MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Odżyłam dzięki telepracy

Zbigniew Marecki [email protected]
Mirosława Basiak spędza przed komputerem co najmniej sześć godzin dziennie. Lubi swoją pracę, chociaż nie zarabia kroci. - Najważniejsze, że czuję się potrzebna - mówi.
Mirosława Basiak spędza przed komputerem co najmniej sześć godzin dziennie. Lubi swoją pracę, chociaż nie zarabia kroci. - Najważniejsze, że czuję się potrzebna - mówi. Fot. Sławomir Żabicki
Gdyby jej brat nie przyjechał z Hiszpanii i nie wziął gazety do ręki, to Mirosława Basiak ze Słupska nadal siedziałaby w swoim pokoju.

Czym jest telepraca?

Czym jest telepraca?

To praca wykonywana poza biurem, w domu, przy wykorzystaniu nowoczesnych technologii informacyjnych i komunikacyjnych, np. przez Internet, telefon, za pomocą komuniaktora GG, Tlen, ICQ, itp. Liczy się efekt, czyli solidne i terminowe wykonanie powierzonego zlecenia.
Idea ta pojawiła się niemalże ćwierć wieku temu, jednakże dopiero teraz nabiera ogromnego znaczenia jako sposób zarabiania dla osób niepełnosprawnych albo uwiązanych w domu z powodu opieki nad dzieckiem czy osobą chorą.
Jest także wygodna dla pracodawcy: oszczędza na przykład na pomieszczeniach i materiałach biurowych i opłacaniu dojazdów pracowników.
W krajach Unii Europejskiej i USA z roku na rok rośnie zainteresowanie tą formą pracy. Szacuje się, że w tym systemie pracuje ok. 20-30 mln osób na całym świecie
Krajem europejskim, w którym jest najwięcej telepracowników, są Niemcy (prawie 6 mln). Telepracę zaczyna preferować coraz więcej mieszkańców Wielkiej Brytanii, Włoch i Irlandii. W Polsce telepraca rozwija się najszybciej w usługach informacyjnych i doradczych, ubezpieczeniach i wydawnictwach.

Do tego zadręczałaby się pytaniem, dlaczego Pan Bóg tak ją doświadcza. Teraz nie ma na to czasu, bo odkryła telepracę. Czuje się wreszcie potrzebna.

Gdy 18 czerwca 1976 roku przyszła na świat, wyprzedzając o pięć minut Celinę, siostrę - bliźniaczkę, nic nie zapowiadało, że w późniejszych wyścigach na własnych nogach trudno jej będzie wygrać. Mama - Regina Basiak - szybko zauważyła, że jej córki nie rozwijają się tak samo. Kiedy Celina próbowała już siadać, Mirka leżała jak kłoda.

Serce matki podpowiadało, że nie jest dobrze. Nie uspokoiło się więc stwierdzeniem lekarzy, że wystarczy leczenie farmakologiczne, aby wszystko wróciło do normy. Nie wróciło. Zdesperowana Regina Basiak zdobyła w końcu skierowanie dla prawie trzyletniej już Mirki do Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Dopiero tam specjaliści zdiagnozowali ostatecznie porażenie mózgowe i zaordynowali intensywną rehabilitację.

Chociaż jeszcze do piątego roku życia dziewczynka w ogóle nie siedziała, liczne wyjazdy do szpitali rehabilitacyjnych i sanatoriów w całej Polsce zrobiły swoje. Mirka stopniowo stawała się coraz silniejsza. Gdy miała 9 lat, zaledwie w sześć tygodni dosłownie postawiono ją na nogi w Szpitalu Rehabilitacyjnym w Sztumie. Pracującym tam państwu Bieniasiom zawdzięcza, że zaczęła chodzić samodzielnie, chociaż przy pomocy kul.

Uczelnie jej nie przyjęły

Rodzice uzyskali zgodę na nauczanie indywidualne. Dzięki temu w normalnym terminie Mirka ukończyła szkołę podstawową i dostała się do Liceum Ogólnokształcącego nr 1 w Słupsku. Tam dopiero w klasie maturalnej musiała dojeżdżać na zajęcia fakultatywne, bo nie było innego sposobu, aby zdobyła z nich wymagane oceny. Dzięki pomocy rodziców i kolegów wszystko udało się tak zorganizować, że maturę zdała po bożemu, razem z całą klasą. Szczególnie dobrze poszedł jej egzamin z historii, którą lubiła, a nawet chciała studiować.

- Nic jednak z tego nie wyszło, bo jak się okazało, że jeżdżę na wózku inwalidzkim, to zaczęło się kręcenie nosem. Co prawda mogłabym studiować zaocznie, ale opłaty za takie studia były wysokie i rodziny nie byłoby stać na ich pokrycie - mówi Mirka.

Otworzyła sie na ludzi

Na jej miejscu inni pewnie by się załamali, ale ona była chowana inaczej. Wiedziała, że zawsze trzeba szukać specjalnych rozwiązań.

- Zawdzięczam to mamie, która zawsze powtarza, że muszę być samodzielna i radzić sobie z przeciwnościami, bo kiedyś jej zabraknie - opowiada. W dzieciństwie często się buntowała i płakała, gdy mama zmuszała ją do wykonywania rozmaitych rzeczy. Teraz wie, że to była dobra szkoła. - Kiedy spotykam się z niepełnosprawnymi, to widzę, że niektórzy nie potrafią nawet kurzu na meblach pościerać - śmieje się Mirka.

Chociaż po ukończeniu 18. roku życia dostała niewielką rentę socjalną, nie zamierzała na tym poprzestać. Nie chciała tylko siedzieć w domu i rozpamiętywać swojego nieszczęścia. Miała i ma sporo znajomych i kolegów.

Kontaktowała się z innymi niepełnosprawnymi. Uczestniczyła w różnych warsztatach terapeutycznych, poprzez znajomych nawiązała kontakt z grupą ludzi związanych z Duszpasterstwem Akademickim w Poznaniu. Od czasu do czasu jeździ na spotkania z nimi albo na organizowane przez nich obozy.

- Nabrałam już takiej wprawy, że sama podróżuję pociągami i autobusami. Dzięki temu, że wszyscy teraz mamy komórki, nie ma problemu z kontaktem i ustaleniem, kiedy dokładnie trzeba mnie odebrać na dworcu - wyjaśnia.

Pracodawcy odmawiali

Jednej przeszkody jednak pokonać się nie dawało. Po maturze szybko się okazało, że nie ma dla niej pracy w Słupsku. Potencjalni pracodawcy nie chcieli mieć kłopotu z inwalidką na wózku.

- Mama, która z powodu opieki nade mną przez wiele lat zajmowała się chałupnictwem, bardzo mi pomagała w poszukiwaniu pracy. Niestety, tylko jedna pani chciała mnie przyjąć do zakładu krawieckiego, ale ja szyć nie umiem i jestem za mało sprawna manualnie, aby sobie poradzić w tym zawodzie - przyznaje Mirka.

Kurs dał jej nadzieję

Los chyba jednak postanowił jej przyjść z pomocą, bo na zajęciach terapeutycznych dowiedziała się, że gdański oddział Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych organizuje kursy dla osób zainteresowanych telepracą, czyli zarabianiem poprzez internet.

Tym razem miała szczęście, bo spełniała podstawowy wymóg. Kurs dla informatyków - programistów przeznaczony był bowiem dla osób z wykształceniem średnim i maturą. W ciągu kilku dni razem z mamą załatwiły dokumenty i zaświadczenia lekarskie, a potem prawie rok czekały na rozpoczęcie kursu. Zaczął się dopiero w lutym 2002 roku. Odbywał się w firmie Combidata w Sopocie.

Przez dziesięć miesięcy co drugą sobotę jeździła tam na całodniowe zajęcia teoretyczno-praktyczne, prowadzone przez programistę. Dostała też komputer i zestaw programów do domu, aby mogła ćwiczyć nowe umiejętności samodzielnie oraz podczas dwustu lekcji internetowych. Po zaliczeniu 75 procent zajęć oraz napisaniu programu zaliczeniowego komputer stał się jej własnością.

- Wtedy naprawdę dużo się nauczyłam. Zdobyłam także certyfikat potwierdzający moje umiejętności w posługiwaniu się pakietem MS Office i pokrewnymi aplikacjami - chwali się Mirka.

Brat znalazł jej pracę

Miała nadzieję, że po tym kursie jej szanse na słupskim rynku pracy bardzo się poprawią. Niestety, rzeczywistość okazała się inna: nie było zapotrzebowania na jej usługi. Przez trzy lata bezskutecznie szukała jakiegoś zajęcia. - Wydzwaniałam do różnych pracodawców. Mama składała u nich wiele podań. Większość z nich nawet nie odpowiedziała - opowiada Mirka.

I wtedy stał się prawdziwy cud: pod koniec 2005 roku Krzysztof, starszy brat Mirki, który akurat wrócił z saksów w Hiszpanii, przejechał w odwiedziny do rodziców, wziął do ręki gazetę i znalazł w niej ogłoszenie spółki Mikrotech z Krosna. - Siostra, to coś dla ciebie. Oni poszukują kandydatów do telepracy. Spróbuj, może cię przyjmą - powiedział.

Spróbowała. Zatelefonowała pod wskazany w gazecie kontakt i wysłała życiorys. - Spełnia pani nasze oczekiwania. Czy jest pani naprawdę zainteresowana pracą? - usłyszała po kilku dniach w słuchawce telefonu. - Zainteresowana? Byłam wręcz szczęśliwa - wspomina Mirka tamten moment.

Buszuje w sieci

Od 1 lutego 2006 roku pracuje dla Mikrotechu. Wyszukuje w internecie zamówione przez pracodawcę informacje. - Najpierw były to dane o zakładach pracy chronionej w naszym województwie. Później zajmowałam się wynajdywaniem zakładów budowlanych w Słupsku, a od kilku tygodni przeczesuję internet w poszukiwaniu przetargów - opowiada Mirka.

Praca zajmuje jej sześć godzin dziennie. Jest ciekawa, bo codziennie robi się coś innego. Przy okazji Mirka nawiązuje kontakty z rozmaitymi ludźmi. Dzięki temu cały czas dowiaduje się czegoś nowego. - To jest najbardziej fascynujące - zdradza.
Miesięcznie zarabia trochę powyżej 600 złotych netto. W związku z tym musiała zawiesić rentę socjalną.

- To chyba trochę niesprawiedliwe, bo inni mogą dorabiać do rozmaitych świadczeń. Oczywiście chciałabym więcej zarobić, ale najważniejsze jest to, że mam pracę - ocenia.

Odkąd ma stały etat i pieniądze regularnie wpływają co miesiąc na jej konto, doskonale zdaje sobie sprawę, co to znaczy, gdy ktoś mówi, że praca nadaje sens życiu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza