Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pawełek Biełanowicz wygrał walkę z rakiem

Marcin Markowski
Pawełek wygrał z rakiem. Dzisiaj jest zdrowym chłopcem.
Pawełek wygrał z rakiem. Dzisiaj jest zdrowym chłopcem. Fot. Łukasz Capar
10-letni Pawełek Biełanowicz z Ustki wygrał walkę z rakiem, mimo że lekarze dawali mu dwa tygodnie życia. To było ponad rok temu. Dzisiaj jest zdrowym chłopcem.

W październiku 2009 roku rodzice Pawełka Biełanowicza z Ustki przeżyli szok. Lekarze oznajmili, że ich syna zaatakował nowotwór. Badania wykazały, że jest to złośliwy rak - chłoniak Burkitta. Pawełek miał dopiero 9 lat.

- Ta informacja spadła na nas jak grom z jasnego nieba. A wszystko zaczęło się tak niewinnie - wspomina pan Piotr, ojciec chłopca. - Pawełka przez kilka dni bolał brzuch. Nie wiedzieliśmy, co się dzieje, więc poszliśmy z nim do lekarza. Spodziewaliśmy się jakiegoś lekkiego zatrucia czy grypy żołądkowej - opowiada ojciec.

Lekarka zrobiła podstawowe badania i zleciła USG. Medyków zaniepokoiła widoczna plamka nad jamą brzuszną. Podjęto decyzję o wykonaniu tomografii.

- To badanie utwierdziło lekarzy w przekonaniu, że na wysokości klatki piersiowej widać guza. Na początku miał on trzy na cztery centymetry. Po dwóch tygodniach rozrósł się aż do 8 centymetrów - dodaje pan Piotr. - W tym czasie przyszły wyniki badań. Okazało się, że organizm Pawełka zaatakował chłoniak Burkitta, który nie tylko rozwija się w bardzo szybkim tempie, ale także jest złośliwy. Guz był na tyle duży, że lekarze nie chcieli go operować.

Jedyną nadzieją dla chłopca była chemioterapia, po której czuł się bardzo osłabiony, wymiotował, stracił wszystkie włosy. Pawła czekała też operacja. Rodzice i ich znajomi zbierali pieniądze na leczenie. Pomagali m.in. organizatorzy festiwalu punkowego Warhead, właściciele i pracownicy wielu usteckich i słupskich firm. W kraju i za granicą zorganizowano kilka koncertów, z których dochód został przeznaczony na leczenie.

- Musieliśmy jeździć do kliniki w Gdańsku na te zabiegi. Byliśmy załamani, bo chemia nie dawała żadnych efektów. Najgorszym momentem była chwila, kiedy usłyszeliśmy od lekarzy, że nasz syn będzie żył najwyżej dwa tygodnie - mówi ze smutkiem pan Paweł. - Nie mogliśmy się poddać. Walczyliśmy do końca. Nagle okazało się, że chemioterapia zaczyna działać i niszczyć komórki rakowe. To był cud.
Lekarze musieli działać szybko. Podjęli decyzję o przeszczepie szpiku. W maju 2010 roku zoperowali chłopca. Po zabiegu pobrali wycinek.

- To był dla nas najszczęśliwszy dzień w życiu, kiedy usłyszeliśmy, że w organizmie synka nie ma już komórek nowotworowych - wspomina ojciec. - Lekarze usunęli też zmiany resztkowe nowotworu. Niestety, teraz Pawełek szybciej się męczy. Najważniejsze jednak, że jest zdrowy. Może biegać, uczyć się i bawić się z rówieśnikami. Cały czas czujemy piętno nowotworu. Regularnie robimy badania, ale na razie jest wszystko dobrze. A Pawełek myśli teraz tylko o jednym - by zostać perkusistą. Ma już nawet w domu swoje własne bębny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza