Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Minął rok od katastrofy lotniczej pod Słupskiem. Krystian wzniósł się w niebo i tam pozostał. Na zawsze

Magdalena Olechnowicz
Minął rok od katastrofy lotniczej pod Słupskiem, w której zginął 16-letni Krystian Doległo. Do dziś nie ma raportu komisji do spraw badania wypadków lotniczych, który wyjaśniłby, co tak naprawdę wydarzyło się w szybowcu w ciągu ostatnich minut przed tragedią.

Jest za to wiele pytań bez odpowiedzi. Jest instruktor, który przeżył wypadek, ale… niczego nie pamięta. Są zeznania świadków, które niczego nie wyjaśniają. I jest ogromny ból w sercu rodziców, którego nikt i nic nie jest w stanie ukoić.

Bzowo, gmina Kobylnica

To tutaj mieszkał Krystian. Teraz spoczywa w Słonowicach. Na małym wiejskim cmentarzu, który mijam w drodze do Bzowa. Joanna Doległo, mama Krystiana, na moją prośbę o kontakt odpowiedziała po pół roku.

- Przepraszam, ale wcześniej nie byłam w stanie o tym rozmawiać. Poza tym tyle osób nas nachodziło. Firmy, które walczą o odszkodowania, ubezpieczyciele… A my nie chcieliśmy z nikim rozmawiać. Nie byliśmy w stanie. Było nam bardzo ciężko. Wciąż jest nam ciężko. Nikt nam nie pomógł. Nie otrzymaliśmy żadnej pomocy psychologicznej. Wciąż nie możemy normalnie funkcjonować. Ja nie wróciłam już do pracy. Mąż od niedawna zaczął pracować. Wciąż nie umiemy sobie z tym poradzić.

3 lipca 2018Pierwszy dzień lotów

Na ten dzień Krystian czekał od dawna. To właśnie dziś pierwszy raz miał usiąść za sterami szybowca i pod opieką instruktora wznieść się nad ziemię. Krystian był jednym z dziesięciu kursantów, którzy wzięli udział w konkursie i zostali zakwalifikowani do bezpłatnego szkolenia szybowcowego w Aeroklubie Słupskim. Kurs był dofinansowany przez Starostwo Powiatowe w Słupsku i przeznaczony dla uczniów z powiatu słupskiego. Młodzi ludzie część teoretyczną mieli już za sobą. Pozytywnie zdali egzamin. Teraz przed nimi najbardziej emocjonująca część. Latanie. Na to czekali. Już o godzinie 6 rano mieli być na lotnisku w Krępie Słupskiej.

Instruktor i 17-letni kursant runęli na ziemię z wysokości około 150 metrów. Szybowcem właśnie podchodzili do lądowania. Z ciężkimi i wielonarządowymi obrażeniami zostali zabrani do słupskiego szpitala. Do wypadku doszło we wtorek około godz. 12.  Niestety, pomimo wysiłków lekarzy nie udało się uratować nastolatka.To był jeden z pierwszych lotów 17-latka, który właśnie skończył część teoretyczną kursu szybowcowego i rozpoczynał szkolenie praktyczne. Szybował SZD-9 Bocian razem z 70-letnim, doświadczonym instruktorem. Kończyli lot i podchodzili do lądowania. Ich szybowiec  znajdował się na tak zwanym czwartym i ostatnim zakręcie przed posadzeniem go na trawiastym lotnisku w Krępie Słupskiej. Z nieustalanych wciąż przyczyn nagle wpadli w korkociąg. Na ziemię runęli z wysokości około 100-150 metrów.Kiedy tylko zniknęli z horyzontu członkowie Aeroklubu Słupskiego wezwali pogotowie i rozpoczęli poszukiwania. Okazało się, że Bocian spadł w okolicach miejscowości Łupiny, tuż za lasem, niespełna kilometr od lotniska. Szczątki zostały rozrzucone w promieniu kilkunastu metrów.Pierwsi na miejscu byli strażacy-ratownicy i to oni udzielali pomocy medycznej, aż do momentu zjawienia się karetek pogotowia. Na miejscu st. kapt. Grzegorz Falkowski informował dziennikarzy, że jeden z uczestników feralnego lotu był nieprzytomny. Obaj doznali poważnych i wielonarządowych obrażeń.Niestety pomimo wysiłków lekarzy i długiej reanimacji nie udało się uratować 17-latka. Chłopak zmarł po południu. - Stan 70-letniego mężczyzny jest stabilny - mówi Monika Zacharzewska, rzecznik szpitala w Słupsku. Przyczyny tej tragedii ustala prokuratura, policja i Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych. <iframe src="//get.x-link.pl/15860ff1-2325-92ad-199b-10f5c57b8ccd,9151a815-ca54-718c-e4c5-b9df7fecfd8b,embed.html" width="640" height="360" frameborder="0" webkitallowfullscreen="" mozallowfullscreen="" allowfullscreen="" allow="autoplay; fullscreen" scrolling="no"></iframe>

Rozbił się szybowiec słupskiego aeroklubu. Nie żyje 17-letni kursant

- To było spełnienie jego marzeń. Taki był szczęśliwy. Wyruszył z domu dzień wcześniej, bo już od 7 rano miały być pierwsze loty - opowiada mama Krystiana.

- Dzwonił do mnie około godziny 10 po pierwszych lotach. Był podekscytowany. Nie przestawał mówić. Mówił jak nakręcony. Taki był szczęśliwy. Na koniec powiedział, że musi kończyć, bo zaraz znów jego kolej - opowiada Leon Doległo, ojciec chłopca.

Więcej już syna nie usłyszał. - To ja zaszczepiłem w nim miłość do astronomii, kosmosu i gwiazd. Pochłaniał wiedzę. Był taki mądry - ojciec, choć żołnierz zawodowy, wzrusza się za każdym razem, gdy mówi o synu.

Minął rok od katastrofy lotniczej pod Słupskiem. Krystian wzniósł się w niebo i tam pozostał. Na zawsze

Dzwonił do mnie około godziny 10 po pierwszych lotach. Był podekscytowany. Nie przestawał mówić. Mówił jak nakręcony. Taki był szczęśliwy.

To był 31. lot tego dnia, a dziewiąty lot Krystiana.

Lot trwa około 4-5 minut. Zadanie polegało na wykonaniu lotu nad lotniskiem z elementami startu, zakrętów i podejścia do lądowania.

- Wygląda to tak, że wyciągarka wyprowadza szybowiec w górę w powietrze, w określonym momencie traci się ciąg i należy pochylić maskę szybowca w dół i go wyczepić, pociągając trzy razy za wyczep. Następnie wykonuje się lot nad lotniskiem po czterozakrętowym kręgu, a po wykonaniu czwartego zakrętu wykonuje się lądowanie - tłumaczy podczas przesłuchania instruktor, który przeżył wypadek.

ROZBIŁ SIĘ SZYBOWIEC SŁUPSKIEGO AEROKLUBU

Z zeznań mężczyzn, którzy pracując w lesie jako pilarze, obserwowali ten lot, wynika, że szybowiec leciał bardzo nisko, zahaczając o czubki drzew. Obaj mężczyźni zeznali, że przy trzecim manewrze słyszeli odgłosy szorowania szybowca o czubki drzew. Momentu rozbicia jednak nie widzieli.

Osoby, które będąc na lotnisku w Krępie, widziały jak szybowiec zniknął za linią drzew we wsi Łupiny, potwierdzają, że szybowiec leciał bardzo nisko.

Nie wiem, dlaczego instruktor z Krystianem wykonali taki manewr. Potem usłyszeliśmy komunikat, że szybowiec spadł

- Było to dla nas dziwne, szybowiec był zbyt nisko - zeznaje jedna z osób, która pomagała przy organizacji szkolenia. - Według mnie miał on około 60 metrów wysokości nad ziemią. Widziałam, jak szybowiec wykonał zakręt w lewo, ten zakręt był dość głęboki, prawe skrzydło było mocno wychylone w górę, po czym wpadł w korkociąg i spadł za linię lasu. W radiostacji nie słyszeliśmy żadnych komunikatów o awarii szybowca. Nie wiem, dlaczego instruktor z Krystianem wykonali taki manewr. Potem usłyszeliśmy komunikat, że szybowiec spadł. Pan Bijata (od red. kierownik szkolenia w Aeroklubie Słupsk) i dyrektor lotniska pojechali szukać miejsca wypadku. My czekaliśmy na służby ratownicze. Na miejsce zdarzenia pojechaliśmy karetką…

Minął rok od katastrofy lotniczej pod Słupskiem. Krystian wzniósł się w niebo i tam pozostał. Na zawsze

Nie zdążyliśmy się z nim pożegnać…

Szybowiec spadł o godz. 12.15.

- Nas poinformowano o 14.45. Zadzwonili ze szpitala. Że był wypadek i trzeba szybko jechać. Byłam w parku z młodszym synem na rolkach. W szale wybiegliśmy z domu, musiałam jeszcze zawołać mamę, aby przyszła zająć się młodszym synem. Dopiero gdy wybiegaliśmy z domu, podjechali ludzie z aeroklubu, żeby nam powiedzieć, że był wypadek… Nie zdążyliśmy. Gdy dojechaliśmy, już nie żył. Nie dano nam szansy pożegnać się z umierającym dzieckiem - pani Joanna wciąż płacze… - Cały czas noszę go w sercu - mówi pokazuje srebrne serce na łańcuszku z wygrawerowanym imieniem Krystian. Wewnątrz jest zdjęcie Krystiana. - Przez pierwsze trzy miesiące płakałam dzień i noc. Mamy jeszcze dwóch synów. Młodszy Oliwier ma 10 lat, starszy Roland 20. Po tym wypadku już nikt z nas nie jest taki sam. Chłopcy przeżyli traumę. Nasze życie się zmieniło. Ja nie chciałam żyć. Jeździłam bez pasów w samochodzie, licząc na to, że może zginę i spotkam się z Krystiankiem. Wiem, że nie powinnam, bo mamy jeszcze dla kogo żyć. Ale to takie trudne. Nie potrafimy sobie z tym poradzić - mówi pani Joanna.

Choć Krystiana już nie ma, wciąż obecny jest w rodzinnym domu.

- Pokój wciąż czeka na jego powrót - mówi pan Leon i pokazuje pokój syna. - Żona tu nie wchodzi, nie może się przełamać. Na półkę z książkami wciąż dostawiamy kolejne. Czytał fantastykę. Dwa dni po jego śmierci przyszła zamówiona przez niego książka - „Unicestwienie”. Daliśmy mu ją do trumny. Ale kupiliśmy kolejną i postawiliśmy na półce. Teraz dokupujemy mu kolejne tomy… Tak lubił czytać. Zbieraliśmy na prawdziwą lunetę, aby obserwował gwiazdy i galaktyki. Kupiliśmy ją w końcu, ale już po jego śmierci. Stoi u niego w pokoju. Czeka na niego - mówi pan Leon.

Dużo pytań bez odpowiedzi

Wciąż od początku analizują, co się wydarzyło w szybowcu. Jak doszło do wypadku. Odpowiedzi na te pytania ma dać raport komisji do spraw wypadków lotniczych. Jednak wciąż go nie ma. Prokuratura prowadzi śledztwo w tej sprawie, ale wciąż nie postawiono nikomu zarzutów.

- Czekamy na sprawozdanie Państwowej Komisji do spraw Badania Wypadków Lotniczych. Nikomu nie postawiono zarzutów. Na chwilę wypadku instruktor miał wszystkie wymagania formalne, miał ważne badania okresowe uprawniające do pilotażu, miał licencję pilota. Będziemy ustalać, czy ewentualne dysfunkcje występowały przed wypadkiem. Raport ma być gotowy do końca września. W zależności od wyników sprawozdania prokurator będzie podejmował kolejne czynności - mówi Paweł Wnuk, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Słupsku.

Rodzice najwięcej żalu mają do Aeroklubu Słupskiego.

- W ogóle nie poczuwają się do winy. Zostaliśmy zostawieni sami sobie, nikt się do nas nie odezwał, nie zaproponował pomocy psychologicznej, z aeroklubu zadzwonili tylko dwa razy. Pierwszy raz po dodaniu przez nas posta w mediach społecznościowych z prośbą o kontakt świadków wypadku. Prosili, aby post usunąć. Drugi raz w rocznicę jego śmierci byli na cmentarzu i próbowali się połączyć z żoną. Żona nie chciała odebrać, nagrali się na pocztę, prosząc o kontakt. Domyślamy się, że chcieli nam zwrócic część kosztów za pomnik. Ale my nie chcemy. Chcemy tylko synka - mówi pan Leon.

Instruktor: Nic nie pamiętam

- Czy do prowadzenia szkolenia dla młodzieży powinno się zatrudniać instruktora, który ma 70 lat, jest po przebytej chorobie nowotworowej i ma cukrzycę. Przypuszczamy, że ten pan mógł zasnąć. Może nie wziął tabletki czy insuliny. Poza tym mógł być zmęczony. To był 31. lot tego dnia. Zaczęli po godzinie 7. Nie było żadnej przerwy. Kursanci zmieniali się co lot, ale instruktor nie wychodził z kabiny. Tak bardzo zależało im na czasie. Chcieli szybciej zakończyć ten kurs i zrobić wszystkie godziny - mówią państwo Doległo.

Andrzej R. jest pilotem od 35 lat, a od 25 instruktorem szybowcowym. Jak zeznał, nigdy wcześniej nie uczestniczył w wypadku lotniczym, a z dnia 3 lipca 2018 nic nie pamięta. Po wypadku zapadł w śpiączkę. Wybudzono go dopiero 13 dni po zdarzeniu, a dopiero 21 sierpnia przekazano mu informację, że w wypadku zginął chłopiec. Ta informacja go zdołowała, ale nigdy nie nawiązał kontaktu z rodzicami chłopca. Nigdy nie usłyszeli słowa „przepraszam”.

W prokuraturze zeznał, że choruje na cukrzycę, przyjmuje leki, że zarówno 1 lipca, jak i 2 lipca źle się poczuł.

- Doznałem silnych uderzeń lewej tętnicy żylnej. Nikomu tego nie zgłaszałem, nie byłem u lekarza. Po kilkunastu minutach objawy ustały. Po wypadku lekarze stwierdzili u mnie udar mózgu. Prawdopodobnie przyczyną wypadku był fakt, że straciłem przytomność i szybowiec nie był przeze mnie sterowany w tym momencie, tracił prędkość i wpadł w korkociąg. Nie wiem, co było przyczyną utraty mojej przytomności - zeznawał podczas przesłuchania.

Przyznał też, że jako siedemdziesięcioletni mężczyzna ma przytłumiony słuch i wzrok i używa okularów do czytania. Przebył też chorobę nowotworową.

- Czy tak schorowany człowiek może odpowiadać za życie młodych ludzi w powietrzu? - pytają rodzice.

Władze Aeroklubu Słupskiego zapewniają, że wiek instruktora nie ma znaczenia i w żaden sposób nie poczuwają się do winy.

- Czekamy na raport, sprawę bada prokuratura i Państwowa Komisja do spraw Badania Wypadków Lotniczych. Z tym instruktorem wcześniej już współpracowaliśmy. To doświadczony instruktor, który miał wszystkie niezbędne uprawnienia. Obostrzenia co do wieku instruktora są tylko w lotnictwie komunikacyjnym i wojskowym . Co się tam w górze wydarzyło, wiedzą tylko oni. A my się dowiemy, jak już się z nimi spotkamy, tam u góry. Wiem, że to się nie powinno wydarzyć. Szybowiec, na którym było wykonywane szkolenie, v „Bocian” jest jednym z najbezpieczniejszych. Instruktor nie powinien być zmęczony, ponieważ między lotami są przerwy kilkuminutowe, kiedy szybowiec jest podczepiany do wyciągarki i wtedy instruktor może odpocząć - mówi Ireneusz Bijata, kierownik szkolenia w Aeroklubie Słupsk.

Minął rok od katastrofy lotniczej pod Słupskiem. Krystian wzniósł się w niebo i tam pozostał. Na zawsze

Zawsze do niego zajeżdżam w drodze do pracy, po pracy wracam do domu, zabieram żonę i jedziemy ponownie na cmentarz. Nasze życie już nigdy nie będzie takie samo. Już nic nigdy nie będzie takie samo…

Rok po śmierci

Rodzice wciąż rozmawiają z synem, stojąc przy jego pomniku. Jest piękny, z wygrawerowanym szybowcem. Ze zdjęcia spogląda młody chłopak. Jest uśmiechnięty, ma bystry wzrok.

- Nie zasnę, jak nie przyjdę się z nim pożegnać. Nie mogę sobie wybaczyć, że zgodziłam się na ten kurs - mówi pani Joanna. Krystian uczył się w Technikum Drzewnym w Słupsku. Był bardzo zdolny.

- Miał plany, marzenia. I wiem, że by to osiągnął. Był bardzo zdolny. Był geniuszem jeśli chodzi o informatykę. Świetnie radził sobie z angielskim. Uwielbiał czytać…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza