- W dzieciństwie marzył pan o tym, żeby zostać saperem?
- Nie. To przypadek. Chciałem zostać czołgistą, jasne że pod wpływem filmu "Czterej pancerni i pies". Ale kapitan z WKU, który rozdzielał chętnych do poszczególnych szkół wojskowych, powiedział, że do tej pancernej to będzie ciężko się dostać, bo jest wielu chętnych. Wtedy spojrzałem na mapę z lokalizacją innych szkół i dostrzegłem Brzeg w Opolskiem, gdzie mam sporo rodziny. Właśnie tak zostałem saperem. I nie żałuję, bo praca jest ciekawa, zdobyłem specjalistyczną wiedzę i umiejętności.
- Jest adrenalina?
- Za każdym razem. Każdy wyjazd to wielka niewiadoma. Nigdy nie wiadomo, co to będzie za przedmiot. A jeździmy dużo: 3-4 razy w tygodniu. Najczęściej do granatów ręcznych, moździerzowych, pocisków artyleryjskich. One wciąż znajdowane są często w zupełnie nieoczekiwanych miejscach. Bywa, że ktoś, kto ma ogródek o powierzchni 20 arów, kopie jeden mały dołek, żeby posadzić drzewo. I w tym dołku akurat tkwi pocisk! Teraz jesteśmy w trakcie działań w gminie Żukowo koło Gdańska przy podejmowaniu pocisku przeciwbetonowego od radzieckiej haubicy samobieżnej. Duża sprawa: to kaliber 203 mm.
- Jaką ma pan receptę na stres w typowo saperskiej sytuacji, kiedy wiadomo, że nie wolno się pomylić?
- Spokój. W tym zawodzie najważniejszy jest spokój i nieuleganie rutynie. Do każdego zadania trzeba podchodzić, jakby był to pierwszy raz.
Rozmawiał: Marcin Barnowski
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?