Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nabity w cudze mandaty na 6000 zł. Lęborczanin podawał policji dane sąsiada

fot. Krzysztof Falcman
Artur Michałowski z Lęborka z wezwaniem do zapłacenia mandatów, jakie na jego konto nazbierał sąsiad.
Artur Michałowski z Lęborka z wezwaniem do zapłacenia mandatów, jakie na jego konto nazbierał sąsiad. fot. Krzysztof Falcman
Były kolega Artura Michałowskiego z Lęborka, kiedy narozrabiał, zamiast swoich podawał jego dane. Nazbierał mu mandatów na ponad 6000 zł.

Artur Michałowski pierwszy raz zaczął podejrzewać, że coś jest nie tak, kiedy dostał wezwanie na sprawę sądową w Trójmieście. Na wezwaniu było napisane, że jego sąsiad Robert H. posługiwał się jego danymi. Podczas spisywania go przez policję wydali go towarzysze. Michałowski pojechał na sprawę, ale Robert H. się na nią nie zgłosił. Jakiś czas potem do jego drzwi zastukał komornik.

Lęborczaninowi opadła dosłownie szczęka, kiedy usłyszał, że za mandaty ma 6000 zł do egzekucji.

- Przypomniałem sobie to wcześniejsze zdarzenie i doszedłem do wniosku, że H. niejeden raz musiał posłużyć się moimi danymi - mówi. Okazało się, że zrobił to ok. 30 razy.

Panu Arturowi udało się dojść do porozumienia z komornikiem, który wstrzymał się z czynnościami.

- W okresie, kiedy Robert nałapał mandatów, pracowałem za granicą. Strach pomyśleć, co by było, gdybym był na miejscu - mówi lęborczanin i na potwierdzenie swoich słów pokazuje odpowiednie dokumenty.

Robert H. to były kolega pana Artura, a zarazem jego sąsiad - mieszka piętro wyżej. W młodości mężczyźni się kumplowali, potem ich drogi się rozeszły. Robert H. ma za sobą kilka lat więzienia. Co nie przeszkodziło mu, żeby, będąc na wolności, zamiast swoich podawać dane sąsiada. Większość jego wpadek miała miejsce w Trójmieście.

- Znał moją datę urodzenia i adres, imiona rodziców, nawet panieńskie nazwisko matki - mówi Michałowski. Tyle wystarczyło, żeby policjanci, spisując mężczyznę, jego występki przypisali komuś innemu. A H. sobie nie żałował. Większość mandatów to kary za drobne kradzieże czy picie alkoholu w miejscach publicznych. W ciągu jednego dnia potrafił zarobić 2000 zł kary. Teraz z problemami zmaga się pan Artur.

- Muszę wszystko odkręcać. Za mandaty, które dostał H., urząd skarbowy zajął mi zwrot podatku. Muszę iść do sądu, żeby odzyskać te pieniądze - mówi pan Artur.

Dziura w prawie

Tam, gdzie nie ma obowiązku noszenia dokumentów, takie pomyłki mogą się zdarzać - twierdzi mł. asp. Daniel Pańczyszyn, oficer prasowy KPP w Lęborku: - Podczas zatrzymań, jeśli ktoś nie ma przy sobie dokumentów, sprawdzamy jego dane na podstawie tego, co nam powie. Wypytujemy taką osobę, a potem weryfikujemy to, co powie w systemie komputerowym. Jeśli dane są właściwe, to nie mamy podstaw, aby takiej osobie nie ufać. Policja w większości krajów właśnie w taki sposób potwierdza dane zatrzymanych. Czemu uczciwy obywatel miałby być poddawany niekonwencjonalnym praktykom?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza