniejsze obraźliwe sformułowania. Każdą taką skargę jednak rozpatruję, więc sami zainteresowani też o niej muszą wiedzieć - dodaje.
Na tym sprawa się kończy, bo anonimem nikt więcej zajmować się nie będzie, choć poinformowany został o nim także prezydent Słupska Maciej Kobyliński.
- Nie zajmujemy się anonimami. Jeśli strażnicy zechcą się spotkać z prezydentem, to na pewno będzie taka możliwość i wtedy będziemy mogli o skardze rozmawiać - mówi Mariusz Smoliński, rzecznik prasowy prezydenta Słupska.
O zdanie zapytaliśmy także pracowników straży miejskiej. Nie chcieli oni jednak się wypowiadać pod nazwiskiem.
- Prawda jest taka, że jak się komuś nie chce pracować, to pisze donosy - mówi jeden z nich. - Faktem jest, że jest grupka kolegów, którym nie podoba się, że komendant zagonił po prostu nas wszystkich do roboty - dodaje.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?