Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Będąc rozpoznawalnym, ciężko jest znaleźć partnera

Andrzej Szkocki
Michał Piróg.
Michał Piróg. Andrzej Szkocki
Rozmowa z Michałem Pirógiem, tancerzem, choreografem, prezenterem, a nawet niezawodowym aktorem, reporterem i osobowością telewizyjną, którego książka "Chcę żyć" właśnie trafiła do księgarń.

- Bardziej się pan pocił jak pan tańczył, czy jak pisał książkę?

- Zdecydowanie jak tań­czyłem.

- To znaczy, że pisanie książki przychodzi panu łatwo?

- Nie tak dokładnie. Pisanie książki to zupełnie inny wysiłek. Wymagał ode mnie ogromnej koncentracji. To było szalenie trudne. Musiałem sobie wiele rzeczy przypomnieć, poszeregować, uporządkować. Okazało się, że to jest ciężka praca tak sobie usiąść i wszystko chronologicznie poukładać. To jest taka praca nad samym sobą. Porównał­bym to do leżenia na kozetce i grzebaniu w swojej przeszłości, tak krok po kroku, i zastanawianiu się co było i kiedy dla mnie ważne i co miało wpływ na późniejsze moje losy. Więc to pisanie było takim moim upoceniem się. Trochę to mnie kosztowało.

- Ale to nie były "siódme poty“?

- Na szczęście nie. "Siód­me poty" byłyby wtedy, kiedy ja sam musiałbym to wszystko spisać. Ale miałem Izę (Iza Bartosz współautorka - przyp. red.), która tych moich wspomnień i zwierzeń wysłuchała. Ona miała ogromną cierpliwość, aby to wszystko spisać. Później wspólnie ustalaliśmy co jest istotne a co można pominąć. Więc ten proces powstawania książki był męczący, ale taniec wymaga ode mnie zupełnie innego wysiłku.

- Jakiego?

- Bo jak wychodzę na scenę i zaczynam tańczyć, to mam świadomość, że natychmiast jestem oceniany przez widza. I nie mam możliwości już niczego poprawienia. Przy książce jest inaczej. Najpierw się trzeba napocić, ale później można siąść spokojnie i jeszcze coś poprawić.

- A skąd w ogóle wziął się pomysł na książkę biograficzną?

- Pomysł powstał w Muzie (wydawcy - Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza S.A. - przyp. red.). Wydawnictwu zależało na biografii znanej postaci medialnej. To oni zaryzykowali, aby pow­stała ta książka. Zaczęli się zastanawiać kogo do tego namówić.
Zaczęli pytać, kto teraz jest interesujący. Wyszło na mnie.

- Jakie były inne propozycje?

- Marka Kondrata, Bogusława Lindę.

- To świetne towarzystwo. Gratuluję.

- Rzeczywiście. Było mi niezmiernie miło. Przyznam, że jak dostałem propozycję napisania książki, to nie byłem do tego pomysłu przekonany. Zastanawiałem się - właściwie o czym ta książka ma być. Wspólnie z wydawcą postanowiliśmy, że będzie to opowieść o moich etapach w życiu już zakończonych. Pomyślałem sobie, że jak już się coś zakończyło, to ja mogę o tym mówić, bo przecież drugi raz się już to nie wydarzy.

- Czy to znaczy, że to jest książka podsumowującą pewien etap życia?

- Ona jest o moich decyzjach i trudnościach. Już minęło kilka lat od tego jak publicznie powiedziałem o swojej orientacji seksualnej. Drugi raz tego nie powiem. To już zostało powiedziane. Teraz mogę tylko obserwować co się z tym dzieje. Jakie są na to reakcje.

- I co pan zaobserwował?

- Kiedyś wydawało mi się, że będzie to bardziej bezproblemowo, że my, jako społeczeństwo zaakceptujemy taki stan rzeczy. Później zaczęły się pewne problemy.
A teraz myślę, że już nie będzie z tym takich problemów, jak mi się nie tak dawno wydawało.

- A te problemy bolą?

- Mogą czasem bardzo boleć. Może to przecież rujnować komuś życie. Akurat mi nie zrujnowało życia, ale ja mam bardzo duże wsparcie od rodziny i przyjaciół.

- W książce pisze pan, że taką podporą pana jest mama. Że dość dużą rolę w pana życiu odgrywa. Czy to prawda?

- Nie chciałbym umniejszać roli taty, ale mama zawsze była bliżej nas - choćby ze względu na rodzaj jej pracy (pracowała w domu - przyp. red). Mama była przez wiele lat moimi oczami, uszami, wszystkim.

- Pytam o mamę, bo z książki wynika, że to tata szybciej zaakceptował pana homoseksualizm. Mama dłużej się z tym oswajała.

- Jak się przyznałem rodzinie, to mama się przestraszyła. Tata nie wiedział jak na ten temat ze mną rozmawiać. To teraz się tak wydaje, że z tatą było łatwiej. Ale tak nie było. Mama natomiast podjęła ze mną dialog. Chciała na ten temat rozmawiać. Pytała co będzie dalej. Z mojego punktu widzenia, a ja chciałem to przyznanie się niejako odbębnić, tata był lepszy. Ale teraz mogę powiedzieć, że to mama była w tym lepsza, bo chciała się jak najwięcej ode mnie na ten temat dowiedzieć. Wtedy ja nie bardzo chciałem o tym rozmawiać. Było mi tak po prostu wygodniej. Teraz wiem, że rozmowy na ten temat są bardzo ważne.

- Jeszcze jeden ważny moment miał pan w życiu. Dowiedział się pan o swoim żydowskim pochodzeniu. To jakoś wstrząsnęło panem?

- To właściwie nie zrobiło na mnie jakiegoś wrażenia poza faktem, że mi rodzice nie powiedzieli o tym wcześniej.

- Ile miał pan lat jak się pan dowiedział?

- O swoim pochodzeniu dowiedziałem się w wieku 19 lat. Przypadkowo, podczas pobytu u cioci Eli we Francji. To ona mi powiedziała. Pamiętam, że przyjechałem potem do domu wściekły. Bo ja siebie traktowałem jako osobę dorosłą, a nagle się okazało, że w rodzinie jest jakiś sekret, do którego mnie nie dopuszczano.

- Dowiedział się pan, że jest Żydem. To coś zmieniło w pana życiu?

- Na początku wcale. Byłem wtedy na I roku filozofii. O sobie myślałem jako o agnostyku. Dopiero później zacząłem się zastanawiać nad swoją tożsamością. To przyszło w momencie kiedy zacząłem więcej przebywać z ludźmi, którzy są Żydami, kiedy wyjeżdżałem do Izraela. Zaczęło mnie to moje żydostwo fascynować. Nagle świat zaczął mieć dla mnie inne kolory. I wtedy sobie uświadomiłem, że ta moja nowa tożsamość może być dla mnie większym problemem niż orientacja seksualna.

- Jak pan myśli dlaczego rodzice tak długo skrywali przed panem prawdziwe pochodzenie?

- Oni chcieli mnie chronić. Pochodzę z Kielc, to pewnie miało też wpływ na decyzje rodziców.

- A swoim dzieciom pan powie od razu?

- Jeśli będę biologicznym ojcem swoich dzieci, to nie widzę powodu, aby to przed nimi ukrywać. Ale ja mam szczęście, bo my teraz żyjemy w innych czasach i można o tym mówić. To, że powiedziałem publicznie o swoim pochodzeniu, to był też hołd dla mojej mamy, dla mojej babci, bo one nie mogły się do tego przyznać. Teraz nie trzeba tego ukrywać.

- Przyznał się pan do tego, że uprawia pan zawód celebryty. Uważa pan, że celebryctwo to zawód?

- Ja się z tego celebryctwa trochę śmieję. Podkreślam - na życie zarabiam zupełnie inaczej. Pieniądze dostaję za konkretnie wykonaną pracę. Ale zauważyłem, że ostatnio niemal wszyscy w tym kraju są celebrytami. Choć w moim wypadku to celebryctwo szczególnie mi przeszkadza.

- W czym?

- Przyznałem się do tego, że jestem homoseksualistą i teraz będąc rozpoznawalnym ciężko jest mi znaleźć partnera. Zwłaszcza, że na samym początku nikt nie ma pewności, że taki związek będzie rzeczywiście poważny.

- I tylko to jest przeszkodą?

- Generalnie chyba tak, bo całą resztę można sobie w życiu jakoś ułożyć.

Rozmawiała Bogna Skarul

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza