Mieszkańcy protestują.
Zagraniczni inwestorzy chcą budować na terenie gminy Biesiekierz farmy wiatrowe. Z tej okazji, w różnych miejscowościach, od kilku tygodni trwają konsultacje społeczne. Inwestycje chcą poprowadzić dwie firmy: Mitsui &Co. Ltd. oraz J/Power.
Obie są z kapitałem japońskim, będą miały po 50 procent udziałów w przyszłej farmie wiatrowej. Inwestorzy chcą zbudować w pobliżu Cieszyna, Parnowa i Gniazdowa około 60 - 70 turbin wiatrowych.
Jedno ze spotkań z inwestorami odbyło się w świetlicy przy bibliotece w Biesiekierzu. Było ponad 60 osób. Już na wstępie Jadwiga Podrez, prezes stowarzyszenia "Nasz Dom Biesiekierz" oświadczyła, że mieszkańcy nie są przeciwni energii odnawialnej: wiatraki mogą zostać wybudowane, ale w bezpiecznej odległości od ich domów.
Stowarzyszenie przedstawiło także szkodliwość oddziaływania elektrowni wiatrowych na ludzi, chodzi tu o tzw. symptom turbin wiatrowych (infradzwięki, hałas, migotanie cienia).
- Przychodzimy do was z dobrym projektem. Uwierzcie, wiatraki są dobre.
Z tytułu podatku gruntowego, gmina otrzyma co roku około 6 - 7 mln złotych. Pieniądze będzie można przeznaczyć na drogi, szkołę, świetlicę - mówił Jan Michałowski z Mitsui &Co Ltd. W sprawie wypowiadał się także, zaproszony przez inwestorów, dr Wojciech Przybyszyn, niezależny ekspert z Poznania.
Stwierdził, że turbiny wiatrowe są nieszkodliwe, a infradzwięki nie stwarzają zagrożenia. - Wiatrak stojący 500 m od budynku nie wpływa na człowieka. Hałas mierzony w odległości 350 m od turbiny, to zaledwie 40 db. Większy sami stwarzamy w domu.
Należy pamiętać, że są dwa spojrzenia na wiatraki, w zależności od tego, jaka firma sporządziła raporty - mówił Przybyszyn. Już nie skończył prelekcji. Po jego ostatnim zdaniu na sali rozległy się gwizdy i głośne śmiechy. Rozbawionych mieszkańców próbował uspokoić wójt Marian Hermanowicz.
Sprawę łagodził także Artur Grybek z J/Power: - Jesteśmy poważnym inwestorem z dużym kapitałem. Obecnie powstające farmy wiatrowe są w pełni nowoczesne. Zobaczcie, jaką inwestycję zrobiliśmy w Zajączkowie w gminie Kobylnica koło Słupska. Tamtejsi mieszkańcy sporo na tym zyskali.
- Byliśmy w Zajączkowie. Drogi są tam tak rozjeżdżone, że ciężko przez nie przejechać. Ludzie się wyprowadzają z tej miejscowości. Domy, które były budowane przed inwestycją, stoją niedokończone. Od trzech lat, czyli od postawienia turbin wiatrowych, nikt tam się nie wybudował - ripostowali członkowie stowarzyszenia.
- W zaleceniach do planu zagospodarowania przestrzennego województwa zachodniopomorskiego z 2010 roku jest napisane, że odległość turbin od budynków mieszkalnych powinna wynosić minimum 1 kilometr. My dla swojego zdrowia żądamy, aby ta odległość wyniosła 2 km - dodała Jadwiga Podrez.
Czytaj też> Gmina Słupsk> Japończycy wybudują siłownie wiatrowe
Głos zabrali także przewodniczący Rady Gminy i wójt. - Decyzja w tej sprawie na pewno zapadnie na sesji. Najpierw jednak inwestor musi przedstawić lokalizację turbin. Być może, jeżeli ta inwestycja nie wypali, to za kilka lat będziemy musieli ratować budżet gminy - ostrzegł Jan Balcerzak, przewodniczący RG. Spotkanie zakończył wójt Marian Hermanowicz: - Musimy wziąć pod uwagę tę inwestycję. To szansa na rozwój.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?