Po naszych publikacjach o kolejkach m.in. do alergologa czy na badanie USG piersi w naszej redakcji urywają się telefony. Czytelnicy podają kolejne przykłady gigantycznych kolejek do specjalistów.
- Powinnam chodzić na kontrole regularnie, co pół roku. Tymczasem na ostatniej wizycie u endokrynologa zostałam zarejestrowana na maj, ale 2012 roku! - mówi zbulwersowana słupszczanka prosząca o anonimowość.
- Sposób leczenia też pozostawia wiele do życzenia. Gdy przyjmowała dr Ewa Kołakowska, badanie było solidne. Doktor zawsze kazała się położyć i dokładnie zbadała. Przeprowadziła też rzeczowy wywiad, zanim przepisała kolejne leki. Teraz wizyta trwa trzy minuty. Ostatnio nie zdążyłam ubrać płaszcza w korytarzu ubrać, a z gabinetu wyszła już kolejna pacjentka - opowiada Czytelniczka.
- Strasznie denerwuje mnie ta sytuacja, ale będę czekać na tę wizytę, bo nie dam zarobić lekarzom prywatnie. Płace, składki i uważam, że w ramach tego należy mi się przynajmniej wizyta kontrolna. Niestety, to wygląda tak, jakby lekarzom zależało na leczeniu prywatnym. Mam nadzieję, że już wkrótce wprowadzone zostaną kasy fiskalne i się to ukróci - mówi zbulwersowana kobieta.
Inni pacjenci leczą się sami. - Wizytę mam wyznaczoną za półtora roku. Leczę się już jednak parę lat i wiem, kiedy mam zwiększyć, a kiedy zmniejszyć dawki leków. Robię tylko prywatnie badania hormonów co jakiś czas - mówi pani Elżbieta, także prosząca o anonimowość.
Takie samodzielne leczenie jest jednak niebezpieczne dla zdrowia pacjenta. Równie niebezpieczne jest tak długie czekanie na wizytę. Wczoraj naszą redakcję odwiedził słupszczanin Aleksy Fiodorowicz.
- Przez cały czas czuję ucisk w gardle. Dostałem skierowanie od lekarza rodzinnego do endokrynologa. Byłem na pierwszej wizycie w listopadzie, ale doktor jedynie zaleciła badanie usg tarczycy. Jednak na kolejną wizytę umówiła mnie dopiero na 17 stycznia 2012 - opowiada starszy pan. - Początkowo się ucieszyłem, bo myślałem, że to już w styczniu tego roku. Dopiero pielęgniarka uświadomiła mi, że to styczeń za rok. Nie wiem czy śmiać się, czy płakać. Nie wiem, czy dożyję stycznia przyszłego roku
- mówi Aleksy Fiodorowicz.
Z poradnią endokrynologiczną jest problem już od paru lat. W grudniu 2008 roku pracę w poradni zakończyła dr Ewa Kołakowska. Teraz przyjmuje, ale tylko prywatnie. Ma tylu pacjentów, że tam też na wizytę trzeba czekać 2-3 tygodnie. Koszt? Około 75 złotych. Teraz w poradni endokrynologicznej, działającej w ramach poradni przyszpitalnych, przyjmuje tylko jedna pani doktor - Marzena Walkiewicz.
Przyjmuje codziennie i codziennie przed poradnią jest kilkudziesięciu pacjentów. Jest to jednak jedyna poradnia endokrynologiczna w mieście, obsługująca trzy powiaty. - Problem endokrynologów jest w całym kraju. Brakuje specjalistów - mówi Mariusz Szymański, rzecznik prasowy NFZ w Gdańsku.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?