W ubiegłym roku w notatce służbowej dotyczącej likwidacji urządzeń byłej oczyszczalni ścieków w Kończewie, pod którą podpisali się wicewójt Jan Plutowski oraz dwoje jego współpracowników, władze gminy zobowiązały się do zburzenia pozostałości oczyszczalni i uporządkowania terenu.
Prace miały być wykonane do maja. Do dziś nic się nie zmieniło. - Byłem w gminie i prosiłem o uporządkowanie terenu, ale kierownik warsztatu Zdzisław Lisiecki zaczął udawać Greka. Był zdziwiony, że te prace nie zostały jeszcze wykonane - opowiada pan Kędzior. Zdenerwował się, gdy jeden z hodowanych przez niego koni omal nie wpadł do głębokiej studni kanalizacyjnej.
- Nie wytrzymałem. Doprowadziłem do spotkania w moim gospodarstwie z wójtem Leszkiem Kulińskim i jego współpracownikami, którzy podpisali się pod notatką z kwietnia 2011 roku. Nic nie wskórałem.
Przeciwnie, usłyszałem od wójta, że mam sobie sam posprzątać działkę, a jak mi się nie podoba, to mogę iść do sądu - relacjonuje Kędzior, który nie może się pogodzić z tym, że samorząd funkcjonuje jak państwo w państwie. - Liczącą trzy tysiące metrów kwadratowych działkę, o której mowa, sprzedaliśmy panu Kędziorowi za ponad pięć tysięcy złotych
- tłumaczy wójt Kuliński.
- To on miał ją zrekultywować. Potem pod wpływem jego próśb zgodziliśmy się mu pomóc. Przywieźliśmy 50 przyczep ziemi. Żądania pana Kędziora dotyczą urządzeń związanych z kanalizacją deszczową, a nie sanitarną. My już nie zamierzamy się angażować, chyba że sąd będzie miał inne zdanie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?