Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Historia Pomorza. Obozy jenieckie na Pomorzu zapełniły się jeńcami

Sylwia Lis
Rosyjscy jeńcy podczas prac polowych.
Rosyjscy jeńcy podczas prac polowych. Fot Archiwum
Jeńcy pojmani podczas I wojny światowej stanowili darmową niewolniczą siłę roboczą potrzebną cesarstwu do prowadzenia działań. Obozów na Pomorzu było bardzo wiele, m.in. w Słupsku, Lęborku czy Gdańsku.

O obozach rosyjskich jeńców wojennych mieszczących się na Pomorzu w latach 1914-1918 wiemy dość sporo. Jednak mało znane pozostają fakty, skąd wzięli się oni w tak dużej liczbie. Liczby pojmanych są imponujące, bo już w pierwszych dwóch miesiącach Niemcy w dwóch bitwach mazurskich wzięli do niewoli ponad 170 tysięcy Rosjan. Nazwano je bitwami pod Tannenbergiem i okrzyknięto odwetem za Grunwald. Pod koniec wojny w niewoli znalazło się 2,9 mln carskich jeńców.

Carze, błagamy, atakuj Niemca
Zabicie następcy tronu w Sarajewie było tylko pretekstem do sprowokowania działań wojennych. Niemcy już od dawna stworzyli plany podboju Europy i zgromadzili potrzebne rezerwy. Jednakże sztab generalny najpierw chciał uporać się z Francją, zakładając powtórkę zwycięstwa z 1870 roku. Liczono się z wybuchem wojny na wschodzie. Jednak sądzono, że ofensywa rosyjska zacznie się później, a główny ciężar wojny z carską Rosją spadnie najpierw na Austro-Węgry. Wojska niemieckie parły szybko na Paryż i klęska Francji wydawała się nieunikniona. Francuzi słali więc rozpaczliwe depesze do cara, aby stworzył drugi front. Stratedzy zdawali sobie sprawę z tego, że odciąży to front zachodni. Mimo tego że przygotowania do wojny nie były do końca gotowe car, postanowił pomóc. W planach Rosjan najpierw paść miały Prusy Wschodnie, co miało otworzyć drogę na Wielkopolskę i dalej na Berlin. Do zadania wyznaczyli pierwszą armię (zwaną wileńską) pod dowództwem gen. Pawła Rennekampfa i drugą (zwaną warszawską) pod dowództwem gen. Aleksandra Samsonowa. Manewr wydawał się prosty. Rennekampf miał zaatakować od strony Kowna i związać Niemców walką. W tym czasie Samsonow, miał uderzyć ze skrzydła i odciąć siły niemieckie. Łącznie wojsko rosyjskie liczyło ponad 400 tysięcy żołnierzy. Ósma armia pruska broniąca Prus Wschodnich liczyła tylko połowę tego stanu. Tak więc klęska Niemców wydawała się przesądzona.

Cwane lisy niemieckiej generalicji
Armia wileńska posuwała się do przodu, niszcząc po drodze niemieckie garnizony. Meldunki były alarmujące. Jednak cesarz nie wpadł w panikę, postanowiono działać. Sztab generalny zdawał sobie sprawę z tego, że jeśli uda się pobić Rosjan, to na długo zabezpieczy się front wschodni i nie będą zdolni do ofensywy. Plan był prosty. Należało związać walką armię wileńską i w tym czasie pobić Samsonowa. Zaś potem rozprawić się z Rennekampfem. Zaczęło się również szybkie przerzucanie wojsk z zachodu na wschód. Gdy Rosjanie musieli maszerować pieszo i zadowalać się końskimi furmankami, którymi transportowali zaopatrzenie, Niemcy poruszali się szybko kolejami, które gęstą siecią oplatały Prusy Wschodnie. Miało to jeszcze dodatkowy aspekt: Rosjanie musieli przebyć pieszo kilkaset kilometrów, byli wykończeni, zaś Niemcy poruszając się koleją, byli wypoczęci. To w powiązaniu z brakiem rozpoznania i nieudolnością dowodzenia przyniosło im katastrofalne skutki. Przysłowiową kropką nad „i” było przejęcie przez Niemców rosyjskich meldunków, przez co znali oni dokładnie zamysły wroga.

Pierwsze starcia
Do pierwszych ostrych starć doszło w okolicach Olsztynka 23 sierpnia 1914 roku. Rosjanie zostali wówczas zatrzymani przez Niemców. Jednakże na rozkaz dowództwa Niemcy cofnęli się, przez co Rosjanie doszli do przekonania, że to oznaka klęski. W pościg ruszyli dopiero za dwa dni, co w konsekwencji doprowadziło do klęski, dając czas Niemcom na ściągnięcie sił i przygotowanie pozycji. Kontratak rozpoczął się 26 sierpnia i przez dwa dni walki nie przynosiły rozstrzygnięcia. Zapewne gdyby armia wileńska przyszła z odsieczą, szala bitwy przechyliłaby się na stronę rosyjską. Jednak nic takiego nie nastąpiło. 28 sierpnia sztabowcy Samsonowa zdali sobie sprawę, że Prusacy zdołali ich otoczyć. Zarządzili odwrót, który najpierw uporządkowany zakończył się bezładną ucieczką. Rosjanie porzucali broń i armaty i masowo oddawali się do niewoli. Gdy Samsonow dostrzegł swą porażkę, popełnił samobójstwo.

Łup – jeńcy, armaty, karabiny, konie
Łupy wojenne były wręcz bajeczne. Zabezpieczono kilkadziesiąt tysięcy karabinów, miliony sztuk amunicji. Ponad 300 armat i kilka tysięcy koni. To wystarczyło na uzbrojenie kilku dywizji piechoty. I co najważniejsze, do niewoli trafiło ponad sto tysięcy żołnierzy. Zapełniły się nimi obozy w całym cesarstwie, m.in. na Pomorzu. Największe znajdowały się w Gdańsku, Tucholi, Bytowie, Gniewie, Pile, Słupsku, Lęborku. Duża liczba jeńców rosyjskich przebywała w obozach znajdujących się w okolicach Gdańska. Kilkaset osób trafiło w okolice Łeby. Od tej pory stanowili darmową niewolniczą siłę roboczą, potrzebną cesarstwu do prowadzenia wojny. Nie jako jeńców, lecz niewolników kierowano ich natychmiast do prac na terenach rolnych, melioracyjnych i leśnych oraz przemysłowych. To właśnie tym ludziom zawdzięczamy system melioracyjny przy Jeziorze Łebskim. Budowali oni i modernizowali szereg linii kolejowych na terenie cesarstwa. Mimo tego że najwięcej jeńców było narodowości rosyjskiej, na Pomorzu przetrzymywano także jeńców innych narodowości: Francuzów, Anglików, Rumunów, Włochów. Było ich jednak znacznie mniej i dlatego rzadziej pojawiają się w publikacjach historycznych. Przyczyna tego jest prosta. Chodzi o sposób prowadzenia wojny, odmienny na wschodzie. Na zachodzie armie zaległy w okopach i sposób toczenia walk uniemożliwiał zatrzymywanie jeńców. Więcej było za to ofiar śmiertelnych i rannych.
Na wschodzie wojna miała charakter manewrowy, co sprzyjało napływowi jeńców. Istniała jeszcze jedna ważna sprawa. Rosyjskie siły były źle dowodzone, co prowadziło do klęsk militarnych jak w sierpniu 1914 roku na Mazurach.

Bilans jeniecki
Wracając do armii wileńskiej. Jej los stał się podobny do losu armii warszawskiej, gdyż Niemcy doszczętnie rozbili ją w tzw. bitwie nad jeziorami mazurskimi.

Wówczas w ich ręce wpadła podobna liczba łupów wojennych (samych jeńców ponad 70 tysięcy). Podobnych batalii, w wyniku których do niewoli niemieckiej dostawało się tysiące jeńców, było kilka, np. podczas tzw. ofensywy Brussiłowa w 1916 roku, kiedy do niewoli dostało się ich ponad trzysta tysięcy.Rok 1918 przyniósł podsumowanie strat i wymianę jeńców. Wówczas okazało się, że nie tylko Rosjanie ponosili straty w ludziach, chociaż ich znajdowało się w niewoli najwięcej – 2,9 mln, Niemcy stracili 2,5 mln, alianci zachodni i Stany Zjednoczone: 790 tysięcy. Mimo że warunki, w których przetrzymywano jeńców Rosyjskich w państwach centralnych, były nieludzkie, to i tak Rosjanie mieli lepiej w Niemczech czy Austo-Węgrzech niż jeńcy przetrzymywani w Rosji. Byli oni po prostu wywożeni na Syberię, gdzie kontrole z Czerwonego Krzyża nie wizytowały obozów. Tam wycinali tajgę i najczęściej budowali linie kolejowe przez bagna i skały północnej Rosji. Co czwarty jeniec niewoli nie przeżył. Natomiast w niemieckich obozach śmiertelność wynosiła około dziesięciu procent.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści (5) - oszustwo na kartę NFZ

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Historia Pomorza. Obozy jenieckie na Pomorzu zapełniły się jeńcami - Głos Koszaliński

Wróć na gp24.pl Głos Pomorza