Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jedli i pili rum za zdrowie Napoleona. Prusacy skrzętnie to notowali

Archiwum
Archiwum
Gdy generał Łubieński jadł śniadanie na poczcie w Łupawie, zażyczył sobie flaszkę rumu i dwie flaszki wina. Żołnierzom dano m.in. tonę kartofli. Napoleońska armia biła się dzielnie, ale lubiła też dobrze zjeść.

Jutro koło Łupawy odbędzie się rekonstrukcja potyczki żołnierzy napoleońskich z Prusakami, organizowana przez amerykańskiego pasjonata tej burzliwej epoki. Ale żołnierze nie tylko walczyli. Także jedli i pili, a nie wylewali za kołnierz. Szczegółowo, z pruską skrupulatnością, opisał to w 1939 roku słupski regionalista G. Selke. Opierał się na materiałach archiwalnych majątku w Łupawie.

Pierwszy korek na szóstce
W dobie wojen napoleońskich, a konkretnie na jesieni 1806 roku na trakcie komunikacyjnym dziś będącym drogą krajową numer 6 doszło chyba po raz pierwszy w dziejach do korków. Był to jeden z głównych szlaków przemarszów ówczesnych wojsk. Już wiosną 1806 roku tędy, m.in. przez Łupawę, wracali do domów z Europy Zachodniej żołnierze rosyjscy. 22 marca 1806 roku pewna ich grupa zatrzymała się w Słupsku i stąd została rozkwaterowana po okolicznych wioskach. Po wyznaczonych na kwatery w rejonie Łupawy wysłano pewnego łupawskiego chłopa, który miał pokazać im drogę. Przyprowadził 6 oficerów, 161 żołnierzy i 167 koni. Kolejne oddziały rosyjskie ściągnęły do wsi 26, 27 i 28 marca.

Na mieszkańców Łupawy nałożono też obowiązek dostaw do magazynów wojskowych, urządzonych w Słupsku i w Ustce. Łupawa transportowała owies do Ustki, a Darżyno - do spichlerzy w Słupsku.

Następca tronu "przebijał się" przez Lębork

Już w październiku tego samego roku mieszkańcy wsi obserwowali paniczną ucieczkę resztek wojsk pruskich i urzędników berlińskich do Prus Wschodnich. Między innymi tędy wiodła droga ucieczki 12-letniego pruskiego następcy tronu, jego czworga młodszego rodzeństwa oraz ich czworga kuzynek i kuzynów. Towarzyszyła im siostra pruskiej królowej, księżniczka Fryderyka, hrabina Voss oraz wychowawca książąt, Delbrueck. 24 października ten orszak dotarł do Lęborka, potem do 1 listopada przebywał w Gdańsku, by następnie stąd ruszyć do Królewca - docelowego miejsca schronienia.
Jak wyglądał w październiku 1806 roku Lębork, zapisał w swoich wspomnieniach, wydanych w 1867 roku Karl Hoene, jeden z uciekinierów. "Wiele setek powozów przez wiele dni przemierzały tę trasę. Tłok taki, że ciężko było się przepchnąć. I w tym wszystkim książęta, ministrowie, generałowie, wyżsi radcy, a także bardzo wielu żołnierzy, bez dowódców, przedzierających się na własną rękę. Brał smutek i niepokój, gdy się na to patrzyło" - zapisał.

A tymczasem Łupawa i okoliczne wioski wciąż służyły jako miejsca noclegowe dla wojska i uciekinierów cywilnych. 6 listopada zatrzymał się tu m.in. jakiś pruski oddziałek konwojujący kasę wojskową. "Przybywali późnym wieczorem, a już wczesnym rankiem wyjeżdżali" - zapisał Selke.

Biwak w lutym

Tymczasem na Prusy Wschodnie ściągały już główne siły francuskie, a w pasie Kołobrzeg - Gdańsk, obejmującym także tereny powiatów słupskiego, lęborskiego i bytowskiego, rozpoczęła się bitwa podjazdowa między pruskimi partyzantami a polskimi powstańcami z Wielkopolski i Mazowsza, wspieranymi przez regularne oddziały polskich legionistów. W II połowie lutego oddział generała Sokolnickiego przez Chojnice, Bytów i Dębnicę Kaszubską doszedł do Słupska, który zajął po dramatycznej, nocnej bitwie, pełnej zaskakujących i niespodziewanych zwrotów akcji.

W tym czasie niewielki polski oddział pojawił się także w Łupawie. Tędy wiódł wówczas główny szlak komunikacyjny i tu znajdował się most przez Łupawę. Polacy najpewniej mieli za zadanie strzec tego mostu i nie dopuścić do przeprawienia się po nim kolejnych oddziałów partyzanckich oddziału hrabiego von Krockow. Hrabia planował wysłanie ich z Gdańska celem wzmocnienia obsady Słupska. W czasie gdy miasto zostało zaatakowane przez 1.700 żołnierzy Sokolnickiego, broniła go tylko około 200-osobowa kompania oddziału Krockowa.

Polacy w Łupawie pojawili się już 17 lutego, a więc na dzień przed rozpoczęciem bitwy o Słupsk. "Właściwie nie kwaterowali po domach, tylko biwakowali" - pisał o tym zimowym okupowaniu wioski przez polskich żołnierzy niemiecki regionalista. Przy okazji mimowolnie zanotował ciekawy szczegół, świadczący o tym, że we wsi żyli jeszcze mieszkańcy znający język polski. Kwatermistrz polskiego oddziału, niejaki Baliński, wystawiał wieśniakom i właścicielom okolicznych majątków pokwitowania rekwizycyjne, które dzierżawca z Łupawy, niejaki Werther, tłumaczył na niemiecki.

Płyny na rozgrzewkę

Selke cytuje treść jednego z zarządzeń naszego kwatermistrza. 70 litrów gorzałki, dwie beczki piwa, do tego sporo masła, kaszy gryczanej, jajek, tonę kartofli, pół tony brukwi, 12 kur, 12 kaczek, 6 tłustych baranów, a także delikatesy: 12 wędzonych gęsich piersi i 12 kiełbas. I ma to być dostarczone do dworu jeszcze dziś, pod karą egzekucji - napisał na jednym z kwitów przechowywanych jeszcze przed wojną w pałacu w Łupawie kwatermistrz Baliński 22 marca 1807 roku. Ale, jak skrzętnie odnotowano w dworskich papierach, Polacy mieli jeszcze dodatkowe żądania. Już pierwszego dnia, gdy tylko przybyli do wsi, nakazali łupawskiemu dzierżawcy dostarczyć ze dworu na ten swój biwak m.in. 6 flaszek wina, 2 flaszki rumu i na zagrychę sześć wędzonych piersi gęsich, 6 kiełbas z surowego mięsa. Biwakowanie na mrozie najwidoczniej wzmagało zapotrzebowanie na dodatkowe kalorie. 23 lutego generał Łubieński jadł w budynku poczty śniadanie. Zażyczył sobie ze dworu butelkę rumu, 2 butelki wina, 2 wędzone piersi gęsie, 20 kiełbas i 2 chleby.

Uczty w łupawskim pałacu
Te wszystkie szczegóły pobytu polskich żołnierzy w Łupawie w 1807 roku znamy dobrze, bo znający język polski dzierżawca Werther skrupulatnie odnotowywał świadczenia na ich rzecz. W międzyczasie jednak został wypuszczony z francuskiej niewoli, do której dostał się pod Lubeką, podpułkownik von Bonin, właściciel Łupawy i oficer słupskiego pułku huzarów. Polacy wstrzymali rekwizycje z jego majątku, bo, jak pisze Selke, mieli respekt dla dokumentów, podpisanych przez francuskiego generała Hulina. Podpułkownik von Bonin został przez niego wypuszczony na słowo honoru. Generałowie Trzebuchowski i Łubieński zakazali podwładnym zabierać rzeczy ze dworu, ale von Bonin i tak ponosił wydatki związane z okupacją wsi przez Polaków, bo codziennie gościł przy swoim stole polskich oficerów. Musiał też podstawiać furmanki z folwarku do przewozu dóbr z innych gospodarstw, transportowanych przez Polaków do magazynów wojskowych. Gdy pod koniec lutego nasi ewakuowali się z Łupawy, aby zabrać nagromadzone przez nich zapasy, trzeba było im podstawić aż 100 sań. W dodatku niektórzy działali na właną rękę. Pewien polski wachmistrz skonfiskował w Karżnicy 12 baranów.

Rachunek za okupację
Przez Łupawę nadal przewalały się inne oddziały wojskowe. Zaraz po odejściu Polaków pojawił się tu mały oddział partyzantów Schilla. W okolicy dochodziło do potyczek między tymi partyzantami a Francuzami, Saksończykami i Polakami w służbie Napoleona, pilnującymi szlaków komunikacyjnych.
W łupawskim zamku Kanitz, opuszczonym przez właścicieli, zainstalował się na kilka tygodni francuski kapitan z 21 żołnierzami i przebywał tu aż do lipca. Francuzi dewastowali obiekt. Uspokoili się dopiero gdy dzierżawca Werther dostarczył im trunków i żywności. Aż do kwietnia następnego roku stacjonował tu francuski oddziałek zabezpieczający stację poczty wojskowej. Prusacy odnotowali w dokumentach bodaj każdy wędzony półgęsek i każdą kiełbasę zjedzoną przez tych okupantów, każdą wypitą flaszkę wina. I pamiętali o tym jeszcze w 1939 roku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza