Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pomagają dzikim zwierzętom, które wymagają opieki i leczenia przed powrotem do natury

[email protected]
Fot. zbigniew marecki
Nie mają zapewnionego finansowania, ale zajęli się na poważnie opieką nad dzikimi zwierzętami wymagającymi pomocy.

Rozmowa „Głosu” z Katarzyną Pudzianowską, prezesem Fundacji Azyl dla Dzikich Zwierząt w Słupsku

Zaczęło się od jeży?

Tak. Najpierw zbierałam jeże, których w naszej okolicy jest wiele i nie wszystkie sobie radzą, gdy przychodzi jesień i mroźna zima. Te najmniejsze bez pomocy są właściwie skazane na śmierć z powodu wyziębienia. Zaczęłam im pomagać. Później dostawałam je od innych ludzi. Potem w domu pojawiły się inne dzikie zwierzęta. Gdy już zrobiło się ciasno, postanowiłam z mężem, że założymy fundację, aby stworzyć profesjonalny azyl dla dzikich zwierząt.

Można to zrobić tak bez żadnych pozwoleń?
Nie, trzeba uzyskać stosowne certyfikaty. Nam to się udało już zrobić. Mamy także siedzibę w dawnym Domku Maleńkiej Miłości przy ul. Franciszkańskiej 8 w Kobylnicy, gdzie niegdyś zakonnice prowadziły dom opieki nad starszymi osobami. Ponieważ od kilku lat ten budynek stał pusty, Leszek Kuliński, wójt Kobylnicy, zdecydował się nam go oddać w użytkowanie. Jesteśmy mu bardzo wdzięczni.

Nie próbowaliście działać w Słupsku?
Próbowaliśmy, ale nie udało się nam porozumieć z prezydentem Robertem Biedroniem.

W jaki sposób finansujecie działalność swojego centrum rehabilitacji dla jeży i dzikich zwierząt w Kobylnicy?
Na razie głównie z własnych pieniędzy oraz tego, co nam dadzą znajomi albo osoby, które przywożą do nas zwierzęta wymagające pomocy. Oficjalnie działamy od maja, więc na razie nie możemy być organizacją pożytku publicznego, bo takie uprawnienia zdobywa się po dwóch latach działalności. Pisaliśmy także listy do okolicznych samorządów, bo niektóre z nich mają problemy z dzikimi zwierzętami , ale na razie - poza Kobylnicą - nie otrzymaliśmy żadnego wsparcia.

A współpracujecie z organizacjami zajmującymi się pomocą dla zwierząt domowych?
Schronisko dla Zwierząt ze Słupska przekazało nam kilka dzikich zwierząt, które tam trafiły i odsyła do nas osoby, które chcą tam przekazać dzikie zwierzę wymagające pomocy.

Współpracujecie także z weterynarzami?
Jak się okazało, w praktyce nie jest to takie łatwe, bo weterynarze nie są w rzeczywistości zainteresowani tego typu współpracą. Na razie współdziałamy z lecznicą weterynaryjną Alwet przy ul. Piłsudskiego. Tam działają naprawdę zaangażowani lekarze weterynarii, którzy bardzo się starają, aby pomóc chorym zwierzętom.

Ile zwierząt przebywa obecnie w waszym azylu?
Obecnie mamy zarejestrowanych 90 zwierząt. Większość będzie u nas przebywać tak długo, dopóki się nie wykuruje. Potem wrócą do natury. Inne przetrzymamy przez zimę, ale są też i takie, które są skazane na dożywotnią opiekę człowieka.

Jak was odbiera otoczenie?
Różnie. Zwykle sympatycznie, ale niedawno podczas naszej nieobecności ktoś na terenie azylu rozsypał trutkę. Sprawę bada policja.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza