Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rok 1945. Umarł Stolp, narodził się Słupsk

Anna Czerny-Marecka
Anna Czerny-Marecka
Prof. Wojciech Skóra jest autorem kilku monografii oraz ponad 100 artykułów naukowych
Prof. Wojciech Skóra jest autorem kilku monografii oraz ponad 100 artykułów naukowych
Słupski rok 1945 był przerażający. W mieście spotkali się ludzie z trzech państw: Niemcy, Polacy i Sowieci. Owocem było głównie cierpienie, zniszczenie - pisze we wstępie książki „Słupsk, 1945. Miasto Niemców, Sowietów i Polaków” prof. Wojciech Skóra. Taki los dzieliło wiele pomorskich miast, ale według historyka nawet na ich tle Stolp był wyjątkowo doświadczony.

Prof. Skóra nazywa Słupsk miastem palimpsestem. To słowo oznacza rękopis napisany na używanym już wcześniej materiale. - W 1945 roku zakończyła się długa niemiecka epoka w jego dziejach; epoka, która w istocie ukształtowała to miasto. Nastąpiło gwałtowne wymazanie niemieckiej rzeczywistości. Dokonali tego Sowieci i Polacy - twierdzi historyk z Uniwersytetu Pomorskiego w Słupsku. Jak to się odbywało? W książce mówią o tym trzy nacje.

Trójgłos….

Oddanie głosu Niemcom, Sowietom i Polakom, którzy spotkali się w Słupsku w 1945 roku, to na pewno największa zaleta tej książki. Pomysł nowatorski. Wcześniej, owszem, świadectwa bezpośrednich świadków publikowano, ale nigdy w takiej liczbie i nie jako główną narrację.

- Pokazanie tego okresu z perspektywy trzech stron to dobry, oryginalny i ożywczy pomysł, bo nikt tego wcześniej nie zrobił - mówi Agnieszka Zielińska z Cepelin Books, miłośniczka historii regionu.

- Zaletą tej książki jest jej świeżość, właśnie przez wielogłosowość - zgadza się Tomasz Częścik, dziennikarz, historyk, rekonstruktor, twórca dokumentalnych filmów o historii Słupska.

Dodaje, że jego zdaniem mogłoby być więcej świadectw sowieckich, ale są one trudne do zdobycia i to sukces, że prof. Skóra dotarł do części z nich.

… nie do pogodzenia

Wspomnienia niemieckich mieszkańców Stolpu, sowieckich najeźdźców-wyzwolicieli i polskich pionierów poszeregowane są w trzech rozdziałach: „Stolp. Niemcy - zmiażdżeni”, „Stolp (pisany cyrlicą). Sowieci - zwycięzcy”, „Słupsk. Polacy - beneficjenci”. Przymiotniki w tych tytułach trafnie oddają treść i emocjonalny charakter wypowiedzi świadków.

Niemcy generalnie mają poczucie wielkiej niesprawiedliwości dziejowej i niezawinionej straty. Eksponują nieszczęścia, które ich spotykają: gwałty na kobietach, masowe samobójstwa, utratę życiowego dorobku. Czują pogardę do „sowieckiej dziczy”, ale jeszcze większą do Polaków, którzy „korzystają” z tego, że Sowieci wywalczyli im miasto. Długo są przekonani, że po końcu wojny pozostaną w Stolpie.

Co czuli Sowieci? To trudno wywnioskować, bowiem w archiwach spenetrowanych przez prof. Skórę przeważają oficjalne wojskowe dokumenty. Można domniemywać, że pobyt w Słupsku, zakwaterowanie w dobrze urządzonych niemieckich willach i poczucie władzy, był dla nich rajem na Ziemi. Co ciekawe, i powtarza się nie tylko w przypadku tużpowojennej historii Słupska, po okresie gwałtów na Niemkach i kradzieży, wchodzą często w rolę obrońców niemieckich mieszkańców przed Polakami. A Niemcy ochoczo z tego korzystają.

No i Polacy, pionierzy, którzy przybyli do Słupska z wielkim bagażem traumatycznych doświadczeń, ale małym z dobrami materialnymi. Bo wojna zabrała im rodziny, przyjaciół, ale też domy, dobytek i ziemie. Beneficjenci?

- Owszem, przed wojną poziom życia w Polsce i Niemczech był różny, i Polacy przejęli lepiej urządzone domy i gospodarstwa, ale słowo „beneficjenci” uważam za nietrafione - mówi Tomasz Częścik.

Jeszcze mocniej ujmuje to Jolanta Nitkowska-Węglarz, dziennikarka, pisarka, twórczyni książek o słupskiej i regionalnej historii.

- Należę do pierwszego powojennego pokolenia urodzonego w polskim Słupsku, w mieszkaniu należącym do państwa polskiego, którego moi rodzice nie dostali za darmo. Za poniemieckie sprzęty wycenione i zinwentaryzowane płacili państwu w ratach i to długo. Polacy wypadli w tej książce słabo. Wybija się zwłaszcza jeden motyw wielokrotnie podkreślany przez prof. Skórę. Oto Polacy zajęli domy Niemców i stali się beneficjentami lepszego statusu. Czy zatem mieli zbudować sobie chaty słomą kryte, bo tak mieszkali przed wojną? Profesor chce wzbudzić poczucie winy? Niesprawiedliwe to wobec pionierów. Moi rodzice dostali na obcej ziemi niepewne życie na kredyt, który musieli spłacić. Wysiedleni Niemcy dostali od swojego rządu odszkodowania za pozostawione mienie. To zasadnicza różnica. Płacili ci, co wojnę wygrali - dostali ci, co ją rozpętali.

Głos czwarty

Wspomnienia świadków historii nie są pozostawione bez komentarza. W przypadku Niemców historyk czasem tłumaczy, dlaczego mieli prawo do poczucia straty, ale o wiele częściej przypomina to, czego ówcześni mieszkańcy Stolp zdawali się nie pojmować. Że to oni, Niemcy, wywołali wojnę, okupowali Polskę i sowiecką Rosję, wyrządzili niezliczone krzywdy. Nie wiedzieli? Tu prof. Skóra sugeruje, że raczej nie chcieli wiedzieć. Przecież ich bliscy walczyli na froncie i czynili zło w podbitych krajach. A i w Słupsku w obozach koncentracyjnych i przymusowej pracy więziono i Polaków, i obywateli innych państw. Wszak nie byli niewidzialni...

Polskie świadectwa opatrzone są z kolei komentarzami o tym, jak ciężko Polacy zostali doświadczeni. Chociaż nie brakuje także mniej chwalebnego wątku - szabru, jaki na ziemiach tzw. odzyskanych odbywał się także z udziałem Polaków.

Odautorskie fragmenty mówiące o Sowietach wywołują chyba najwięcej kontrowersji. Prof. Skóra pisze bowiem o tym, że niemiecka okupacja na wschodzie przybrała najbardziej okrutne oblicze. I tę pamięć sowieccy żołnierze nieśli ze sobą, w dodatku w przekonaniu, że wyzwalają od zła, płacąc wysoką daninę krwi, nie tylko swoją ojczyznę. Czy tym można tłumaczyć na przykład masowe gwałty na niemieckich kobietach i dzieciach?

- Niczym nie da się tego wytłumaczyć - stanowczo zaprzecza Agnieszka Zielińska. - Nie ma żadnego usprawiedliwienia dla okrucieństwa sowieckich żołdaków wobec cywilnej ludności Słupska. Te fragmenty książki wręcz mnie oburzyły.

- Okrucieństwo gwałtów zostało zbagatelizowane - zgadza się Tomasz Częścik.

- Dokumenty i relacje pokazujące rządy Rosjan są bezcenne - przyznaje Jolanta Nitkowska-Węglarz. - Mogę mieć jednak pretensje o zbytnie tłumaczenie postępowania Sowietów i Niemców. Wolałabym zimny dystans do faktów - dodaje.

Mity obalone

- Mam nadzieję, że ta książka, zawierająca wiele informacji przeczących dotychczasowej wiedzy, da asumpt do kolejnych badań historycznych dziejów Słupska i regionu - mówi Tomasz Częścik.

Jednym z faktów, który doczekał się w książce sprostowania, jest spalenie centrum Słupska tuż po wejściu do miasta sowieckiej armii. Najpowszechniejsze jest przekonanie, że Sowieci upili się zdobycznym bimbrem i zaprószyli ogień, który pochłonął Stary Rynek i okoliczne ulice.

- Przyczyny spalenia centrum i wybranych ulic Słupska w marcu 1945 roku były inne, niż dotychczas sądzono - pisze historyk. - Pewna część zniszczeń była efektem działań Niemców.

Jakie są podstawy, by tak sądzić?

- Słupsk zaczął płonąć nocą 7/8 marca w wyniku wysadzenia mostów, jeszcze przed wkroczeniem Sowietów. Były to jednak pożary lokalne, zniszczenia ograniczone - czytamy w książce. - Ale wycofujący się Niemcy zastawili w Słupsku pułapkę na czerwonoarmistów, w piwnicach kamienic Starego Rynku (Markt Platz). Wieczorem, 8 marca, gdy Sowieci byli już w mieście kilkanaście godzin, nastąpił wybuch. (...) Po nim Sowieci przystąpili do systematycznych podpaleń, z zemsty lub aby detonować kolejne możliwe pułapki.

Drugi obalony mit dotyczy walk o Słupsk. Dotychczas uważano, że były krwawe i ciężkie. W świetle faktów przedstawionych przez historyka z Uniwersytetu Pomorskiego nic takiego nie miało miejsca. Niemieckie wojska opuściły miasto, a Sowieci weszli do niego praktycznie bez problemów. I urządzili w Słupsku zaplecze frontowe, uruchamiając między innymi olbrzymi szpital chirurgiczny i warsztat naprawy czołgów. Bazę miała tu również 11. Kompania Zdobyczy Wojennych. Jej żołnierze prowadzili rabunek na dużą skalę.

- Żołnierze gwardyjscy przeszli, zaś w Słupsku rozlokowały się jednostki tyłowe. Było to nieszczęście dla miasta - pisze profesor. Dlaczego?

Bo żołdacy, którzy nie musieli walczyć, oddali się wojennym „rozrywkom”. Rabowaniu, niszczeniu, upijaniu się i gwałtom. Świadectwa ofiar to lektura ciężka nawet dzisiaj. Wiele kobiet umierało w wyniku zadanych cierpień, niektóre popełniały samobójstwa, wiele zostało zarażonych chorobami wenerycznymi, wiele urodziło dzieci sowieckich żołnierzy. To jeden z najczarniejszych rozdziałów w historii miasta i samej książki.

Historia a współczesność

Po lekturze książki trudno oprzeć się wrażeniu, że piętno 1945 roku miasto i jego mieszkańcy odczuwają i dziś. Materialną stratą, chyba już nie do odzyskania, jest brak Starego Rynku z prawdziwego zdarzenia. Urokliwe kamieniczki za PRL-u zostały zastąpione przez zwykłe bloki. To miejsce, które przed wojną było sercem miasta, czynnikiem miastotwórczym, to jeden z problemów współczesnego Słupska. Odejmuje mu wiele uroku.

W sferze niematerialnej doszło natomiast do odwrotnego zjawiska, nie utraty, lecz „zawłaszczenia”. Słupsk polski mocno czerpie z niemieckiej przeszłości, wskrzeszając jej znane postaci i wydarzenia.

- A co z naszą powojenną historią? - podnosił na spotkaniach autorskich prof. Skóra, zwracając uwagę na brak w przestrzeni publicznej tablic, pomników, innych form upamiętnienia zarówno pionierów, jak i Polaków zmuszanych w Stolp do niewolniczej pracy.

Szczególnie mocno ten problem wybrzmiał podczas kolejnych hucznych urodzin słupskiego ratusza. Liczonych od oddania neogotyckiego budynku do użytku 4 lipca 1901 roku.

- A może powinniśmy świętować raczej 10 sierpnia, kiedy to w 1945 roku Polacy przejęli rządy w Słupsku od Sowietów - zastanawia się historyk.

Drugie wydanie oczekiwane

„Słupsk 1945” to część pierwsza. Druga pomieści same wspomnienia Niemców, Sowietów i Polaków. Pierwszy tom rozszedł się błyskawicznie, już latem prof. Skóra myślał o drugim wydaniu. Jeżeli do niego dojdzie, czytelnicy oczekiwaliby większej staranności. Co prawda książka ma piękną szatę graficzną i jest należycie zilustrowana, ale poziom korekty woła o pomstę do nieba. Liczba błędów i literówek jest tak duża, że odbiera część satysfakcji z lektury. No i nazwy miejsc i ulic. Jest tu pomieszanie z poplątaniem, a zasada powinna być prosta - za Stolpu obowiązywało nazewnictwo niemieckie i to ono powinno być w tych fragmentach stosowane, z nazwą polską w nawiasie, nie odwrotnie.

Te niedociągnięcia nie obniżają jednak wartości książki, która jest ciekawa nie tylko dla historyków, ale i dzięki sprawnej narracji swobodnie trafi także do zwykłego czytelnika.

- „Słupsk 1945” jest znakomitą książką, której ogromną siłą jest pokazanie wielkiego zakrętu historii, tajfunu i tego, co stało się tutaj, kiedy opadł kurz wojny - ocenia Jolanta Nitkowska-Węglarz.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Archeologiczna Wiosna Biskupin (Żnin)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza