Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pokochała człowieka, który ją dręczył i w końcu zabił

Zbigniew Marecki
Zbigniew Marecki
Agnieszka uśmiechała się do klientów, choć ze strachu przed mężem wszystko w niej drżało.
Agnieszka uśmiechała się do klientów, choć ze strachu przed mężem wszystko w niej drżało. Archiwum
W piątek zdecydowała się na rozwód, a w sobotę przed północą już nie żyła.

W piątek, 12 czerwca 2015 roku, zdecydowała się na rozwód. Nie zdążyła jednak złożyć pozwu w sądzie. 13 czerwca po godz. 23 już nie żyła. Zabił ją mąż. Nożem, który wielokrotnie wbił w jej ciało.

Zrobił to w łazience w ich dwupokojowym mieszkaniu komunalnym w Jezierzycach, gdzie mieszkali półtora roku. Wciągnął ją tam na oczach ich starszej córki, która z krzykiem wybiegła na podwórze, aby wezwać pomoc. Zareagował ochroniarz, który pilnował pobliskiej budowy. Gdy wszedł do mieszkania, kobieta już nie żyła. Pijany mężczyzna nie reagował na jego pytania. Po kilku minutach na miejsce przyjechał patrol policji, a po nim prokurator. Tuż po tragedii sprawca zabójstwa miał ponad 2 promile alkoholu w wydychanym powietrzu. Starszą córką zajęli się sąsiedzi. Młodsza w tym czasie spała u sąsiadów.

- 36-latek już złożył wyjaśnienia. Częściowo przyznał się do winy. Postawiliśmy mu zarzut zabójstwa - poinformował trzy dni później prok. Krzysztof Młynarczyk, szef Prokuratury Rejonowej w Słupsku.

Zabójca do tej pory przebywa w Areszcie Więziennym w Słupsku. Po przeprowadzeniu sekcji zwłok, jego żona została pochowana na cmentarzu we Wrześciu. Dzieci wraz z dziadkami, którzy zostali ich prawnymi opiekunami, mieszkają teraz w innej wsi, w lokalu przyznanym przez władze gminy Słupsk.

- Oczekujemy, że zostanie skazany na dożywocie, bo on to morderstwo planował. Nie ma żadnego usprawiedliwienia - powiedzieli mi członkowie rodziny zamordowanej kobiety, gdy spotkali się ze mną, aby opowiedzieć tragiczną historię ich córki, siostry i szwagierki.

Agnieszka miała 20 lat, gdy poprzez koleżankę poznała Piotra, jej rówieśnika. Obydwoje pracowali w tym czasie w Słupsku. Ona jako ekspedientka, a on - jako ochroniarz. Jeździli tym samym autobusem. Ona wsiadała do niego w Lubuczewie, swojej rodzinnej wsi. On dojeżdżał z Rumska. Drobnej i delikatnej dziewczynie bardzo się podobał , bo Piotr miał prawie 2 metry wzrostu i był przystojny.

- Dbał o siebie, ubierał się w markowe ciuchy. Taki elegancik - mówi Kazimierz, jeden ze szwagrów zabójcy. Dziewczyna szybko zakochała się w przystojnym adoratorze. Narzeczonymi byli ponad dwa lata. W tym czasie między nimi różnie się układało.

- Już wtedy ją szantażował. Mówił, że się zabije, jak go zostawi. Widzieliśmy, że coś jest nie tak. Kilka razy usłyszała od nas, że powinna się zastanowić - opowiada Elżbieta, siostra Agnieszki. Po pewnym czasie było widać, że młoda dziewczyna ma wątpliwości, ale gdy się okazało, że jest w ciąży, zdecydowała się na ślub.

Młodzi zamieszkali z rodzicami Agnieszki w Lubuczewie. W ciągu trzech lat na świat przyszły dwie ich córki. Po czterech latach Agnieszka wychodziła u wójta jednopokojowe mieszkanie w Wiklinie.

- Piotr jej w tym nie pomagał. Jego takie sprawy nie interesowały. Całą uwagę skupiał na sobie i swoich przyjemnościach. Gdy urodziła się ich pierwsza córka, to nie pojechał do szpitala. Na chrzcinach bez powodu zrobił karczemną awanturę - dodaje pani Teresa, mama Agnieszki.

Wtedy rodzina Agnieszki już wiedziała, że dziewczyna trafiła na lenia, który szybko nudził się w każdej pracy, a lubił przyjemności, ładne ubrania i wydawanie pieniędzy, których mu zawsze brakowało. Mimo to szwagierki i szwagrowie pomagali mu znajdować kolejną pracę, gdy poprzednią rzucał.

- Gdy gdzieś wytrzymał pół roku, to był cud - wspominają.

Ciąg dalszy na następnej stronie
W ciągu 13 lat zmieniał pracę co najmniej 22 razy. Do tego od czasu do czasu zahaczał się na czarno. Jego szwagierki długo nie mogły mu wybaczyć, gdy wyleciał z dobrej pracy w wojsku, gdzie całkiem dobrze zarabiał. Wtedy rodzina mogła stanąć na nogi. On jednak miał to w nosie. Wolał grandzić z kolegami, popijać i szukać przyjemności.

- Gdy mu brakowało pieniędzy, to wynosił z domu różne rzeczy. Był zdolny wyciągnąć z lodówki ostanie mięso na obiad. Pewnie je wymieniał na wódkę z kolegami. To, że dzieci były głodne, mu nie przeszkadzało. Przeciwnie, czasem na ich oczach potrafił kupić innym dzieciom jakieś słodycze. Tak specjalnie. Jakby sprawiało mu to przyjemność. Tak postępują skrajni egoiści albo ludzie, którzy postanowili zniszczyć najbliższych - uważa mama Agnieszki, z którą nie rozmawiał miesiącami.

Rodzina zamordowanej pamięta, jak Agnieszka odejmowała sobie od ust, aby opłacić mieszkanie i go nie zadłużyć. Pomagali jej cały czas.

Dzięki temu wiązała koniec z końcem, bo Piotr nie dawał jej ani grosza albo tylko znikomą część wynagrodzenia, jeśli je dostawał, co zdarzało się rzadko.

- Kilka dni przed tą straszliwą sobotą posunął się do tego, że z urzędu skarbowego za plecami Agnieszki wypłacił cały zwrot podatku - 2400 złotych. Dla niej to była olbrzymia suma. Dzięki niej przez chwilę mogłaby żyć bez długów. To przeważyło. Wtedy zdecydowała się na wniesienie pozwu rozwodowego, choć już kilka razy go przygotowywała - mówią siostry Agnieszki.

Dlaczego tak późno? Do końca nie wiadomo, ale powodów było kilka. Na pewno długo miała nadzieję, że Piotr wydorośleje, uspokoi się i będzie wreszcie dobrym mężem i ojcem, z którym ona i dziewczynki będą mogły razem wyjść na spacer . - Kilka razy zwierzała się, że zazdrości kobietom, które mogą tak normalnie żyć - mówią siostry Agnieszki. Potem już straciła nadzieję na tę odmianę, ale za to coraz bardziej się go bała, gdy ją wyzywał, szczypał, popychał albo znęcał się psychicznie.

- Celowo nastawiał na cały głos muzykę albo zmuszał Agnieszkę i dziewczynki do oglądania z nim nocnych filmów. Potem niewyspane i zmęczone chodziły do szkoły i pracy. Piotra nie interesowało, czy córki miały odrobione lekcje. Może się nawet cieszył, gdy na jego widok Agnieszka zaczynała się trząść, choć przed ludźmi starała się ukrywać, co się dzieje w jej domu. Po prostu było jej wstyd - dodają jego szwagierki.

Gdy wypił, był jeszcze gorszy. Po domu chodził prawie nagi i opowiadał, co zrobi żonie i córkom. W złości groził nawet żonie, że ją zabije i wyniesie na tory, aby przejechał ją pociąg. Kiedy tego nie wytrzymywała, wzywała policję, która często odwiedzała mieszkanie Agnieszki i Piotra. Zarówno w Wiklinie, jak i w Jezierzycach. Policjanci założyli nawet rodzinie niebieską kartę, ale na tym się skończyło. - Pracownicy socjalni nie zainteresowali się bliżej rodziną Agnieszki. Trochę mamy o to żal - mówią moi rozmówcy.

W czasie przygotowań do procesu rozmawiali z różnymi ludźmi. W rezultacie doszli do wniosku, że Piotr przygotowywał się do zabicia żony. Mówił znajomym, że musi kupić specjalny nóż. Chciał też pożyczyć maszynkę do strzyżenia włosów, bo podobno w więzieniu inni mężczyźni najczęściej gwałcą blondynów. Liczył, że jak się będzie strzygł na łyso, to nikt nie rozpozna, że jest blondynem. - Te opowieści ludzi z jego otoczenia sugerują, że myślał o tym, aby się pozbyć żony, a może i dzieci, którym też groził. To, że 13 czerwca 2015 roku był pijany, nie powinno być dla niego usprawiedliwieniem - jeszcze raz podkreślają najbliżsi. Nie wyobrażają sobie, że zostanie skazany na 25 lat i po kilkunastu latach wyjdzie na wolność. Dziewczynki cały czas budzą się po nocach ze strachem w oczach i pytaniem, czy On czasem nie przyjdzie do lokalu, gdzie mieszkają z dziadkami.

- Mam nadzieję, że ten sen nigdy się nie sprawdzi - dodaje mama Agnieszki.

Jak sąd potraktuje zabójcę, przekonamy się wkrótce. Rodzina już dostała wezwania na pierwsze rozprawy.

Popularne na GP24. Zobacz:

gp24

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza