Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po wojnie cudowne bronie spadały pod Słupskiem

Redakcja
Egzemplarz rakiety V-2 zdobyty przez Amerykanów na poligonie w USA na początku lat 50. XX wieku.
Egzemplarz rakiety V-2 zdobyty przez Amerykanów na poligonie w USA na początku lat 50. XX wieku.
Pierwszy w dziejach ludzkości krok w kosmos zakończył się w Bałtyku koło Ustki. Tu spadła supertajna rakieta V-2 po pierwszym udanym starcie z poligonu w Peenemuende. Prawdopodobnie nigdy jej nie wyłowiono.

Działo się to 3 października 1942 roku. Wcześniejsze starty "agregatu A 4", jak wówczas określano tę broń, kończyły się niepowodzeniem. Rakiety po przeleceniu kilku zaledwie kilometrów rozrywały się. Ale 3 października po raz pierwszy wszystko poszło zgodnie z planem.

Rakieta wystartowała pionowo w górę i szybko osiągnęła prędkość prawie 5 machów, czyli blisko 5 tys. km na godzinę. W kilka sekund wzbiła się aż do granic kosmosu, na wysokość 84,5 km. Wiadomo, że po 4 minutach i 48 sekundach lotu spadła gdzieś do akwenu przylegającego do największego w Rzeszy poligonu artylerii przeciwlotniczej, rozciągającego się od Jarosławca do Ustki. Potem w okolicach Słupska spadały kolejne, przy czym niektóre zbaczały z kursu i uderzały w ląd. Dotarliśmy do relacji opisujących te wydarzenia, wówczas otoczone głęboką tajemnicą.

Był lej, nie było eksplozji

Wspomina o nich m.in. syn pastora Martina Schreibera w uzupełnieniu kroniki spisanej przez ojca o dziejach wsi Duninowo. Według niego, celem testowych rakiet, wystrzeliwanych z Peenemuende, były bagna koło Łeby, gdzie również znajdował się poligon rakietowy. Ale niektóre tam nie dolatywały.
"Jeden z takich egzemplarzy spadł w pobliżu naszej wsi - czytamy w kronice. - Z uwagi na tajność projektu, te zdarzenia zawsze powodowały zaangażowanie znacznych sił policji i wojska, które obstawiały miejsce upadku. Na szczęście wszystkie te rakiety spadały w szczerym polu, toteż nie było ofiar wśród ludzi i zwierząt, nie ucierpiały też żadne budynki."

Według mieszkańca Duninowa, były to rakiety V-1, czyli de facto bezzałogowe samoloty odrzutowe, oraz balistyczne V-2. Wiadomo, że spadały one także w pobliżu innych wsi. 10-letni wówczas mieszkaniec Wytowna wspomina o upadku jakiegoś obiektu latającego w ogrodzie niejakiego Diebicha, mieszkańca Przewłoki. "Wszyscy byli zdumieni, jak szybko obstawiono to miejsce" - wspomina.
Podejrzewa, że była to jedna z rakiet doświadczalnych.

- "Za tym, iż była to V-2, a nie V-1 przemawia fakt, iż w ogrodzie powstała tylko wielka dziura i nie było innych zniszczeń, bo nie doszło do eksplozji. Rakiety V-2 wypalały cały swój zapas paliwa już w ciągu 90 sekund po starcie. Te testowane nie miały też, oczywiście, głowic bojowych. Dlatego nie było wybuchu" Jak twierdzi, także jednak V-1 były widywane nad Wytownem.

UFO nad Bałtykiem

Dziwne obiekty latające miały spadać również w rejonie Niepoględzia i Łysomic koło Dębnicy Kaszubskiej. Także i tu nie wyrządziły żadnych poważnych szkód, ale powodowały natychmiastowe obstawienie terenu upadku przez wojsko i policję. Wiele wskazuje na to, że były to te rakiety V-2, które wystrzelono z Peenemuende kolejno 14 i 22 kwietnia 1943 roku. W tamtejszych raportach odnotowano, że spadły na Pomorzu. Upadku na ziemię rakiety wystrzelonej 29 czerwca 1943 w ogóle nie zaobserwowano. Mogła wbić się głęboko w torfowiska i tkwić w nich do dziś. Rozrzut Niemcy mieli dość spory. Jedna z rakiet V-2, wystrzelona 13 czerwca 1944 roku, doleciała aż do Szwecji. Skandynawowie byli zaniepokojeni. Już wcześniej widywali dziwne zjawiska na południowym nieboskłonie. A także przez kilka lat po wojnie, kiedy to - jak donosił brytyjski wywiad, powołując się na niemieckiego uciekiniera z polskiej już wówczas Ustki - armia radziecka przeniosła urządzenia doświadczalne z Peenemuende na poligon obok kurortu i kontynuowała niemieckie doświadczenia. To właśnie wtedy zapoczątkowana została tak zwana skandynawska fala UFO. Dziś już wiadomo, że niezidentyfikowanymi obiektami latającymi domniemanych kosmitów służby specjalne odciągały uwagę opinii publicznej od doświadczeń z supertajnymi broniami.

Wiele wskazuje na to, że w okolicach Ustki i Łeby znajdowały się urządzenia do obserwacji toru lotu wystrzeliwanych rakiet. Łeba miała odrębny poligon rakietowy, usytuowany na mierzei koło Rąbki, na którym testowano przeciwlotnicze rakiety Rheintochter (Córy Renu) i czterostopniowe, balistyczne Rheinbote (Reński Posłaniec), przewidywane do przenoszenia głowic atomowych. Rheinboty, w nomenklaturze niemieckich "cudownych" broni odwetowych opatrzone kryptonimem V-4, wystrzeliwano w stronę obsadzonego przez Niemców Bornholmu. Ich lot, podobnie jak trajektorie rakiet V-2 wystrzeliwanych z Peenemuende, mógł rejestrować niemiecki radar usytuowany tuż nad brzegiem morza, 2 km na wschód od Ustki, po którym do dziś pozostał żelbetonowy fundament, nazywany przez miejscowych Kciukiem Neptuna.

Ale pomiary chyba też, tak jak trafienia, nie były zbyt dokładne. 1 grudnia 1943 roku ośrodek w Peenemuende zwrócił się pisemnie do dowództwa marynarki wojennej o wysłanie jakiegoś okrętu i wyłowienie tajnego sprzętu doświadczalnego z morza koło Ustki. Wszystko wskazuje na to, że była to właśnie pierwsza z sukcesem wystrzelona rakieta V-2. Przypuszczalnie obsługa poligonowa starała się ją zlokalizować i wyłowić już od 3 października, kiedy urządzenie wpadło do wody. Brak meldunków wskazujących, że udało się to potem marynarzom. Pierwsze skonstruowane przez człowieka urządzenie, które dotarło do progów kosmosu, prawdopodobnie wciąż jeszcze rdzewieje gdzieś na dnie morza nieopodal Ustki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza