MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Bismarck i jego koszmary

Moro
Bismarck i jego koszmary
Bismarck i jego koszmary Wikipedia
W Łebie i w Ustce do dziś pokazuje się wille, które miały być rezydencjami Goeringa albo Bismarcka. Coś w tym jest. Bismarck lubił tu spędzać wczasy. Na plaży w Ustce rozważał, jak rozprawiać się z piratami.

Żelazny Kanclerz, człowiek, który zjednoczył Niemcy, był związany z naszym regionem. W Kołczygłowach pod Bytowem wziął ślub z Joanną von Puttkamer z Barnowca. W młodości co roku przyjeżdżał tu do teściów, z którymi w lecie na całe tygodnie wyprawiał się do Ustki. Przed wojną w jednej z restauracji przy usteckiej promenadzie przechowywano na honorowym miejscu stary stolik, przy którym ten polityk zwykł był jadać śniadania. Opowiadano też - co odnotowali dawni regionaliści - że ulubionym celem jego konnych przejażdżek były stare buki, rosnące w lesie na klifie w Orzechowie Morskim.
Dziś, poza reprezentacyjną Willą Red, która rzekomo w 1886 roku miała być zbudowana dla Bismarcka jako jego letnia rezydencja, w Ustce nie ma już śladów po Żelaznym Kanclerzu. Ale ślady jego pobytów w Ustce przetrwały w jego listach. Z nich dowiadujemy się, jak przed ponad 150 laty spędzał czas w usteckim kurorcie wczasowicz Bismarck.

Jest rok 1850, koniec czerwca, świetnie zapowiadający się pruski polityk pisze list do siostry. Od trzech lat jest małżonkiem, ma już dwoje małych dzieci: półtoraroczną córeczkę i 6-miesięcznego synka, którego Joanna wciąż karmi piersią. Córeczka trochę choruje, zalecono jej wyjazd do nadmorskiego kąpieliska. - Dlatego w przyszłym tygodniu z całą ferajną mam się zaokrętować w Ustce na Pomorzu. Tam spotkam się z moimi teściami, którzy mieszkają w pobliżu. Moja wyobraźnia od tygodni maluje w głowie obrazy wszystkich niedogodności tej 70-milowej podróży (około 500 km - dop. red.) z dwoma dziewkami służebnymi, krzykiem dzieci, becikami, pieluszkami i tym wszystkim - pisze do siostry.
W drugim liście, napisanym z Schoenhausen 8 lipca 1850 r., precyzuje koszmarne obrazy, które dręczą go w związku z tą wakacyjną wyprawą: - Czuję, że ta podróż, im jest bliższa, doprowadzi mnie do domu wariatów albo do dożywocia w II izbie parlamentu. Widzę już siebie z dziećmi na peronie, potem jak one w pociągu bez skrupułów załatwiają swoje potrzeby fizjologiczne i współpasażerów kręcących nosami od smrodu unoszącego się w powietrzu. Joannę, która krępuje się dać małemu pierś, przez co ten zanosi się płaczem i robi się aż siny ze złości. Potem ten tłok przy sprawdzaniu biletów, gospoda na dworcu szczecińskim z tymi dwoma wyjcami i czekanie przez godzinę na konie, pakowanie powozu i koszmarną jazdę - wymienia.

Bismarck dodaje, że był bliski rezygnacji z podróży, ale uległ swojej Joannie. Znanych jest co najmniej kilka listów, które wczasowicz Bismarck nadał z Ustki. Sporo więc wiemy, co tu robił. - Szanowny panie radco - pisał z Ustki 19 sierpnia 1856 roku do Otto von Wenrtzela, wysoko postawionego dyplomaty.

- Stąd nie mogę panu zameldować nic interesującego. Mój czas tutaj dzieli się na kąpanie się w morzu, przejażdżki konne, jedzenie, sen, spacery i żeglowanie. Wszystko to obliczone jest na to, by ciału zapewnić zajęcia i zabiegi, których jest pozbawione we Frankfurcie. Towarzystwo tutejsze składa się prawie wyłącznie z rodzin junkierskich, które mają w pobliżu swoje majątki.

Kilka dni później w którejś z kamienic w centrum dzisiejszej Ustki Bismarck pisze list do Leopolda von Gerlacha. Jest 25 sierpnia 1856 roku.

- Najczcigodniejszy przyjacielu. Jest właśnie godzina 7 rano i w nieporadności mojej ręki dostrzegam oznakę, iż ta nocna godzina w ekonomii mojej natury nie jest przeznaczona na pisanie listów - wyznaje w pięk­nej niemczyźnie. - Ale w pełnym porządku dziennym życia w tym kąpielisku morskim trudno o innej porze dnia znaleźć się w pobliżu kałamarza z atramentem. Gdy o 9 rano kąpię się w wodzie morskiej o temperaturze rzadko kiedy przekraczającej 10 stopni w skali Reaumura (12,5 st. C), to naturalne, że o 10 muszę zjeść śniadanie, a o 11 wyruszuć na konną przejażdżkę. I kiedy wracam z niej około godziny drugiej na obiad, to oddaję się jego spożywaniu tak bezwzględnie, iż o godzinie 4 muszę przezwyciężać ospałość sytości całą energią mojego charakteru, by wsiąść do łodzi żaglowej, z której wysiadam potem na regularny spacer plażą, by obserwować zachód słońca, a następnie uczestniczyć w spotkaniach miejscowego towarzystwa, składającego się z kilku tuzinów dam, do których, według upodobania, można się zwracać albo per "pani von Putkammer", albo "pani von Zitzewitz" i które to spotkania urozmaicane są albo śpiewami, albo tańcami. Damy te lepiej śpiewają, niż tańczą.
Ale na piaszczystej usteckiej plaży wczasowicz Bismarck słucha nie tylko śpiewów żon junkrów.
Czyta także gazety i choć o niej nie dyskutuje, to rozmyśla o polityce. W liście do Gerlacha z sierpnia 1856 roku dziwi się oficjalnej korespondencji z Wiednia, z której dowiaduje się, że jako przejaw humanizacji i demokratyzacji habsburskiej monarchii oficjalne austriackie czynniki podają znaczny wzrost oficerów żydowskich w cesarskiej armii - aż do 500, z których pięćdziesięciu to oficerowie starsi. - Znamienne, że traktuje się to jako powód do chwały - pisze z Ustki do przyjaciela, dorzucając parę innych, antysemickich refleksji.

Codzienne żeglowanie, spacery po usteckiej plaży i być może także widok usteckich rybaków i wędzarenek wyraźnie inspirują go także do przemyśleń na temat... piratów. Gdzieś na południu doszło bowiem w tym czasie do kilku napadów na północnoniemieckie żaglowce. Zostały obrabowane.
Bismarck pisze z Ustki, że opowiada się za "uwędzeniem" piratów i popiera ryzykowny pomyśl wysłania przeciwko nim dopiero co utworzonej pruskiej floty wojennej. Z listu wyziera cały Bismarck i jego "żelazny" charakter. Pisze, że "dziewicza" pruska bandera musi wreszcie nasiąknąć zapachem prochu.
- Nawet jeśli zginie przy tym trochę ludzi, no to cóż, i tak umrą w okresie najbliższych 40 lat. Jeszcze dziś mówi się w Prusach z dumą, że bandera wielkiego elektora powiewała kiedyś w chwale na wodach koło Genui. Takie wspomnienia są dla narodu o wiele więcej warte niż tak liczne linie kolejowe czy inne "cywilizacyjne" pożeracze pieniędzy - konstatuje w Ustce polityk, który później przejdzie do historii jako Żelazny Kanclerz. Wyprawa kilku pruskich statków na piratów, wsparta duchowo przez wczasowicza z Ustki, faktycznie doszła do skutku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza