3 lutego pani Małgorzata przytulała po raz ostatni 5-letnią Zuzię i 11-miesięcznego Maksia. Kobieta twierdzi, że dzieci zostały zabrane przez ich ojca, bo się z nim rozstała.
- Przez siedem lat mieszkaliśmy w Anglii i już wtedy nam się nie układało. Urodziła się Zuzia, potem Maksio, a ja całymi dniami siedziałam w domu, bo partner zabronił mi chodzić do pracy. W niczym mi nie pomagał - opowiada pani Małgorzata. - W ubiegłym roku zdecydowałam się wrócić do kraju.
Nie ukrywa, że podczas pobytu w Anglii pojawił się alkohol.
- Mój partner lubił wypić, a ja zaczęłam wraz z nim. Postanowiłam jednak zmienić swoje życie. Odejść od niego, wrócić do kraju, zapisać się na terapię. Wiedziałam, że skłonność do jednego, dwóch drinków dziennie może przeistoczyć się w poważny problem - mówi.
Na przełomie roku przez 8 tygodni była na terapii w ośrodku pod Warszawą. W tym czasie były partner ani razu jej nie odwiedził. Widział się tylko z dziećmi, którymi opiekowali się rodzice pani Małgorzaty. To utwierdziło ją w decyzji o rozstaniu.
- Powiedziałam mu o tym, kiedy dzwonił 1 lutego. Zaczął mi grozić i wyzywać. Podobnie było dzień później. Trzeciego lutego przyszedł po Maksia jego dziadek, ojciec mojego partnera, żeby zabrać go na spacer. Mówił, że chce tylko pobyć z wnukiem i że zaraz go odprowadzi. Zabrał Maksia o 14, wtedy widziałam dziecko po raz ostatni - relacjonuje kobieta.
Wieczorem przyszedł ojciec jej dzieci.
- Doszło do sprzeczki. Chwycił mnie za szyję i zaczął dusić. Krzyczał, że jestem wyrodną matką, że zabierze mi dzieci - opowiada pani Małgorzata. - Udało mi się uciec. Kiedy wróciłam, nie było już ani jej partnera, ani starszej córki. Tego dnia z Zuzią przygotowywałyśmy się do przestawienia w przedszkolu. Miała grać Kopciuszka.
Od tamtej pory dzieci widziała tylko raz przez szparę w drzwiach mieszkania ich dziadków, gdzie poszła z policją. Kobieta twierdzi, że dziadkowie utrudniają jej kontakt z dziećmi, coraz rzadziej pozwalają na rozmowy telefoniczne.
- Zuzia nie chodzi do przedszkola, czas spędza z dziadkiem na siłowni. Kiedy udało mi się z nią porozmawiać, powiedziała, że za mną tęskni - mówi matka. - Boję się, że je gdzieś wywiozą, że już ich nie zobaczę - mówi.
Ani ojciec, ani dziadkowie nie odbierają telefonów. Z tego, co udało nam się dowiedzieć, zarzucają pani Małgorzacie, że jej problem z alkoholem się nie skończył.
- Mówią, że na terapii nauczyłam się brać narkotyki - mówi kobieta. - A to nieprawda.
Pani Małgorzata złożyła wniosek do sądu o odebranie dzieci i pozbawienie ojca władzy rodzicielskiej. Termin rozprawy wyznaczono na 31 marca. Dzieci cały czas są u ojca.
Policja twierdzi, że nic w tej sprawie zrobić nie może.
- Interweniowaliśmy kilka razy. O miejscu pobytu dzieci decyduje sąd. Jeśli oboje rodziców mają pełnię praw rodzicielskich, dzieci mogą być zarówno przy matce, jak i przy ojcu
- mówi Daniel Pańczyszyn z KPP w Lęborku.
Ten sam argument przytaczają też przedstawiciele Temidy. - To rodzice powinni się zdecydować, gdzie dzieci powinny przebywać. Jeśli nie potrafią dojść do porozumienia, zadecyduje o tym sąd rodzinny - mówi sędzia Danuta Jastrzębska, rzecznik Sądu Okręgowego w Słupsku. Wyjaśnia też, że gdy któreś z rodziców obawia się, że zanim odbędzie się rozprawa, dobro dzieci może być zagrożone, można złożyć do sądu wniosek o tzw. ustalenie zabezpieczenia tymczasowego.
- Ureguluje ono m.in. kwestię miejsca przebywania dzieci do czasu rozprawy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?