MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kasy zlikwidowano, pieniędzy nie ma

Piotr Pawłowski
Fot. Radosław Koleśnik
Koszaliński Związek Obrony Praw i Wolności Obywatelskich występuje w obronie byłych pracowników pegeerów, którzy do dzisiaj nie odzyskali pieniędzy przez lata gromadzonych w zakładowych kasach zapomogowo - pożyczkowych

Jan B. przepracował w PGR Cetuń (gmina Polanów), należącym do Kombinatu Rolnego w Nacławiu, 33 lata. Przez 30 lat przy każdej wypłacie, B. automatycznie potrącano pewną sumę na poczet pegeerowskiej kasy zapomogowo - pożyczkowej.
- Ile tego mogło być? - zastanawia się B. - Trudno ocenić. Gdybym w obecnych wartościach płacił miesięcznie tylko po 10 zł, po 30 latach bez odsetek zebrałbym prawie 4 tys. zł.

Stracił pracę i pieniądze

W 1991 r. cetuński PGR zlikwidowano. Jan B. stracił pracę i gromadzone w kasie pieniądze. Do dzisiaj nie może odzyskać także ekwiwalentu za niewykorzystane urlopy wypoczynkowe oraz odprawy emerytalnej. Sprawę skierował na drogą sądową. W lipcu 2001 r. Sąd Rejonowy - Sąd Pracy oddalił powództwo ze względu na przedawnienie sprawy. Po złożeniu odwołania, w październiku ubiegłego roku podobnie postąpił Sąd Okręgowy. Kilka tygodni temu Jan B. zwrócił się o pomoc do koszalińskiego Związku Obrony Praw i Wolności Obywatelskich.
- Podczas procesów B. zarzucano, że nie starał się odzyskać należności zaraz po stracie pracy - mówi Stanisław Habdas, przewodniczący stowarzyszenia. - Świadectwo pracy Jan B. otrzymał po długich staraniach dopiero w 1993 r.
Z dokumentów wynika, że Jan B. przez 10 lat próbował odzyskać należne mu pieniądze. Bezskutecznie. B. nie jest wyjątkiem.
- Problem kas nie pojawił się przy przejmowaniu pegeerów - zapewnia Sabina Lutomska, radca prawny koszalińskiej Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa, która przeprowadzała przekształcenia własnościowe w rolnictwie, a obecnie gospodaruje nieruchomościami rolnymi. - Pierwszy raz o czymś takim słyszę.
- Kasy pożyczkowe? Nic o tym nie wiem - dziwi się Ryszard Radaszewski, zastępca głównego księgowego AWRSP w Koszalinie. - Zobowiązania wobec pracowników realizowaliśmy w pierwszej kolejności. Pomimo problemów finansowych agencji wszystko spłaciliśmy. Jeżeli są nieuregulowane kwestie płatnicze, każdą rozpatrzymy. Po spłaceniu największych zobowiązań, mamy pieniądze na wszystkie mniejsze. O ile będą podstawy do wypłaty.

Kto zdążył, a kto stracił

Kasy zapomogowo-pożyczkowe - zdaniem przedstawicieli AWRSP - miały własne struktury, zbudowane w kręgach pracowniczych, niezależne od samych przedsiębiorstw i pracodawców.
- Pieniądze gromadzone w kasach nie należały do pegeerów - dodaje Sabina Lutomska. - Podczas likwidacji, najczęściej sami członkowie kas decydowali, w jaki sposób wykorzystać wkłady. Gdyby na kontach gospodarstw zostały jakieś pieniądze z pewnością zostałyby rozdysponowane.
Spora grupa pracowników szybciej wycofała pieniądze. Niekiedy regulowano nimi długi, rozliczano zobowiązania pracownicze. Największe zdziwienie pracowników AWRSP budzi fakt, że dopiero kilka lat po likwidacji gospodarstw, byli pracownicy pegeerów dochodzili i dochodzą swoich praw przed sądami.
Stanisław Habdas w ich obronie wystąpił do prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego i premiera Leszka Millera z listem otwartym.
- Proszę postawić się w sytuacji pracownika, który traci pracę, a instytucja powołana do regulacji spraw związanych z działalnością pegeerów nie spełnia swoich powinności - mówi przewodniczący.
We wniosku, który trafił do najwyższych władz w państwie, stowarzyszenie domaga się "wydania odpowiedniego aktu prawnego", który uregulowałby wszystkie kwestie płatnicze byłych pracowników pegeerów.

Przegapili właściwy moment

- Być może nie byłoby problemu, gdyby sprawa dotyczyła kilku lub kilkunastu osób - przekonuje Stanisław Habdas. - Z informacji i skarg napływających do naszego biura wynika, że zjawisko przybrało wymiar masowy.
Osoby, które domagały się zwrotu swoich należności - jak twierdzi Habdas - zaraz po rozwiązaniu z nimi umowy o pracę, były zwodzone. Wyznaczano im wciąż nowe terminy wypłat.
- Obietnice były bez pokrycia, miały na celu wydłużenie czasu spłat zobowiązań do trzech lat - przypuszcza przewodniczący. - Po trzech latach od ustania zatrudnienia sprawy te z mocy obowiązującego prawa, uznawano za przedawnione.
- Z kasami różnie bywało - twierdzi Zenon Kaczmarek, przewodniczący Stowarzyszenia Byłych Pracowników Pegeerów z Bobolic. - W większości pegeerów zwalnianym pracownikom nie udało się odzyskać pieniędzy. Mieliśmy takie sygnały z wielu miejscowości. Inni dosłownie wyrwali wkłady tuż po odebraniu wypowiedzenia.
- Tak było - potwierdza Krystyna Lutkowska, była księgowa w pegeerze w Trzyniku (gmina Siemyśl). - Na nic już nie było pieniędzy, ale wkłady wypłaciliśmy. Ratami.
- W okresie likwidacji pegeerów zasiłki społeczne były bardzo wysokie - mówi rolnik z okolic Polanowa. - Chcieliśmy szybko odejść i zapisać się na kuroniówkę. Kto wtedy myślał o jakichś kasach pożyczkowych? Sądziliśmy, że to wszystko przepadło. Kasy pegeerów świecił pustkami.
- Pożyczki z kas, których działalność firmowały związki zawodowe, nie wynikały ze stosunku pracy, więc inspekcja pracy nie ma z tym nic wspólnego - informuje Józef Szwal, zastępca dyrektora do spraw prawnych Okręgowej Inspekcji Pracy w Szczecinie. - Byli pracownicy pegeerów przegapili właściwy moment. Pieniędzy już nie odzyskają.

Janina Zimnicka z Kurowa (gmina Bobolice):

W okolicznych pegeerach przepracowałam 19 lat. W każdym należałam do kasy zapomogowo - pożyczkowej. Po likwidacji ostatniego, wpłaty nie wróciły ani do mnie ani do mojego męża. Nie walczyliśmy o swoje, bo nie było z kim. Wszyscy nam wszystkiego odmawiali. Nawet starej butli gazowej z pegeeru nie chcieli nam sprzedać, bo "nie należy się i koniec". Wtedy nic nam się nie należało.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza