Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Księgarnie padają jedna po drugiej. Przegrywają z Internetem

Wojciech Lesner
Wojciech Lesner
Zamykają się kolejne pomorskie księgarnie. Pandemia przyzwyczaiła nas do zakupów online. Rynek czytelniczy powoli przejmuje internet. Tradycyjne księgarnie walczą o przetrwanie, a najczęściej zamykają swoje podwoje.

W słupskiej księgarni Pegaz powoli pustoszeją półki. Wywieszone tu i ówdzie kartki obwieszczają wyprzedaż towaru. Książki można kupić nawet za połowę ceny. To nie promocja mająca przyciągnąć nowych klientów. To sposób na pozbycie się zalegającego asortymentu. Do końca roku Pegaz zostanie zlikwidowany. W kultowej księgarni w podręczniki, książki i artykuły szkolne zaopatrywały się pokolenia słupszczan. Klientów ubywało jednak z dnia na dzień, a z miesiąca na miesiąc rosły koszty utrzymania. A trudno walczyć o przetrwanie, gdy największym przeciwnikiem jest internet.

Nierówna walka

Dane z Ogólnopolskiej Bazy Księgarń wskazują jasno, że stacjonarna sprzedaż książek powoli odchodzi do lamusa. Jeszcze w 2019 roku placówek księgarskich było w Polsce 1920. W pierwszym kwartale 2023 roku - już 1729. Liczba ta wciąż spada. Do końca sierpnia bieżącego roku z Bazy wyrejestrowano kolejne 22 księgarnie.

Upadają głównie te niezależne, sprzedażą książek i podręczników parające się od dziesięcioleci. Na Pomorzu marny los spotkał nie tylko słupskiego Pegaza, ale też gdańską Szymelkę, sopocki antykwariat przy ul. Marynarzy czy kluboksięgarnię FiKa w Szczecinie. W centrum Koszalina już od kilku lat nie ma żadnej księgarni - ostatnią, która była i biblioteką, i księgarnią w jednym, pokonała pandemia. W centrach handlowych są salony Empiku. To właściwie jedyne miejsca w stutysięcznym Koszalinie, w których można kupić książki niewirtualnie.

Przyczyna?

- Głównym powodem jest z pewnością konkurencja w internecie i konkurencja ze strony dużych sieci. Jeśli księgarnia nie osiągnie statusu miejsca kultowego, do którego wypada przychodzić, to nie ma szans rywalizacji na ceny z księgarniami internetowymi czy sieciami handlowymi - mówi Łukasz Jarocki, rzecznik prasowy Instytutu Książki.

Problemy finansowe wielu księgarni zaczęły się od pandemii koronawirusa. To wtedy spora część osób przerzuciła się na zakupy w internecie. Kiedy pandemia minęła, do stacjonarnych księgarni klienci już nie wrócili. Zdecydowanie lepiej mają się popularne „sieciówki”, które oprócz sprzedaży stacjonarnej, proponują też swoją ofertę na portalach aukcyjnych i w sklepach online.

- Księgarnie stacjonarne nie mają szans rywalizacji z internetowymi, które mogą sobie pozwolić na zdecydowanie niższe marże i prowadzić wojny cenowe, by przebić konkurencję o dosłownie parę groszy - podkreśla Łukasz Jarocki z Instytutu Książki.

Z internetowymi potentatami próbują konkurować niektórzy niezależni księgarze, dla których sprzedaż w internecie stanowi niekiedy jedyną możliwość na kontynuowanie działalności.

- Nasza księgarnia stacjonarna będzie czynna jeszcze przez tydzień [...]. Później znajdziecie nas już tylko w internecie. Warunki ekonomiczne i nowe zwyczaje konsumenckie nie sprzyjają działalności księgarni stacjonarnych. Tak już jest i nie obrażamy się na rzeczywistość - przekazali na początku roku właściciele gdańskiej księgarni Koliber.

Ceny wzrosły. Nie tylko książek

Księgarze nie ukrywają, że ich interesy dobił wzrost kosztów eksploatacyjnych. Ceny ogrzewania i prądu wywindowały w górę, sprawiając, że dalsze prowadzenie biznesu stało się nierentowne. A trzeba przecież opłacić nie tylko rachunki, ale również pracowników.

- Powody likwidacji to przede wszystkim koszty i drastyczne spadki sprzedaży - przyznaje Krzysztof Sawicki ze słupskiej Księgarni Ratuszowej, która w tym roku zakończyła swoją działalność. - Przez dwa lata zastanawialiśmy się co dalej. Przepychaliśmy się z roku na rok, z miesiąca na miesiąc, myśląc, że coś się poprawi. Jednak w tym roku powiedzieliśmy sobie dość. Jako firma rodzinna działaliśmy przez prawie 40 lat. To kawał czasu i wspomnień, Mnóstwo relacji i poznanych osób, nawiązanych znajomości i przyjaciół.

Te same powody likwidacji księgarni wskazuje pan Wiesław, właściciel księgarni Pegaz: - Koszty, koszty, koszty - kręci głową mężczyzna, który kultowe miejsce prowadził przez ponad 30 lat. - Wzrosły ceny energii, ogrzewania. Trzeba byłoby też zrobić remont lokalu. To dużo kosztuje. Klientów zabrał też nam internet. Po pandemii sprzedaż spadła - przyznaje.

- Obecnie rynek książki w ogóle boryka się z dużymi problemami, przede wszystkim z uwagi na kilkudziesięcioprocentowy wzrost kosztów druku. Do tego wybuch wojny na Ukrainie i związana z nią inflacja - to również wpłynęło za wzrost cen. Problemy dotyczą nie tylko samych wydawnictw, lecz również księgarń, zwłaszcza tych kameralnych. Pandemia doprowadziła do zamknięcia części z nich - zauważa Łukasz Jarocki.

Niestety na niczym spełzły próby miejskich urzędników próbujących zatrzymać Pegaza w Słupsku. Ratusz, do którego należy lokal, zaproponował właścicielowi księgarni obniżony, symboliczny czynsz. Jednak ponowna kalkulacja kosztów wciąż jasno wskazywała, że dalszy biznes po prostu się nie opłaca.

O powrót księgarni przy ul. Piłsudskiego na mapę miasta od kilku lat walczy też samorząd zachodniopomorskiego Złocieńca. Na razie bez skutku. W pamięci mieszkańców Złocieńca ta księgarnia była „od zawsze”. To absolutne centrum miasta, miejsce ze swoją historią i klimatem, paniami, które tam pracowały od lat i miały wielką wiedzę o książkach i autorach.

- W umowie z nami mieli obowiązek organizowania spotkań z autorami, prowadzenie półki z regionalnymi publikacjami, ale różnie to wyglądało - mówi Krzysztof Zacharzewski, burmistrz Złocieńca (gmina jest właścicielem lokalu). - Na koniec pojawiły się spore zaległości czynszowe, więc rozstaliśmy się już kilka lat temu, zwłaszcza, że pod koniec coraz mniej tam było książek, a sklep zamieniał się w „cepelię”.

Samorząd jednak bardzo chce, aby księgarnia do Złocieńca wróciła. Złocieniecki ratusz obiecuje nie tylko niski czynsz, ale i wsparcie księgarni przez zakupy książek do szkolnych i gminnych bibliotek.

Kupisz tu prawie wszystko

Niemal 70 procent księgarni działających w Polsce została sklasyfikowana przez Ogólnopolską Bazę Księgarń jako „ogólnoasortymentowe”. Oznacza to, że stacjonarne księgarnie w większości nie ograniczają się do oferty skrojonej pod konkretnych czytelników. Parają się sprzedażą wszystkiego - począwszy rzecz jasna od książek i podręczników przez artykuły papiernicze, plecaki, kończąc na zabawkach. W ksiągarni Ratuszowej w Słupsku działał nawet klub modelarski. Odbywały się też spotkania miłośników gier planszowych, a księgarze współpracowali z instytucjami kultury.

Kluboksięgarnie proponują natomiast ciepłą kawę i coś do przekąszania. Wprowadzanie do asortymentu dodatkowego towaru, bądź usług często było próbą ratowania wyników sprzedaży, wpasowania się w rynkową niszę. Zazwyczaj nie przynosiło to zamierzonych skutków. Znów triumfował internet.

- Wiele osób rezygnuje z zakupów. Twierdzą, że w internecie kupią coś taniej - twierdzi pan Wiesław, spoglądając na rzędy plecaków stojących w witrynie Pegaza.

Choć na wieść o likwidacji kolejnych księgarni społeczność reaguje nostalgicznymi wspomnieniami, a winą za niepowetowaną stratę obarczane są najczęściej lokalne władze, to przecież właśnie zainteresowanie samych konsumentów stanowi dla małych księgarni „być, albo nie być”. Księgarnie chętnie odwiedzamy przed wrześniem, kiedy trzeba zakupić szkolne podręczniki i przybory, ale rzadko decydujemy się na wybór lektury.

Z badania Biblioteki Narodowej wynika, że od lat czytelnictwo w Polsce oscyluje na podobnym poziomie - w 2022 roku przeczytanie co najmniej jednej książki zadeklarowało 34 proc. respondentów. To tyle samo co rok wcześniej i nieco mniej niż w latach poprzedzających wybuch pandemii. Zdecydowanie bardziej wolimy sięgnąć do bibliotecznych zbiorów. Według danych Głównego Urzędu Statystycznego w 2022 roku wypożyczyliśmy o pięć milionów więcej książek niż w 2021 roku.

Papieru nie zabiera elektronika

Jak się okazuje, papierowej książki nie zastępujemy jednak chętnie jej elektronicznymi odpowiednikami. E-booki i audiobooki w niewielkim stopniu wpływają na stacjonarny rynek książki. Walkę o klientów rozpoczęły też mniejsze, ambitne inicjatywy.

- Od kilku lat badania wyraźnie wskazują, że e-booki to wciąż niewielka część rynku. Tylko z ostatniego raportu o stanie czytelnictwa Biblioteki Narodowej wynika, że e-booki czyta ok. 5 proc. czytelników, z audiobooków zaś korzysta 7 proc. czytelników - wylicza Łukasz Jarocki. - Trzeba mieć na uwadze, że rynek wydawniczy w Polsce jest bardzo zróżnicowany. Duże wydawnictwa to często korporacje, które dysponują własnymi platformami sprzedaży. W ostatnich latach zaobserwowaliśmy natomiast niewątpliwie bardzo korzystne zjawisko: pojawiły się liczne niszowe oficyny, które stawiają na literaturę ambitną i publikacje nieoczywiste, zwłaszcza z komercyjnego punktu widzenia. Nie brak wydawnictw wyspecjalizowanych, choćby w literaturze dziecięcej, która - także dzięki wspaniałym oficynom - święci triumfy na całym świecie czy wydawnictw regionalnych.

Współpraca: Joanna Boroń, Rajmund Wełnic

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza