Po policjantach i pracownikach administracji sądów przyszedł czas na nauczycieli. W całym kraju belfrowie nagle zachorowali. Zamiast szkół wybierają zwolnienia lekarskie i liczą, że również im w ten sposób uda się wywalczyć podwyżki.
Choć o akcji protestacyjnej informują ogólnopolskie media, to wczoraj przedstawiciele resortu edukacji poinformowali, że protest objął niewielką liczbę szkół i przedszkoli. Na 39 tysięcy publicznych placówek oświatowych tylko 13 przedszkoli nie funkcjonowało z powodu nieobecności.
„Przypominamy, że zawieszenie zajęć w szkole lub placówce wymaga uprzedniej zgody organu prowadzącego oraz powiadomienia kuratora oświaty. W przypadku kilku z tych placówek takiego powiadomienia nie było (...). Niedopuszczalne jest, aby rodzice byli zaskakiwani brakiem opieki nad ich dziećmi w dniu zajęć” – poinformowało w komunikacie ministerstwo edukacji.
W Słupsku kłopotów z nagłymi nieobecnościami nie ma.
– Takiego zjawiska u nas nie ma – mówi Anna Sadlak, dyrektor wydziału edukacji ratusza. – Oczywiście, są chorzy nauczyciele, ale nie jest to zjawisko wyjątkowe, a ich liczba nie jest wyższa od tej w ubiegłym miesiącu. Nie ma masowych zwolnień.
Wczoraj Związek Nauczycielstwa Polskiego wsparł protest, popierając postulaty.
Nauczyciel rozpoczynający pracę w szkole może liczyć na 1750 zł na rękę. Jest to kwota po ostatniej, kwietniowej pod-wyżce. Co więcej, zdarza się wciąż, a są takie przypadki i w Słupsku, że belfrowie zatrudniani są jedynie od września do czerwca. ZNP informuje, że nauczyciel kontraktowy zarabia 1798 zł, mianowany 2033 zł, a dyplomowany 2377 zł netto. Jednocześnie kuratoria oświaty zapowiadają podwyżki – od 1 stycznia 2019 roku o kolejne 5 procent, jest też mowa o dodatku 500 zł do pensji dla wyróżniających się pracowników.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?