Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gale znaczy sztorm

Alek Radomski [email protected]
Żeglarz Edward "Gale” Zając zginął, kiedy morze było gładkie. Kochał sztorm, a pokonały go spokojne wody Zatoki Gdańskiej. Przepłynął Atlantyk, a zginął tak blisko domu.
Żeglarz Edward "Gale” Zając zginął, kiedy morze było gładkie. Kochał sztorm, a pokonały go spokojne wody Zatoki Gdańskiej. Przepłynął Atlantyk, a zginął tak blisko domu.
Żeglarz Edward "Gale" Zając zginął, kiedy morze było gładkie. Kochał sztorm, a pokonały go spokojne wody Zatoki Gdańskiej. Przepłynął Atlantyk, a zginął tak blisko domu.

- Gale po angielsku to sztorm - tłumaczy kapitan Jerzy Kuliński, przyjaciel ustczanina Edwarda Zająca. - To ja nadałem mu ten przydomek. Dlaczego? Proszę pana, bo on bardzo lubił sztormową pogodę. To była taka jego dewiacja. Po którymś pływaniu w sztormie mówię mu: Edek, ty jesteś masochista. Ty nie lubisz żeglować w dobrą pogodę...

A tymczasem Edward "Gale" Zając zginął, kiedy morze było gładkie. W swój ostatnie rejs wypłynął z portu w Górkach Zachodnich (osiedle Gdańska). Płynął na "Holly II", nowym, ochrzczonym pod koniec czerwca jachcie. Polską banderę, w dniu Święta Flagi, otrzymał od samego prezydenta Bronisława Komorowskiego. Pojechał po nią na specjalne zaproszenie do Belwederu.

- "Holly II" to jacht, na którym można bez większych obaw przepłynąć Atlantyk, co zamierzam zrobić w przyszłym roku - planował, kiedy biało-czerwoną zawieszał uroczyście kilka tygodni temu. Chciał jeszcze raz popłynąć w regatach samotników Jester Chellenge.

Ale jego ostatni rejs nie był ani regatowy, ani sztormowy. Nie płynął też w nim sam, jak miał w zwyczaju.
Zginął tydzień temu, podczas rejsu turystycznego. Dokładnie 5 lipca wypadł za burtę 3,2 mili morskiej od Helu. Zaraz po tragedii policja informowała, że na pokładzie była jeszcze 63-letnia kobieta i jej 12-letni wnuk. Oboje ze ze Słupska. Mówiono, że mieli być w kajucie, kiedy nagle usłyszeli plusk. Gdy wyszli na zewnątrz, ustczanina na pokładzie już nie było.

Jadwiga Kapłan, uczestniczka rejsu w krótkim, ale dramatycznym liście zamieszczonym na stronie internetowej miesięcznika "Żagle" opisała to, co działo się na jachcie. "Pomoc którą próbowaliśmy wezwać rzucając race nie nadchodziła. W pobliżu nie było żadnego jachtu, ani innej jednostki, radiotelefon ani na kanale 12, ani na kanale 16 nie odpowiadał. Dopiero, kiedy zbliżyliśmy się do portu, złapaliśmy zasięg telefonem komórkowym. Połączyliśmy się, została podjęta akcja ratownicza" - relacjonowała kobieta.

Akcja trwała ponad dobę, z przerwami w nocy. Poszukiwania zakończono około godz. 23 w sobotę wieczorem. Uznano, że dalej żeglarza nie ma już sensu szukać.

Informacja o wypadku pojawiła się w mediach. Znalazła się też na stronie internetowej kapitana Jerzego Kulińskiego. Kuliński, prowadzi ją od 1998 roku. Jest najczęściej czytaną stroną o żeglowaniu w kraju. Wpis, w którym poinformował o wypadku Edwarda Zająca, przez pierwsze trzy dni przeczytało ponad 5,2 tys. osób.

To kpt. Kuliński - którego nazwisko w stopce redakcyjnej miesięcznika "Żagle" widnieje od 40 lat - nominował Zająca do prestiżowych nagród przyznawanych przez ten miesięcznik. Edward "Gale" Zając dwukrotnie był honorowany nagrodą za rejs roku. Dwukrotnie w Dworze Artura w Gdańsku odbierał nagrodę Żeglarza roku z rąk kapitana Krzysztofa Baranowskiego. Kuliński mówi, że wie jak to się stało, że Zając wypadł za burtę. Rozmawiał z uczestnikami jego ostatniego rejsu. Wielcy żeglarze wypadają za burtę

- Edward poszedł zrzucić żagle. Szoty nie były uwiązane, a bom (ruchoma część masztu - dop. red.) poleciała w jego stronę i wywiozło go, jak na karuzeli. Szkolny błąd. Niestety, polegał też na tym, że Edward był bez kamizelki asekuracyjnej. Ale co się dziwić, to było bardzo pogodne, bezwietrzne popołudnie, żagle wisiały jak bielizna na sznurze. Najgłupsze są właśnie takie wypadki. Niestety, zdarzają się. W sztormie, za Boga z łodzi by nie wypadł - mówi Kuliński.

Do braku kamizelki odnosi się też inny kolega Zająca. Kapitan Krzysztof Baranowski, który jako pierwszy Polak przepłynął dwukrotnie kulę ziemską. Zauważa, że jeśli człowiek z sukcesami takimi jak Zając (samotny rejs zaledwie sześciometrowym jachtem przez Atlantyk) pływa samotnie, to na jachcie czuje się bardzo pewnie i nie przestrzega niekiedy zasad bezpieczeństwa.

- Na kilka szczęśliwych razów zdarza się ten nieszczęśliwy. Niestety trafiło na Edwarda, szlachetnego i skromnego człowieka. Ten wypadek to przestroga dla nas wszystkich - mówi Baranowski. - Edward Zginął podobnie jak francuski żeglarz Eric Tabarly, ojciec tamtejszego żeglarstwa regatowego. Francuz był znany ze swojej niechęci do korzystania z pasów bezpieczeństwa. Kiedy wypadł za burtę, niedoświadczona załoga nie potrafiła go uratować.

- W śmierci Zająca jest coś symbolicznego - zauważa z kolei kapitan Jerzy Kuliński . - Czy pan wie, że jego ciało znalazł inny wielki żeglarz - Krzysztof Paul, który właśnie wracał z regat. Można powiedzieć, że wielki znalazł wielkiego.

Ustka w żałobie
-Kim był Edward Zając? - pytam o to znajomych i przyjaciół ustczanina. Samorządowcy mówią, że ambasadorem uzdrowiska i radnym, którego Ustka bezpowrotnie straciła. Żeglarze, że człowiekiem morza i członkiem elitarnego klubu samotników. Dziennikarze wspominają go jako wydawcę pisma "Ziemia ustecka", w którym punktował władze kurortu. Przedstawiciele Stowarzyszenia Armatorów Jachtowych, jako aktywnego członka rady tej organizacji. Zresztą, morskie sprawy interesowały go najbardziej.

Ale na to pytanie nie chce tylko odpowiedzieć Roman "Kwiat" Kwiatkowski, ustecki grafik i żeglarz. Spotykam go w porcie. Przeprasza. Mówi, że jeszcze za wcześnie na takie rozmowy.
Odpowiadają za to inni.

- To może sztampowe, ale bez niego Ustka nie będzie już taka sama - podkreśla Tomasz Laskowski, były prezes Lokalnej Organizacji Turystycznej i przyjaciel Zająca. - W małych miejscowościach są ludzie, którzy wyróżniają się kolorytem, a taki był Edward. Bezinteresowny, potrafiący się cieszyć szczęściem innych. Mało takich w dzisiejszym świecie - mówi Laskowski.

Ryszard Kwiatkowski, były wiceburmistrz Ustki i zapalony żeglarz dodaje: - To legenda, historia i najwybitniejsza postać usteckiego żeglarstwa. Człowiek z wielką pasją, którą konsekwentnie realizował, mimo trudności. Żeglował na chwałę swoją, miasta regionu. Czasem zadawało się, że był bardziej znany poza Ustką i poza nią zdecydowanie częściej nagradzany. Ale Edward to nie tylko żeglarz, ale i polityk. Myślący o Ustce i potrafiący wystąpić emocjonalnie na forum rady miejskiej. Miał zdrowe i rozsądne poglądy na całokształt życia społecznego. Myślę, że teraz, jak go nam zabrakło, docenimy jego wielkość - mówi.

Ksiądz profesor Jan Turkiel, proboszcz parafii pw. Najświętszego Zbawiciela w Ustce, u którego na plebanii przez pewien czas Zając wydawał gazetę, podsumowuje go jako człowieka spełnionego.
- Powinien być przykładem na to, jak powinno się organizować sobie życie, aby realizować pragnienia. Pan Bóg chyba za to go lubił. Był wierny swojemu powołaniu, jakim było morze. Był mi bliski, choć był agnostykiem, a ja duchownym - mówi ks. Turkiel.

"Był najbardziej utytułowanym członkiem naszego Jacht Klubu, wielokrotnie nagradzanym za osiągnięcia żeglarskie, liczące się w skali kraju" - zakomunikował Jacht Klubu Ustka. - "Aż trudno uwierzyć, że pokonały go wody Zatoki Gdańskiej, tak blisko domu. Jego który ma małym jachcie przebył setki mil, zmagając się z falami Oceanu Atlantyckiego i innych bezkresnych akwenów".
"Ustka straciła swojego ambasadora. Żegnamy cię kapitanie... Tragiczna i niespodziewana śmierć kapitana Edwarda Zająca jest dla nas wszystkich ogromnym ciosem. Jest nam niezwykle trudno rozstać się z człowiekiem, którego życie i działalność tak wiele wniosły w naszą ustecką codzienność" - napisali usteccy samorządowcy; burmistrz Jan Olech wraz ze współpracownikami, przewodniczący rady miasta Adam Brzóska i radni.

Na znak żałoby flaga Ustki została opuszczona do połowy masztu i przepasana czarnym kirem.

Kim był?

Edward Zając - ustecki radny i znany żeglarz. Od ponad 50 lat żegluje, a od 2006 roku samotnie na małym jachciku "Holly", a ostatnio "Holly II". Co roku uczestniczył w ważnych imprezach żeglarskich. Członek Rady Armatorskiej Stowarzyszenia Armatorów Jachtowych. Brał udział w opiniowaniu powstających aktów prawnych dotyczących żeglarstwa. Członek elitarnego Klubu Żeglarzy Samotników. Wszystko to sprawia, że stał się rozpoznawalny w środowisku żeglarzy morskich. Odbył między innymi rejs oceaniczny na trasie Plymouth-Azory-Brest. Ta wyprawa skończyła się ogromnym sukcesem. Zając otrzymał za swoje dokonania nagrodę "Samotnego Żeglarza Roku 2012", nominację do wyróżnienia "Żeglarz Roku 2012" oraz "Rejsu Roku 2012" w kategorii małych jachtów. Z kolei władze kurortu za sportowe dokonania wyróżniły go tytułem ambasadora Ustki.

W maju bieżącego roku otrzymał z rąk prezydenta Bronisława Komorowskiego banderę, która powiewała na ochrzczonym pod koniec maja jachcie Holly II.

To na tym jachcie planował w przyszłym roku uczcić swoją 70. rocznicę urodzin, biorąc udział w regatach Jester Challange z Plymouth do Newport w USA, na trudnej trasie północnego Atlantyku.
(olo)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza