Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Helloł* kochani, ale na pracę na kasie, i to darmową, jeszcze się nie pisałam

Anna Czerny-Marecka
Anna Czerny-Marecka
W markecie, w którym raz w tygodniu robię wielkie zakupy na cały tydzień, od pewnego czasu ulegam złudzeniom optycznym.

Mianowicie oceniam wzrokiem długość kolejek do kas z żywymi kasjerkami i do tych samoobsługowych, po czym decyduję się na automat. Bo ich jest coraz więcej, a tych z ludzką obsługą coraz mniej. W dodatku zwykle większość z nich wieje pustką. Złudzenie polega na tym, że tak naprawdę to, co pani w kasie zabiera ze dwie minuty, mnie angażuje na o wiele dłuższy czas. Spędzony przy nieznośnych komunikatach wypowiedzianych przemiłym głosem nieznoszącym sprzeciwu. „Poczekaj na pomoc”, „Umieść artykuł w strefie pakowania” i takie tam inne.

Niedawno samoobsługowa kasa nie zaakceptowała mi wagi bułeczek, więc w połowie zakupów usłyszałam złowieszcze „Poczekaj na pomoc”. Pomoc w postaci sympatycznej pani nadeszła z zaplecza po jakichś pięciu minutach. W tym czasie kasa usłyszała ode mnie kilka wściekłych słów, ale ona jest niewzruszona, nie ustępuje, „Poczekaj na pomoc” powtarzała z uporem maniaka.

- Waga tych bułek się zmieniła, ale kasa ma jeszcze stare w pamięci - wytłumaczyła żywa sprzedawczyni, po czym żywo odeszła. I zaraz wróciła, bo podobne problemy, tyle że z warzywami, zaczął mieć pan obok mnie, wcześniej patrzący na mnie ze współczuciem. Tym razem ja wyraziłam mu słownie ubolewanie, i to kilka razy, bo miał jeszcze większego pecha niż ja.

W zasadzie sama sobie się dziwię, że za każdym razem idę do kas samoobsługowych w nadziei, że tym razem cały proces przebiegnie bezboleśnie. I po namyśle widzę dwie tego przyczyny. Pierwsza jest historyczna. Z czasów PRL-u wyniosłam olbrzymią niechęć do kolejek, nawet kiedy stoi w nich kilka osób. Druga to nadzieja wynikająca z dobrych doświadczeń. Bo czasem ta przygoda z kasą samoobsługową jest szybka i bezkonfliktowa. Podchodzę więc do niej z pozytywnym nastawieniem.

Niedawno uświadomiłam jednak sobie, że market, w którym najczęściej robię zakupy, wykorzystuje mnie bezlitośnie i w zamian nic mi nie daje. Bo przecież ochotniczo wykonuję pracę kasjerki. Za to sieciówka nie daje mi ani grosza rabatu. Co więcej, nie ułatwia mi zadania, jak robią to inne markety. W niektórych bowiem przy kasach samoobsługowych stoi pracownik, którego obowiązkiem jest reagowanie na wszelkie perturbacje z automatami. Swoją drogą, tylko w tych sklepach kupuję alkohol (rzadko - podkreślam), bo każdy napój wyskokowy wymaga potwierdzenia przez pracownika.

Dziwię się zresztą, że nie we wszystkich marketach stanowiska kas samoobsługowych działają pod czujnym okiem człowieka. Bo że urządzenia mają wady, to jedno, a drugie to to, że wśród klientów zdarzają się ludzie nieuczciwi. Czytam o tym często. Na wadze drogi produkt, a na ekranie ktoś wbija tańszy tyle samo ważący. Albo ładuje do torby coś z pomnięciem kasy. Nie pochwalam, chociaż w jakimś sensie klient zapewnia sobie całkowitą samoobsługę. Kasuje sam i towar, i zapłatę za usługę kasowania.

* Wiem, jak pisze się hello, ale ja chciałam tak właśnie, po polsku.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Helloł* kochani, ale na pracę na kasie, i to darmową, jeszcze się nie pisałam - Plus Głos Koszaliński

Wróć na gp24.pl Głos Pomorza