Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dlaczego rannych wieziono aż do Słupska

(r)
Wypadek koło Parsęcka był najtragiczniejszym tegorocznym zdarzeniem na szczecineckich drogach
Wypadek koło Parsęcka był najtragiczniejszym tegorocznym zdarzeniem na szczecineckich drogach Fot. archiwum
Wyjaśnianie okoliczności transportu rannych w wypadku koło Szczecinka wciąż trwa. Komisja powołana przez starostę szczecineckiego do oceny postępowania lekarzy ze szpitala w Szczecinku po tragicznym wypadku koło Parsęcka nie wniosła do sprawy nic nowego

Wypadek koło Parsęcka był najtragiczniejszym tegorocznym zdarzeniem na szczecineckich drogach
(fot. Fot. archiwum )

To już druga komisja do wyjaśnienia okoliczności transportu dwóch mężczyzn rannych w wypadku, do którego doszło 6 października pod Parsęckiem. Pierwszą powołał marszałek województwa zachodniopomorskiego.
Przypomnijmy dramatyczne wydarzenia sprzed dwóch miesięcy. W rozbitej skodzie favorit zginęły na miejscu dwie osoby. Trzecia ofiara zmarła w szczecineckim szpitalu. Dwaj pozostali ciężko ranni mężczyźni zostali wyprowadzeni z szoku pourazowego i przewiezieni do Koszalina. Tam jednak okazało się, że w szpitalu może być jednocześnie operowana tylko jedna osoba i drugiego mężczyzny nie przyjęto. Także szpital w Kołobrzegu nie był w stanie zająć się rannym. W tej sytuacji przewieziono go do Słupska, gdzie dotarł już w bardzo ciężkim stanie.
Przedłużający się transport i kłopoty z przyjęciem pacjenta trafiły na czołówki gazet. Komisja marszałkowska częściową winą za te zdarzenia obciążyła szczecinecki szpital. Wyniki prac komisji skrytykował dr Jerzy Hardie-Douglas, ordynator oddziału chirurgicznego ze Szczecinka, który uznał, że ciało powołane przez marszałka nie mogło być do końca obiektywne, gdyż dwie z trzech placówek służby zdrowia (szpitale w Koszalinie i Kołobrzegu) zamieszane w tę sprawę podlegają właśnie marszałkowi.
Komisja starosty (w jej skład weszli głównie lekarze) także spróbowała wyjaśnić, czy postępowanie szczecineckich medyków było prawidłowe. Przeanalizowano dokumentację medyczną, bilingi rozmów telefonicznych, rozmawiano z personelem szpitala. Uznano, że decyzja o przewiezieniu chorych do Koszalina była słuszna z racji na ich stan i bak udzielenia specjalistycznej pomocy przez szczecinecki szpital. Długotrwały transport był wynikiem odmowy przyjęcia pacjenta w Koszalinie i Kołobrzegu.
"Lekarz dyżurny w Koszalinie odmówił udzielenia konsultacji, badania i ewentualnego przyjęcia drugiego pacjenta wiedząc, że znajduje się on w karetce stojącej przed izbą przyjąć" - stwierdzają autorzy raportu opierając się na relacji załogi karetki. Uznano też, że nie uzyskanie pisemnego potwierdzenia odmowy badania i przyjęcia rannego było "niedopełnieniem formalnego obowiązku" przez lekarza jadącego z chorymi.
Wnioskiem z tych wydarzeń jest jak najszybsze powołanie pododdziału oropedyczno-urazowego w szczecineckim szpitalu, który by świadczył usługi przez cały czas, a nie tylko kilka dni w tygodniu.
Niewykluczone, że rozwikłaniem sprawy zajmie się jeszcze jeden organ (z urzędu dochodzenie wszczęła już wcześniej prokuratura) - rzecznik odpowiedzialności zawodowej Okręgowej Izby Lekarskiej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza