Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

D. Odija: Urzekła mnie atmosfera na stadionie Gryfa

Rafał Szymański
Daniel Odija
Daniel Odija Krzysztof Tomasik
Rozmowa ze słupszczaninem Danielem Odiją, literatem, autorem książki "Tartak", finalistą nagrody Nike, obecnym na meczu Gryfa z Gwardią Koszalin.

Daniel Odija

Daniel Odija

(ur. 1974 w Słupsku), polski pisarz i dziennikarz, publicysta.

Studiował polonistykę na Uniwersytecie Gdańskim. Publikował w wielu periodykach literackich, w roku 2000 - nakładem słupskiego oddziału Związku Literatów Polskich - ukazał się zbiór jego opowiadań zatytułowany "Podróże w miejscu". Kolejne jego książki zostały wydane przez Wydawnictwo Czarne. Jego twórczość zalicza się do tzw. prozy północy.

W swoich utworach maluje realistyczny obraz tzw. Polski B przełomu tysiącleci. Akcja jego powieści i opowiadań rozgrywa się w podupadłych miasteczkach ("Ulica") oraz na popegeerowskiej wsi ("Tartak"). Bohaterami Odii są przegrani transformacji ustrojowej - bezrobotni, bezdomni, podupadli intelektualiści, robotnicy oraz drobni kombinatorzy, złodzieje i oszuści, ale także młodzi ludzie dopiero wkraczający w dorosłość. Wszyscy z trudem utrzymują się na powierzchni, żyjąc z dnia na dzień bez większej nadziei na poprawę losu.

Powieść "Tartak" w 2004 znalazła się wśród finalistów nagrody Nike. Przez pewien czas był felietonistą tygodnika społecznego "Ozon".

- Nieczęsto zdarza się, by odwiedzał pan stadion przy ul. Zielonej. Jakie są pańskie wrażenia po obejrzeniu spotkania Gryf Słupsk - Gwardia Koszalin?

- Przede wszystkim urzekła mnie bardzo fajna atmosfera panująca na stadionie. Do tego dobra pogoda, dużo bramek. Dla mnie liczyło się też, że słyszałem ciekawy język.

- To już mówi pan jako literat...

- Właściwie tak, przy czym kiedyś było w tej kwestii bardziej bogato. Teraz było bardzo kulturalnie, spokojna atmosfera. W ogóle dla mnie jako słupszczanina taki mecz jak z Gwardią Koszalin trzeba było zobaczyć. Po prostu.

- Będzie pan teraz chodził na spotkania Gryfa?

- Atmosfera na tym starciu z Gwardią była taka, że na następne spotkanie z Kotwicą Kołobrzeg zabiorę swoje dzieci, 13-letnią córkę i 10-letniego synka. Jednak będę chodził na spotkania tylko do chwili, gdy zrobi się ładna pogoda. Wtedy uciekam do natury. Wokół Słupska jest tyle ładnych jezior i terenów, że warto z rodziną gdzieś uciekać. Po prostu.

- Czy powrót na stadion przy ulicy Zielonej ma dla pana jakieś znaczenie sentymentalne? W swojej pierwszej, najbardziej znanej książce - "Ulicy", opisał pan sceny z życia kibiców Gryfa.

- Całe moje życie związane jest z piłką nożną. Nawet kiedyś próbowałem trenować, ale się rozmyśliłem. Piłka nożna to jest dla mnie najważniejszy sport. Często go oglądam i często mu kibicuję. Sądzę, że takie miasto jak Słupsk powinno mieć drużynę w wyższej lidze niż tylko Bałtycka III liga. Mam nadzieję, że kiedyś tak będzie.

- Trenował pan w Gryfie?

- Tak, właśnie w juniorach Gryfa. Jeśli już to byłem stoperem lub defensywnym pomocnikiem, który umiał rozbijać akcje rywali lub zawiązywać. Zawsze miałem mocne płuca (śmiech).

- Mario Vargas Llosa, zdobywca literackiej Nagrody Nobla, był dziennikarzem sportowym, relacjonował spotkania Peru w 1982 roku na mistrzostwach świata. Nie ciągnie pana do opisywania piłki nożnej?

- Planuję coś w najnowszych rzeczach, które tworzę. Bardzo lubię opisywać sposób przeprowadzenia akcji przez zespół. Problem polega na tym, że jak czasem słyszę komentarz w polskiej telewizji to zachwycają mnie błędy językowe, którymi posługują się komentatorzy. Może i o to chodzi, ja często korzystam z tych błędów w swojej literaturze. Ale podsumowując, ćwiczę się w opisywaniu akcji, jak podać z 16. metra np. w długi róg, płaską piłką itd. Myślę, że w mojej twórczości będzie tego trochę w najbliższym czasie.

- Nick Hornsby, napisał książkę - bestseller (Futbolowa gorączka - dop. "Głosu Pomorza") o swojej miłości do Arsenalu. Czy pan nie chciałby w ten sam sposób czegoś stworzyć?

- Aż tak nie. Raczej dostrzegam cechy charakterystyczne dla piłki danego narodu. Odróżniam, jak gra Australia, jak grają Niemcy, jak Anglicy, Polacy, Hiszpanie czy nawet Szwajcarzy.

- Ma pan, poza Gryfem rozumiem, ulubiony zespół?

- To jest absolutnie FC Liverpool. Odkąd byłem dzieckiem, to były czasy Iana Rusha, Kenny Dalglisha. Wtedy Liverpool mi się śnił. Cieszę się, że taki zawodnik jak Luis Suarez gra w tym klubie. Może stworzy coś nowego.

- Za to pewnie Fernando Torres musiał pana zawieść swoją decyzją przejścia do Chelsea?

- Nie, uważam, że Chelsea wtopiła. Myślę, że Torres jest zawodnikiem już trochę wypalonym. On jeszcze rozegra piłkę, ale ma kłopot ze strzeleniem bramki. Myślę, że to była dobra sytuacja dla Liverpoolu, a do Torresa nie mam żalu. Uważam, np. że bardzo źle został potraktowany Sławomir Peszko przez szefów Lecha Poznań. Zaczęli go krytykować za to, że dostał lepsze pieniądze w lepszym klubie. Nie można zawodników tak traktować. To dla nich robota, przechodzą z klubu do klubu. Torres jest Hiszpanem, niech jedzie grać, gdzie chce.

- Skąd taka miłość do Liverpoolu?

- Jak już mówiłem śnił mi się ten zespół w dzieciństwie. Oczywiście była jeszcze jedna drużyna - reprezentacja Polski. Nigdy nie zapomnę tej sytuacji i momentu przełomowego - Hiszpania 1982 rok, mistrzostwa świata. Zbigniew Boniek strzela trzy gole Belgii, a ja w drugim pokoju modliłem się, by Polacy wygrywali. To jest szacunek dla wysiłku ludzkiego, ja uprawiałem sport, wiem, co to znaczy, ile siły trzeba włożyć, by utrzymać sprawność i kondycję fizyczną. Ta upartość w dążeniu do celu jest moim mottem życiowym. Co prawda w literaturze, a nie w sporcie, ale sportowców obserwuję.

- W Polsce brakuje literatury sportowej. To jest nisza...

- Może twórcy boją się, że sport nie oddaje życia, że to jest jakaś banalizacja uczuć, które próbujemy ująć w literaturze. Jerzy Pilch miał kilka motywów piłkarskich. Ja w "Ulicy" opisałem kibiców Gryfa, na podstawie zinów wydawanych przez nich w tamtych czasach. Nie popierałem ich ówczesnej działalności, ale sam język, jakimi się posługiwali, był dla mnie inspirujący. Poza tym też tego sportu za dużo nie opisywałem. Cóż, człowiek szuka rozrywki w życiu. Jest ono tak ciężkie, że szuka odpoczynku i sport to daje. To może znak, że moja przyszła twórczość będzie luźniejsza. Może nasza literatura dąży na siłę do uniwersalności i może ktoś się boi, że jak opisze sytuację z meczu, to szybko ona przeminie, że to są emocje chwilowe. To może to. Ale ja na Gryfie się super bawiłem. Dużo bramek, siedziałem blisko boiska, widziałem walkę. To było to.

- Wierzy pan, że Gryf się utrzyma?

- Jeśli nie będą pili, nie będą palili, to tak będzie. Śmiałem się jednak z kolegami, że ci piłkarze są za słabo rozciągnięci. Każdy z nich powinien umieć zrobić szpagat.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza