MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Przystanek seks

Zbigniew Marecki
Dzisiaj całująca się na ulicy para nikogo nie bulwersuje. Przeciwnie, czasem może wywoływać uczucie zazdrości. Na mniej wyrozumiałości mogą liczyć poniesieni pożądaniem kochankowie, gdy w miejscu publicznym pójdą na całość. Wtedy czekają ich nie tylko oskarżenia o nieobyczajność, ale także kary i mandaty.

A jednak to robią. Całkiem niedawno patrol policji zatrzymał w nocy parę kochanków, która oddawała się erotycznym figlom na przystanku autobusowym przy ul. Szczecińskiej w Słupsku. Chwila zapomnienia i seksualnego uniesienia kosztowała oboje po 150 zł.
- Gdyby wynajęli hotel, ta przyjemność byłaby tańsza - skomentowali redakcyjni koledzy.
- Może po prostu nie mieli pieniędzy albo nie mieli gdzie się podziać? - zastanawiały się nasze koleżanki, przypominając powieść Marka Hłaski "Ósmy dzień tygodnia", który w latach pięćdziesiątych opisał zgubne skutki miłości dwojga młodych kochanków, którzy bezskutecznie poszukiwali lokum, gdzie mogliby ją wreszcie fizycznie dopełnić. To jednak były czasy powojenne, kiedy po prostu brakowało mieszkań, więc młodzi szukali schronienia dla swojej miłości w różnych miejscach . Czasem musiały im wystarczyć krzaki w parku.
- Dzisiaj w niektórych środowiskach wcale nie jest lepiej. Nasłuchałam się o tym w wielu rodzinach. Są tacy, którzy mówią, że nabawili się nerwicy seksualnej z powodu ciasnoty w mieszkaniu, więc się nie zdziwię, jeśli okaże się, że część młodych z powodu braku lokum uprawia miłość na świeżym powietrzu albo w samochodzie kolegi - uważa Janina Kniaź, zachodniopomorski pracownik socjalny.

Przystanek seks

Taka motywacja wcale nie jest wykluczona. Niedawno mieszkańcy Redzikowa koło Słupska przekonali się jednak, że wybór garażu na miejsce schadzki może być niebezpieczny. W środku zimy zabawiająca się w samochodzie para kochanków tak się zapamiętała w igraszkach, że zapomniała, iż spaliny wydobywające się rury wydechowej samochodu mogą być zabójcze. Tym razem skończyło się na utracie przytomności i interwencji karetki, wezwanej przez przypadkowego przechodnia.
W tym przypadku garażowa miłość nie doprowadziła do tragedii, ale z pewnością ochłodziła uczucia, gdyż stały się one publiczną tajemniczą osiedla.
Nie wiadomo natomiast, co było bezpośrednią motywacją "przystankowych" zachowań kochanków ze Słupska. Jedno jest pewne: wszystkie lokalne gazety odnotowały ten wypadek. Głównie dlatego, że zadziałało prawo serii. Nieco wcześniej inne pary postanowiły uprawiać seks w słupskich autobusach miejskich, czym wprawiły w zdumienie pasażerów, kierowców, a także stróżów porządku publicznego.
- To chyba jakaś nowa moda? - zastanawia się nieco zbulwersowany kierowca MZK.
Wbrew pozorom wcale nie. Żeby mówić o modzie, trzeba by odnotować wiele przykładów naruszania tabu. Tak się działo choćby w latach sześćdziesiątych w amerykańskich campusach, gdzie zbuntowani studenci biegali nago i uprawiali publicznie seks w imię hasła "Make love, not war" (Kochajmy się, zamiast wojować). Wtedy naruszanie tabu miało wyraźny cel ideologiczny: wyrażało bunt przeciw społecznym obowiązkom i wojnie w Wietnamie, w którą rząd uwikłał zwykłych obywateli wbrew ich woli. Przy okazji wiązało się to z ruchem hippisowskim, który uznanie dla wolnej miłości wpisał na swoje sztandary.
- Coś tych klimatów było także na festiwalu młodej muzyki w Jarocinie, który w latach osiemdziesiątych stanowił swoisty wentyl bezpieczeństwa dla komunistycznej władzy - opowiada Adam z Koszalina, uczestnik kultowych już dzisiaj festiwali w Jarocinie. - Tam z jednej strony pokazywały się ruchy oazowe, a z drugiej zwolennicy obyczajowego wyzwolenia. Ci ostatni lubili demonstrować swoją nagość. Biegali po mieście bez odzieży albo kochali się na trawnikach. Gdy na początku lat dziewięćdziesiątych doszło jeszcze do walk z policją i wybijania szyb w sklepach, mieszkańcy miasta powiedzieli dość i nie zgodzili się na kontynuację festiwalu.

Zróbmy to inaczej

Najczęściej jednak ludziom nie jest potrzebne aż tak rozbudowane uzasadnienie dla publicznego uprawiania miłości. Czasem po prostu mają na siebie tak wielką ochotę, że nie mogą się powstrzymać.
- Hamulce pękają po kilku piwach na dyskotekach. Wtedy trzeba mocno uważać, żeby się nie natknąć na kotłujące się w różnych miejscach pary. Zajęte przez nich toalety to normalka. Kilka lat temu pod wpływem amerykańskich filmów bardzo modne było uprawianie seksu na maskach samochodów - opowiada bywalec dyskotek ze Szczecina.
Seks poza domem to domena nie tylko młodych. Na takie zachowania decydują się także dojrzałe małżeństwa z długoletnim stażem. Im najczęściej chodzi o to, aby zrobić to inaczej i zerwać z monotonią małżeńskiej alkowy.
- Mąż namówił mnie, abyśmy zabawiali się w odgrywanie rozmaitych scenek, które nas dodatkowo podniecały - mówi czterdziestoletnia mężatka z okolic Lęborka. - Początkowo aranżowaliśmy je w domu. Od pewnego czasu zabawiamy się także na świeżym powietrzu. Na przykład wcielam się w rolę panienki lekkich obyczajów, którą on zaczepia. Wsiadam do samochodu, negocjujemy zapłatę, a potem jedziemy gdzieś na pobocze albo - letnią porą - na leśną polankę. To jest bardzo ekscytujące.
Moja rozmówczyni nie widzi nic zdrożnego w takim postępowaniu. Wręcz przeciwnie: jest przekonana, że podobne zabawy pozwalają na bezpieczną realizację różnych marzeń i wprowadzają do związku nowe doświadczenia, które chronią małżeństwo przed nudą i wzajemnym znużeniem.
- Podczas pobytu w Holandii odkryłam, że tam istnieją specjalne kluby, gdzie nagie małżeństwa spotykają się z przyjaciółmi i wspólnie obserwują, jak inni się kochają. Czasem, jak mają ochotę, do nich dołączają. U nas takie pomysły wydają się jeszcze niemożliwe, ale publiczne oswajanie nagości już trwa. Striptizerskie występy dziewcząt i młodych, dobrze zbudowanych chłopców w dyskotekach, to wstęp do dalszych zmian obyczajowych - uważa namiętna czterdziestolatka.

Profesjonalistka może wszędzie

Wbrew pozorom publiczny seks dotarł już także do agencji towarzyskich, gdzie oficjalnie jedynie się tylko rozmawia.
- Zamówienia mamy różne. Tak przynajmniej wynika z rozmów z moimi pracownicami. Zdarza się, że klient życzy sobie seksu na klatce schodowej - zdradza właściciel popularnej agencji towarzyskiej w Koszalinie. - Prawdziwe profesjonalistki za godziwą zapłatę godzą się na takie rozwiązania. Po prostu są ludzie, którzy największą seksualną rozkosz przeżywają, gdy grozi im jakieś niebezpieczeństwo.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza