MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ginący zawód. Artystyczne cerowanie

Marek Rudnicki
Pięcioletni Sławek Napieraj (w szelkach), brat pani Hanny, na schodach pierwszej pracowni mamy.
Pięcioletni Sławek Napieraj (w szelkach), brat pani Hanny, na schodach pierwszej pracowni mamy. Archiwum
Drzwi do pracowni się nie zamykają. Nic dziwnego, to jedyny w Szczecinie, a jeden z nielicznych na Pomorzu zakład artystycznego cerowania. Pani Hanna już niejedną ukochaną bluzkę uratowała przed wyrzuceniem.

A zaczęło się tak - od zdania przez Celinę Bochińską, matkę pani Hanny Napieraj, egzaminu czeladniczego, wieńczącego naukę w Miejskiej Szkole Rękodzielniczej, gdzie uczono m.in. artystycznego krawiectwa. I otrzymanego z tej okazji zaproszenia: "Prezydent Miasta Stołecznego Warszawy uprzejmie prosi p. Bochińską Celinę o przybycie wraz z rodzicami dnia 19 czerwca 1936 r. o godz. 17 min. 30 na herbatkę w salonach ratusza".

- Wszystkie dziewczyny na przyjęciu u prezydenta Stefana Starzyńskiego miały mundurki z marynarskim kołnierzem - opowiada Hanna Napieraj, córka Celiny Bochińskiej. - Mama nie spodziewała się, że dla niej ten kołnierz to omen. Dziewięć lat później, w 1945 r., przyjechała do morskiego Szczecina, o którym wcześniej nawet nie wiedziała, że istnieje.

- Szkoła rękodzielnicza była bardzo prestiżowa. Po jej ukończeniu nie było kłopotów z klientami i to z wyższej półki - opowiada pani Hanna. - Mama mówiła o różnych hrabinach i żonach wyższych oficerów, ale i też o szacunku, z jakim panie te traktowały osoby pracujące. Nie było żadnego pomiatania czy wywyższania się, jak to pokazywały powojenne filmy.

Fachowo podnosili oczka
Szyld Hanna Napieraj Artystyczne Cerowanie Garderoby wisi przy bramie nr 17 przy ulicy Bolesława Krzywoustego. Praktycznie całe starsze pokolenie szczecinian i dziś część tego młodszego wie, że jak ulubiony sweterek, spódnica, koszula czy garnitur ulegną uszkodzeniu, to jedynym miejscem, gdzie można bezśladowo zlikwidować dziurę i rozprucie, jest ten właśnie punkt overlocka.

Od 1945 r., kiedy założyła go pani Celina, zawsze pod tym samym adresem, chociaż nie w tym samym miejscu.

- Pierwszy punkt, w pokoiku tuż przy bramie, był na nazwisko taty, Jana Napieraja, który otrzymał na niego przydział - opowiada pani Halina. - Na szybie był napis reklamujący, że tu można podnosić oczka. Oczywiście pończoch. Proszę sobie wyobrazić, że po wielu latach, już pod koniec życia mamy, przyjeżdżały do niej dwie stare klientki, byłe szczecinianki. Jedna ze Szwecji, a druga z Francji.

Przywoziły ze sobą wielkie torby bardzo drogich pończoch, w których poszły oczka. Mówiły, że u nich nikt tego nie potrafi zrobić. Tylko mama potrafiła je podnieść.

Były to barwne czasy, gdy na jednym z balkonów od frontu tej małej i cichej, obsadzonej dorodnymi drzewami ulicy Krzywoustego opalał się wybitny, znany w całym Szczecinie prof. Eisner, a na drugim sąsiad hodował kury, a później dołożył świnię.

Jak fama głosi, władza zlikwidowała to minigospodarstwo dopiero wtedy, gdy wprowadził tam młodą krowę. I nie dlatego, że przeszkadzała, ale dlatego, że wyrzucone na zewnątrz łajno spadło na dach parkującego citroena kogoś ze służb.

Szyła mama, szyje jej córka
W 1950 r. w ramach rozkułaczania państwu Napierajom punkt usługowy odebrano. Jan Napieraj pracował w budownictwie. Jakoś jednak załatwił przydział na pokój wydzielony z dużego mieszkania na pierwszym piętrze w tej samej kamienicy i tu pani Celina przeniosła swój warsztat.

Po kilku latach przyznano Napierajom pozostałą część tego mieszkania. Do końca życia, tj. do roku 2003, nawet gdy pani Celina nie mogła już pracować z powodu ciężkiej choroby, otwierała drzwi do pracowni i patrzyła, jak zastępuje ją córka.

- Nie miałam wyjścia - śmieje się pani Hanna. - To mama pchnęła mnie do technikum odzieżowego. Musiałam kontynuować rodzinny zawód. Nie było dyskusji, choć się buntowałam. Do tego stopnia, że po ukończeniu szkoły zaczęłam pracować w Społem.

Jednak kiedy w 1981 r. pani Celina zaczęła chorować, córka zaczęła przejmować jej obowiązki.

- Znałam pracę i tajniki zawodu mamy, nie było więc trudno - uśmiecha się pani Hanna. - Z tamtego okresu pamiętam różne drobne szczegóły, charakteryzujące, jak rodzice mnie i braci wychowywali. Udało się mamie zdobyć mandarynki. Wówczas się je zdobywało, choć tego młode pokolenie już nie zna. Mama dzieliła je na pięć
części. Uczyła nas, że wszystkim należy się poszanowanie, że nie ma gorszych i lepszych. Później oczywiście porcje rodziców my zjadaliśmy, ale zasada była zasadą.

Pani Hanna pokazuje stare zdjęcia i dokumenty rodzinne. Między innymi dokument z 1878 r. upamiętniający urodziny Józefa, jej dziadka. Nosił nazwisko Napieraj, choć jego rodzice, Kajetan i Marianna, nazywali się Napiórkowscy.

- Część rodziny musiała wyjechać do Rosji, bo grunt im się palił za propolską działalność pod zaborem - tłumaczy pani Hanna. - Wówczas to dziadek zmienił dla bezpieczeństwa nazwisko Napiórkowski na Napieraj. Było duże zamieszanie z tym nazwiskiem, bo w aktach mojego taty jest Napieraj, a jego rodzonego brata - Napiórkowski.

Klienci wciąż przychodzą
- Babcia mi kiedyś powiedziała, że tu mogę sukienkę załatać, bo mi się rozdarła, a była ulubiona. I tak pozostało, przychodzę tutaj ze wszystkim - śmieje się 18-letnia Ula.

Tuż za nią pojawia się nieco starszy Darek Bojarski. Przyniósł garnitur do dopasowania i spodnie do skrócenia. Śmieje się, że nikt tego lepiej nie zrobi niż pani Hania. Przed nim dwie nieco wcześniej urodzone panie. Jedna przyniosła sweter, by skrócić w nim rękawy, a druga bluzkę, w której pękł materiał na przedramieniu.

- Nie tak dawno spotkały się u mnie panie, które są klientkami zakładu od grubo ponad 30 lat. Przychodziły jeszcze do mamy. Zdziwienie i okrzyki: "To ty tu też? Ty małpo, nic mi nie powiedziałaś!". To było bardzo miłe. I miłe jest to, że nadal zakład ma klientów, mimo że teraz ubrania kosztują tyle co nic - mówi zadowolona pani Hanna.

I po chwili, już smutniej, dodaje: - Mniej dla mnie miłe jest to, że nie mam komu przekazać tej całej wiedzy. Szkoda

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza