Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dom Maleńkiej Miłości w Kobylnicy - szczegóły sprawy

Krzysztof Piotrkowski
Teresa Szada-Borzyszkowska, do niedawna siostra Józefa, nie chce opuścić Kobylnicy i nie chce rozmawiać z dziennikarzami.
Teresa Szada-Borzyszkowska, do niedawna siostra Józefa, nie chce opuścić Kobylnicy i nie chce rozmawiać z dziennikarzami. Fot. Kamil Nagórek
Siostra Józefa została wykluczona z zakonu. Za karę, że nie wyjechała z Kobylnicy. Nadal jednak chodzi w habicie i opiekuje się kilkoma starszymi osobami. Wierzy, że odzyska budowę, którą właśnie przejęła gmina.

Niewiele zostało z planów budowy wielkiego centrum rehabilitacyjnego w Kobylnicy koło Słupska. Zaledwie dwa pawilony w stanie surowym i dom wielkości jednorodzinnej willi, w którym mieszka siostra Józefa, a właściwie już pani Teresa Szada-Borzyszkowska. Opiekuje się starszymi paniami, które od trzech lat są tu pensjonariuszkami. Obejścia pilnuje wilczur na łańcuchu. Niedokończone pawilony wyglądają, jakby robotnicy nagle przerwali pracę. Od ponad dwóch lat niszczeją instalacje, obrywa się styropian ocieplający ściany. Sprzęt rehabilitacyjny stoi bezużytecznie.

A miało być tak pięknie

Pięć lat temu, gdy siostry franciszkanki rozpoczynały zbieranie pieniędzy na Dom Maleńkiej Miłości, snuły przed mieszkańcami idylliczną wizję małego raju. Ich celem było otoczenie opieką 60 starszych osób i 50 niepełnosprawnych dzieci oraz opieka dzienna dla 100 osób. Dom miał zapewnić mieszkańcom: opiekę zdrowotną i pielęgniarską, terapię, zabiegi rehabilitacyjne, dostęp do kultury i rekreacji. Latem miały być organizowane kolonie dla dzieci polskich zza wschodniej granicy i spotkania grup modlitewnych.

Na półtorahektarowej działce miało stanąć osiem wielkich piętrowych pawilonów, zbudowanych na planie pierścienia, z ogrodem w środku. Idea nawiązywała do tradycji klasztornej z XII wieku. Wewnętrzny ogród miał służyć jako miejsce wypoczynku i rekreacji. Obok - pralnia, kotłownia, pokoje dla obsługi i kościół.
W 2004 roku, tuż przed boomem gospodarczym i gwałtownym wzrostem cen w budownictwie, koszt budowy miał wynieść ponad 28 milionów złotych. Dziś byłby kilkukrotnie wyższy. Ale idea bardzo się podobała. Siostry dostały od samorządu ziemię, a nawet swoją ulicę, która została nazwana Franciszkańską.

Daj, ile możesz

Kampania na rzecz centrum była ogromna. Każdy słupszczanin wiedział, że w Kobylnicy powstanie Dom Maleńkiej Miłości. Wielu dawało pieniądze. Siostra Józefa łatwo zjednywała sobie ludzi: pogodna, miła, wzbudzała zaufanie. Sprawiała wrażenie, że wie, jak organizuje się przedsięwzięcia charytatywne. Budowa ruszyła z kopyta. Jak na drożdżach urósł pierwszy domek dla sióstr i kilku pensjonariuszek. Szybko z ziemi wyłaniały się mury pawilonów.

Były festyny, imprezy sportowe. Do Słupska przyjechał nawet zespół ekstraklasy Amica Wronki na mecz towarzyski z Gryfem Słupsk. Zebrano wtedy około 30 tysięcy złotych. Jednak największym wydarzeniem i zastrzykiem pieniędzy miał być przyjazd dawnych gwiazd zespołu FC Barcelona. Okazał się klapą. Według ówczesnych organizatorów wszystko by się udało, gdyby nie to, że mecz, który miał się odbyć w Słupsku, przeniesiono do Trójmiasta. Przyszło tyle samo ludzi, co na mecz z Amicą. Dochodów nie było żadnych, długi ogromne.

Siostry i pani Bożenka

Od maja 2007 roku, kiedy rozegrano feralny mecz oldboyów Barcelony z byłymi reprezentantami Polski, nad budową zawisły czarne chmury. Nie było pieniędzy na dokończenie wstrzymanych już wtedy prac. Na organizację meczu siostry pożyczyły m.in. 130 tysięcy złotych od słupskiego przedsiębiorcy Bronisława Bajcara, znanego z hojności podczas innych imprez charytatywnych. Wsparł też budowę w Kobylnicy łączną sumą 70 tysięcy złotych.

- Cóż, pozostał wielki niesmak - mówi biznesmen. - Nie wiem, dlaczego się nie udało, odnoszę wrażenie, że przedsięwzięciem kierowały wtedy niewłaściwe osoby.
Do dziś nie dostał grosza z tego, co pożyczył. Nie chce mówić źle o siostrach, rozumie, że im się nie udało. Tymczasem według innych ofiarodawców i wolontariuszy (proszą o niepodawanie nazwisk) kłopoty Domu zaczęły się od momentu, gdy pojawiła się w nim Bożena Jakimowicz, znana z kwestowania na rzecz budowy wieży na kościele Mariackim w Słupsku. To jej pomysłem miało być pożyczenie pieniędzy od Bajcara i przeniesienie meczu do Trójmiasta.

Czy to prawda? Bożena Jakimowicz wszystkiemu zaprzecza. Nie chce nawet rozmawiać na ten temat. Dzwoniliśmy do niej i chcieliśmy też rozmawiać osobiście, gdy zastaliśmy ją na posesji Domu. Niejasna więc pozostaje jej rola w całym przedsięwzięciu. Wszyscy, z którymi rozmawialiśmy, opisywali ją jako "szarą eminencję".

- Przez nią zrezygnowałem ja i wielu innych - mówi wolontariusz (nazwisko do wiadomości redakcji). - Gdy przyszła, klimat stał się nie do zniesienia. Podejrzewała nas, że chcemy zarobić na Domu. Ludzie się zniechęcili, nie chcieli już pomagać, nie ufali jej.

O panią Jakimowicz pytaliśmy również Stanisława Frankiewicza ze słupskiej Civitas Christiany, który był w zarządzie stowarzyszenia Dom Maleńkiej Miłości. Zrezygnował, gdy pojawiła się Jakimowicz.

- Przestało mi odpowiadać, co się tam działo, ale nie chcę dziś o tym rozmawiać i nic sugerować, proszę mnie już z tym nie łączyć - odpowiedział krótko.
Franciszkanki mówią: dość!

Niedawno siostry wycofały się z przedsięwzięcia. Podobno decyzję podjęła nowa siostra generalna w klasztorze w Krzyżanowicach w województwie opolskim. Powodem miały być długi oraz rozmach inwestycji, z którą siostry przestały sobie radzić. Zgromadzenie zwróciło się do samorządu o przejęcie budowy.

Gmina postawiła warunek, że przejmie, ale za symboliczną złotówkę. Siostry na to przystały. Ze względu na wartość majątku (według rzeczoznawców gminy około 2,8 milionów złotych) zgodę wydać musiał również Watykan. Zgromadzenie zapewniło wójta, że wszystkie pieniądze od darczyńców zostały wydane na budowę. Obiekt przeszedł więc na własność gminy. Wójt zapewnia, że go nie sprzeda.

- To byłoby nieeleganckie wobec osób, które wpłacały pieniądze - informuje wójt Leszek Kuliński. - Będzie tam zakład opiekuńczo-leczniczy i warsztaty terapii zajęciowej dla upośledzonych dzieci. Obiekt wydzierżawimy na 25 lat instytucjom, które będą tam działały.

Placówki ma prowadzić niepubliczny zakład opieki zdrowotnej. Wójt prowadzi rozmowy z trzema chętnymi podmiotami.

- Gmina nie ma zamiaru ponosić kosztów dokończenia budowy tego obiektu i nie będzie go utrzymywała - zaznacza wójt. - Będziemy występowali o środki unijne na ten cel. Do grudnia 2010 roku mamy zamiar zakończyć prace.

Siostry poza budynkami pozostawiły też gminie 300 tysięcy złotych długu. To dofinansowanie z Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych, które miało być wykorzystane na budowę i rozliczone do końca ubiegłego roku. Marszałek województwa zgodził się jednak wliczyć dług w koszty, jakie będą poniesione na dokończenie budowy. Szacuje się, że potrzeba około 15 milionów złotych.

Siostra Józefa cierpi

Siostra generalna zgromadzenia mówi, że cieszy się, iż centrum będzie służyło chorym, chociaż już nie za sprawą franciszkanek. Tylko była już siostra Józefa nie może się z tym pogodzić. Chciała przejąć inwestycję jako stowarzyszenie Dom Maleńkiej Miłości, którego jest prezesem. Pisała listy do biskupa i nuncjusza Watykanu w Polsce. Bez skutku. Bożena Jakimowicz na pytanie, kto w tym przypadku ponosiłby koszty dokończenia budowy i utrzymania centrum, odpowiada: kościół.

Problem w tym, że kościół właśnie przekazał inwestycję gminie i pozbył się siostry Józefy. Trzykrotnie była odwoływana z Kobylnicy do Wrocławia, do domu pomocy społecznej prowadzonego przez franciszkanki. Nie pojechała. Została więc wyrzucona z zakonu. Nie ma nawet prawa nosić habitu.

Mimo to nosi i wciąż opiekuje się kilkoma pensjonariuszkami. Nikogo nie wpuszcza do domu. Gdy widzi, że nadjeżdżamy, biegnie zamknąć drzwi, a starsze panie zaganiane są do domu. Rozmawiamy tylko przez szybę. Odsyła nas do wójta i siostry przełożonej. Porównuje do gestapo, straszy policją. Żąda, abyśmy odjechali, chociaż to przecież teren gminy, publiczny.

Popiera ją Bożena Jakimowicz i jej koleżanka, która nie chce się przedstawić. Nieoficjalnie dowiadujemy się, że to jedna z członkiń stowarzyszenia Dom Maleńkiej Miłości. Kobiety są zdenerwowane, chowają się przed nami. Nasze pytania pozostawiają bez odpowiedzi.

Taka szopka rozgrywa się za każdym razem, gdy odwiedzamy Dom. Niewidzącym wzrokiem przyglądają się temu starsze panie. Dowiadujemy się, że są chore na alzheimera i nic nie zrozumieją. Nie wiadomo jeszcze, co z nimi będzie. Przebywają tu nielegalnie. Nie są zameldowane, poza siostrą Józefą i jej schorowaną matką. One mają meldunek i otrzymają od gminy mieszkanie komunalne. Co się stanie ze staruszkami, jeszcze nie wiadomo. Podobno swój majątek zapisały siostrom - niestety, nie możemy tego potwierdzić, ponieważ nie dopuszczono nas do nich.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza